Był ciepły, letni poranek, bezchmurne niebo, zero wiatru tylko słońce ogrzewało powierzchnię ziemi do coraz wyższej temperatury.
W małym mieszkanku w centrum Seulu, młody mężczyzna otwierał leniwie swoje oczy, budząc się z kolejnego koszmarnego snu. Normalnie, uznałby że taki sen był jednym z najlepszych, ale odkąd główny bohater tego snu okazał się prawdziwy, a na dodatek był to jego najlepszy przyjaciel, te sny stały się koszmarem. Wiele razy chciał, by sen okazał się być prawdą niż tylko jego wyobraźnią, ale nie mógł nic poradzić, bo przecież Himchan był całkowicie nieosiągalny.
Yongguk westchnął i przejechał dłonią po włosach, po czym mlasnął ustami patrząc na puste miejsce obok siebie. Wygramolił się spod czerwono-czarnej kołdry, stawiając swoje bose stopy na miękkim szarym dywanie. Ziewnął krótko i uśmiechnął się do swojego odbicia w prostokątnym lustrze, po czym udał się do łazienki.
Otworzył brązowe drzwi wchodząc do pomieszczenia. Rozebrał się i wszedł pod prysznic, od razu sięgając po wiśniowy szampon rozprowadzając płyn po włosach. Woda ciekła po jego wyrzeźbionym ciele, dając mu przyjemne uczucie spokoju i ukojenia, pozwalając mu ochłonąć po erotycznym śnie z Himchanem.
"Bang Yongguk, chyba powinieneś znaleźć sobie kogoś" powiedział sam do siebie spłukując szampon z głowy.
Kiedy cała piana spłynęła z jego ciała do malutkiego brodzika z prysznica, sięgnął po żel, który w mgnieniu oka znalazł się na powierzchni jego skóry. Jego ręce błądziły wszędzie, a gdy dotarły do dolnych partii, po prostu się zatrzymał i spojrzał na ścianę. Jego wyobraźnia ukazała mu obraz stojącego przed nim Himchana, który wzrokiem wręcz każe, by Yongguk robił sobie dobrze.
Nie minęła nawet minuta, a dłoń mężczyzny zaczęła przesuwać się szybko w górę i w dół po coraz twardszym penisie. Zagryzł mocno dolną wargę opierając się plecami o zimną ścianę powoli wypychając biodra ku swojej ręce, bo zaczynało mu być coraz przyjemniej.
Wolną dłonią pocierał sterczące i twarde sutki, językiem oblizując swoje miękkie usta, oczami wyobraźni wciąż widział Himchana stojącego na przeciwko niego z wrednym uśmieszkiem na twarzy. Jednak to, co wyobraził sobie po chwili, przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
Himchan klęknął przed nim i wziął jego penisa do ust, zaczynając od razu szybko ruszać głową, językiem sięgając jak najdalej.
Yongguk jęknął cicho jeszcze szybciej ruszając ręką, czując na całym ciele, że niewiele mu zostało do osiągnięcia szczytu. Jego biodra nie mogły przestać się ruszać, sutki wciąż pocierane przez opuszki palców wolnej ręki, oczy zamknięte, a dolna warga przygryziona niemalże do krwi.
Jęknął nagle, zsuwając się po ścianie w dół, a jego sperma wyciekała z penisa na jego podbrzusze, brzuch i uda.
"H-Himchan" szepnął Bang uspokajając oddech.
"Naprawdę muszę przestać myśleć o tobie" mruknął po chwili pod nosem wstając z brodzika by umyć się raz jeszcze, tym razem, bez żadnych przerywników.
Kilka minut później wyszedł spod prysznica, owinął biodra kremowym ręcznikiem i przeczesał włosy ręką, po czym wyszedł z łazienki do kuchni.
Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Zdziwił się, bo przecież była wczesna pora, a z nikim się nie umawiał. Jednak mimo wszystko podszedł do drzwi i otworzył je, po czym przełknął ślinę.
