ostrzeżenie: opis gwałtu
Od dziecka byłem bardzo
nieśmiały, stroniłem od wszystkich, bo
zwyczajnie bałem się ludzi. Rodzice myśleli, że jak dorosnę, to ten okres
minie, cóż, pomylili się. Zresztą nie pierwszy raz.
Moje dzieciństwo wyglądało tak, jakby ktoś podstawił
bombę pode mną. Zaczęło się od zdrady