"Himchan... Co ty tu robisz tak wcześnie?" spytał wpuszczając przyjaciela do środka. Zamknął drzwi z powrotem i poszedł za Himchanem do salonu, gdzie usiedli na kanapie, tak jak zawsze.
"Muszę ci coś powiedzieć, bo nie mogę dłużej tego w sobie trzymać" powiedział Kim patrząc Yonggukowi w oczy, jednocześnie pozwalając by delikatny rumieniec wkradł się na jego policzki.
"C-Coś się stało?"
"B-Bo widzisz, Yongguk ja... J-ja... Ja nawet nie wiem jak ci to wszystko wytłumaczyć..." powiedział Himchan i spuścił głowę zaczynając bawić się dłońmi.
"Może od początku?" spytał Bang i oparł się o kanapę plecami.
"Od początku...? Postaram się by było zrozumiale..." westchnął cicho Himchan po czym uniósł głowę do góry.
"Odkąd się znamy zastanawiałem się, jak to by było być z tobą... Z każdym kolejnym dniem, miesiącem, rokiem, naszej przyjaźni, coraz bardziej zatapiałem się w myślach o tobie, aż w końcu przyznałem przed samym sobą, że się zakochałem..." Przerwał na moment by spojrzeć na Yongguka, który zaciskał dłonie na ręczniku.
"Zakochałem się w tobie Yongguk... Trzy lata te..." nie zdołał tego skończyć. Usta Banga przylgnęły do jego w namiętnym pocałunku, który jednak nie trwał długo, bo już po chwili oderwali się od siebie z zarumienionymi policzkami i błyszczącymi oczami.
"Y-Yongguk..." szepnął cicho Himchan patrząc na twarz przyjaciela.
"Ja... Też się w tobie zakochałem Himchan..." szepnął mu do ucha Yongguk, opadając na jego ciało wtulając je w siebie. Trwali tak chwilę, może trochę dłużej, nim ponownie sięgnęli swych ust, łącząc je w delikatnym pocałunku.
:3
▼
28 listopada 2013
18 listopada 2013
Apocalypse
Nieprzerwany dźwięk ogłuszający ludzkie umysły na całej planecie. To alarm.
Biegł szybko, najszybciej jak potrafił ruszać nogami by tylko uciec gdzieś, gdzie pisk przestanie być słyszalny. Mijał otępione, nie rozumiejące niczego co się wokół nich działo istoty, które jeszcze przed alarmem i tym wszystkim co tu się wydarzyło były zupełnie normalnymi ludźmi.
Był ostatnim człowiekiem na tym świecie i ostatnim, który może coś zmienić.
Nagle poczuł się zupełnie lekki, jak piórko na wietrze unoszące się coraz wyżej i wyżej. Dźwięk w jego głowie zniknął.
Uśmiechnął się słabo, długa droga by tu dotrzeć wymęczyła go, ale mimo to miał siłę by iść dalej.
Szukał czegokolwiek do jedzenia, obojętne mu było czy to będzie zczerstwiały chleb czy tylko kawałek jabłka cały w kurzu, musiał coś zjeść, bo inaczej umrze. Przez ostatnie kilkanaście dni, dokładnie według jego własnych pomiarów czasu, uciekał 12 dni. 12 dni robił wszystko by przetrwać w tej dziczy wśród istot, które kiedyś mogły być jego przyjaciółmi, bo teraz nie mogą- poddali się przy pierwszym ataku.
Jego niegdyś ciemne, miękkie włosy teraz całe okryte szarym pyłem, ubrania, które dostał wyglądały jak łachmany starego pijaka z parku, spodnie pełne dziur ukazujące rany na jego chudych nogach.
Zastanawiał się nie raz, nie dwa, gdzie ludzkość popełniła błąd. Gdzie to wszystko się zaczęło, dlaczego tak się stało i skąd wzięła się pomoc z zewnątrz?
Jest rok 2167, a on został właśnie ostatnim człowiekiem na świecie.
"Psst" cichy głos tuż obok niego i delikatnie wystawiona dłoń wolała go do siebie. Zdziwił się, jednak poczuł w sercu, że tak trzeba zrobić. Trzeba pójść za nim i sprawdzić kim jest.
"Chodź szybko, póki jeszcze masz siłę chodzić" mruknął niezbyt wysoki młody mężczyzna o oczach tak cudownych, że jego serce zabiło znacznie szybciej.
"Dokąd mnie zabierasz?" Spytał cicho łapiąc mocno rękę drugiego, idąc za nim schylonym, by nikt ich nie zauważył. Skręcili w prawo, zeszli po kamiennych schodach w dół, rozsypując za sobą odrobinę pyłu, by zatrzeć ślady obecności kogokolwiek na tym terenie.
Weszli do małego podziemnego mieszkanka, przutulnego, które z pewnością nie było urządzone według schematów.
"Mogę zapytać kim jesteś?" Spytał cicho rozglądając się po głównym pomieszczeniu. Mała kanapa, dywan, ciemna podłoga, fioletowe ściany i obrazy, zapewne amatorskie, wiszące na niej.
"Jestem Kyungsoo" powiedział mężczyzna patrząc w jego oczy, lecz po chwili oddalił się do kuchni.
"Obstawiam, że jesteś głodny, więc siadaj chwilę i odpocznij trochę, a ja zaraz przygotuję coś do zjedzenia. Masz jakieś imię czy nadali ci nowe?" Głos Kyungsoo był ciepły, miły i ludki, co oddało mu odwagi i pewności, że może mu ufać.
"Jongin. To moje własne imię. Nie potrafiłem przyjąć imienia od nich" oznajmił krótko i usiadł na krześle, z błogim uśmiechem, bo faktycznie mógł odpocząć.
"Też jestem buntownikiem" powiedział cicho Kyungsoo stawiając po chwili pieczone udka z kurczaka na stole.
"Śmiało, częstuj się" powiedział z uśmiechem.
Nie pewnie sięgnął po kawałek mięsa, alw gdy wziął go do ust, rozpłynął się. Od dziecka nie jadł czegoś tak dobrego. Ze smakiem zjadał kolejne kawałki, aż w półmisku nie zostało nic. Spojrzał przepraszająco na drugiego, na co ten wstał, przeszedł przez salon do szafy, z której wyciągnął ręcznik i czyste ubrania.
"Masz, tam jest łazienka, potrzebujesz tego, prawda?" Spytał Kyungsoo z uśmiechem i podał mu naszykowane rzeczy.
Był zdziwiony jego otwartością i gościnnością, a przecież wcale się nie znali. Uśmiechnął się wdzięcznie i po chwili zniknął w łazience, gdzie rozebrał się i od razu niemal wszedł do naszykowanej ciepłą wodą wanny. Zanurzył się w niej po czubek nosa, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie się dzieje.
Zmoczył włosy i umył je, a gdy wyczuł w nich tylko i wyłącznie szampon, sięgnął dopiero po mydło. Wodził nim po całym swoim ciele, nie zważając na rany, które zaczynały go szczypać. To było nie ważne.
Gdy cały już się wykąpał i wyszedł z wanny, wytarł się ręcznikiem, po czym zaczął ubierać przygotowane przez Kyungsoo ubrania. Spodnie dresowe, czarna koszulka i co najważniejsze, czysta bielizna, pasowały na niego idealnie, tak jakby Kyungsoo wiedział, że się spotkają.
Wytarł jeszcze włosy ręcznikiem i dopiero wtedy wyszedł z łazienki, by pójść do Kyungsoo i przytulić go w podzięce.
"Możesz tu mieszkać ze mną" powiedział nagle mężczyzna patrząc na niego z błyszczącymi oczami. Uśmiechnął się delikatnie i przytulił go mocniej. Jednak poczuł wtedy coś dziwnego. Powoli przesuwał dłonią z jego talii przez pierś aż do karku, gdzie się zatrzymał i patrząc w oczy Kyungsoo pytał spojrzeniem o pozwolenie na pocałunek, bo poczuł, że musi do tego dojść.
"Zrób to" szepnął cicho Kyungsoo, przymykając powoli swoje powieki, a jego usta delikatnie rozchylone pozwalały, by ich zasmakowano.
Nie wiele dłużej czekając wsunął drugą dłoń na policzek bruneta i pocałował go czule, zarazem namiętnie, czując, że właśnie tego pragnął. Pragnęli oboje.
Nie zauważył, gdy ich delikatne pocałunki stawały się coraz bardziej pożądliwe, a oni sami przesuwali się bliżej kanapy, gdzie chwilę później spoczęli. Kyungsoo kurczowo trzymał jego koszulkę w swoich dłoniach by po chwili podjąć się próby jej ściągnięcia. Uśmiechnął się delikatnie, pozwalając mu to zrobić, co po dłuższej chwili doszło do skutku.
"Jongin... Zróbmy to... Proszę.." szepnął Kyungsoo patrząc błagalnie na niego, jakby czując, że to całe napięcie zbierające się od ostatnich kilku lat, dopiero teraz mogło wybuchnąć. On też to czuł, więc złapał za biodra Kyungsoo i przyciągnął je mocno do swoich bioder, a przyjemny prąd przeszył ich ciała.
Serce biło mu cholernie szybko, krew w żyłach otumaniała go, a coraz erotyczniejsze myśli powodowały, że robił coraz więcej rzeczy, by pobudzić siebie nawzajem.
Ciało Kyungsoo było czyste, nie skalane żadną raną, zadraśnięciem, niczym. Było delikatne, takie,o jakim zawsze marzył.
Powoli ruszał swoimi biodrami, zagryzając dolną wargę, a niespokojny oddech Kyungsoo przy jego uchu odbijał się o zaczerwieniony policzek. Ich ręce splecione ze sobą, oczy błyszczące, policzki zarumienione, a oddechy przyspieszone i nie opanowane jęki z ich gardeł, sprawiały, że atmosfera wokoło była tak gęsta i podniecająca, że można było ją widzieć gołym okiem.
Czuł, że jeszcze trochę, jeszcze tylko chwila, a osiągną szczyt i błogość, która była upustem napięcia tworzącego się od dawna.
Poruszał się coraz szybciej i mocniej, krzyki Kyungsoo go nakręcały coraz bardziej i bardziej, aż wreszcie doszli razem wyginając swe ciała do siebie.
Opadł na niego i pocałował go namiętnie, uspokajając swoje nierówno mierne oddechy.
"Dziękuję Jongin" szepnął Kyungsoo wtulając się w jego silne ciało, delikatnie muskając jego skórę, spoconą od tego wszystkiego, ale nie przeszkadzało mu to.
Równo o północy, według zegara wiszącego na ścianie w salonie, zaniósł Kyungsoo do jego sypialni i położył się tuż obok niego zasypiając z błogim uśmiechem.
Obudził się nagle, a jego oczom ukazał się pył, kurz i białe niebo.
"To był tylko sen" powiedział sam do siebie, a w jego oczach pojawiły się łzy. Zastanawiał się teraz, czy mężczyzna o którym śnił żył kiedyś naprawdę i czy właśnie nie patrzy na niego z góry. Pomachał ku niebu i przetarł czoło dłonią, mając teraz nadzieję na lepsze dni.
Był ostatnim człowiekiem na tym świecie i ostatnim, który może coś zmienić.
Nagle poczuł się zupełnie lekki, jak piórko na wietrze unoszące się coraz wyżej i wyżej. Dźwięk w jego głowie zniknął.
Uśmiechnął się słabo, długa droga by tu dotrzeć wymęczyła go, ale mimo to miał siłę by iść dalej.
Szukał czegokolwiek do jedzenia, obojętne mu było czy to będzie zczerstwiały chleb czy tylko kawałek jabłka cały w kurzu, musiał coś zjeść, bo inaczej umrze. Przez ostatnie kilkanaście dni, dokładnie według jego własnych pomiarów czasu, uciekał 12 dni. 12 dni robił wszystko by przetrwać w tej dziczy wśród istot, które kiedyś mogły być jego przyjaciółmi, bo teraz nie mogą- poddali się przy pierwszym ataku.
Jego niegdyś ciemne, miękkie włosy teraz całe okryte szarym pyłem, ubrania, które dostał wyglądały jak łachmany starego pijaka z parku, spodnie pełne dziur ukazujące rany na jego chudych nogach.
Zastanawiał się nie raz, nie dwa, gdzie ludzkość popełniła błąd. Gdzie to wszystko się zaczęło, dlaczego tak się stało i skąd wzięła się pomoc z zewnątrz?
Jest rok 2167, a on został właśnie ostatnim człowiekiem na świecie.
"Psst" cichy głos tuż obok niego i delikatnie wystawiona dłoń wolała go do siebie. Zdziwił się, jednak poczuł w sercu, że tak trzeba zrobić. Trzeba pójść za nim i sprawdzić kim jest.
"Chodź szybko, póki jeszcze masz siłę chodzić" mruknął niezbyt wysoki młody mężczyzna o oczach tak cudownych, że jego serce zabiło znacznie szybciej.
"Dokąd mnie zabierasz?" Spytał cicho łapiąc mocno rękę drugiego, idąc za nim schylonym, by nikt ich nie zauważył. Skręcili w prawo, zeszli po kamiennych schodach w dół, rozsypując za sobą odrobinę pyłu, by zatrzeć ślady obecności kogokolwiek na tym terenie.
Weszli do małego podziemnego mieszkanka, przutulnego, które z pewnością nie było urządzone według schematów.
"Mogę zapytać kim jesteś?" Spytał cicho rozglądając się po głównym pomieszczeniu. Mała kanapa, dywan, ciemna podłoga, fioletowe ściany i obrazy, zapewne amatorskie, wiszące na niej.
"Jestem Kyungsoo" powiedział mężczyzna patrząc w jego oczy, lecz po chwili oddalił się do kuchni.
"Obstawiam, że jesteś głodny, więc siadaj chwilę i odpocznij trochę, a ja zaraz przygotuję coś do zjedzenia. Masz jakieś imię czy nadali ci nowe?" Głos Kyungsoo był ciepły, miły i ludki, co oddało mu odwagi i pewności, że może mu ufać.
"Jongin. To moje własne imię. Nie potrafiłem przyjąć imienia od nich" oznajmił krótko i usiadł na krześle, z błogim uśmiechem, bo faktycznie mógł odpocząć.
"Też jestem buntownikiem" powiedział cicho Kyungsoo stawiając po chwili pieczone udka z kurczaka na stole.
"Śmiało, częstuj się" powiedział z uśmiechem.
Nie pewnie sięgnął po kawałek mięsa, alw gdy wziął go do ust, rozpłynął się. Od dziecka nie jadł czegoś tak dobrego. Ze smakiem zjadał kolejne kawałki, aż w półmisku nie zostało nic. Spojrzał przepraszająco na drugiego, na co ten wstał, przeszedł przez salon do szafy, z której wyciągnął ręcznik i czyste ubrania.
"Masz, tam jest łazienka, potrzebujesz tego, prawda?" Spytał Kyungsoo z uśmiechem i podał mu naszykowane rzeczy.
Był zdziwiony jego otwartością i gościnnością, a przecież wcale się nie znali. Uśmiechnął się wdzięcznie i po chwili zniknął w łazience, gdzie rozebrał się i od razu niemal wszedł do naszykowanej ciepłą wodą wanny. Zanurzył się w niej po czubek nosa, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie się dzieje.
Zmoczył włosy i umył je, a gdy wyczuł w nich tylko i wyłącznie szampon, sięgnął dopiero po mydło. Wodził nim po całym swoim ciele, nie zważając na rany, które zaczynały go szczypać. To było nie ważne.
Gdy cały już się wykąpał i wyszedł z wanny, wytarł się ręcznikiem, po czym zaczął ubierać przygotowane przez Kyungsoo ubrania. Spodnie dresowe, czarna koszulka i co najważniejsze, czysta bielizna, pasowały na niego idealnie, tak jakby Kyungsoo wiedział, że się spotkają.
Wytarł jeszcze włosy ręcznikiem i dopiero wtedy wyszedł z łazienki, by pójść do Kyungsoo i przytulić go w podzięce.
"Możesz tu mieszkać ze mną" powiedział nagle mężczyzna patrząc na niego z błyszczącymi oczami. Uśmiechnął się delikatnie i przytulił go mocniej. Jednak poczuł wtedy coś dziwnego. Powoli przesuwał dłonią z jego talii przez pierś aż do karku, gdzie się zatrzymał i patrząc w oczy Kyungsoo pytał spojrzeniem o pozwolenie na pocałunek, bo poczuł, że musi do tego dojść.
"Zrób to" szepnął cicho Kyungsoo, przymykając powoli swoje powieki, a jego usta delikatnie rozchylone pozwalały, by ich zasmakowano.
Nie wiele dłużej czekając wsunął drugą dłoń na policzek bruneta i pocałował go czule, zarazem namiętnie, czując, że właśnie tego pragnął. Pragnęli oboje.
Nie zauważył, gdy ich delikatne pocałunki stawały się coraz bardziej pożądliwe, a oni sami przesuwali się bliżej kanapy, gdzie chwilę później spoczęli. Kyungsoo kurczowo trzymał jego koszulkę w swoich dłoniach by po chwili podjąć się próby jej ściągnięcia. Uśmiechnął się delikatnie, pozwalając mu to zrobić, co po dłuższej chwili doszło do skutku.
"Jongin... Zróbmy to... Proszę.." szepnął Kyungsoo patrząc błagalnie na niego, jakby czując, że to całe napięcie zbierające się od ostatnich kilku lat, dopiero teraz mogło wybuchnąć. On też to czuł, więc złapał za biodra Kyungsoo i przyciągnął je mocno do swoich bioder, a przyjemny prąd przeszył ich ciała.
Serce biło mu cholernie szybko, krew w żyłach otumaniała go, a coraz erotyczniejsze myśli powodowały, że robił coraz więcej rzeczy, by pobudzić siebie nawzajem.
Ciało Kyungsoo było czyste, nie skalane żadną raną, zadraśnięciem, niczym. Było delikatne, takie,o jakim zawsze marzył.
Powoli ruszał swoimi biodrami, zagryzając dolną wargę, a niespokojny oddech Kyungsoo przy jego uchu odbijał się o zaczerwieniony policzek. Ich ręce splecione ze sobą, oczy błyszczące, policzki zarumienione, a oddechy przyspieszone i nie opanowane jęki z ich gardeł, sprawiały, że atmosfera wokoło była tak gęsta i podniecająca, że można było ją widzieć gołym okiem.
Czuł, że jeszcze trochę, jeszcze tylko chwila, a osiągną szczyt i błogość, która była upustem napięcia tworzącego się od dawna.
Poruszał się coraz szybciej i mocniej, krzyki Kyungsoo go nakręcały coraz bardziej i bardziej, aż wreszcie doszli razem wyginając swe ciała do siebie.
Opadł na niego i pocałował go namiętnie, uspokajając swoje nierówno mierne oddechy.
"Dziękuję Jongin" szepnął Kyungsoo wtulając się w jego silne ciało, delikatnie muskając jego skórę, spoconą od tego wszystkiego, ale nie przeszkadzało mu to.
Równo o północy, według zegara wiszącego na ścianie w salonie, zaniósł Kyungsoo do jego sypialni i położył się tuż obok niego zasypiając z błogim uśmiechem.
Obudził się nagle, a jego oczom ukazał się pył, kurz i białe niebo.
"To był tylko sen" powiedział sam do siebie, a w jego oczach pojawiły się łzy. Zastanawiał się teraz, czy mężczyzna o którym śnił żył kiedyś naprawdę i czy właśnie nie patrzy na niego z góry. Pomachał ku niebu i przetarł czoło dłonią, mając teraz nadzieję na lepsze dni.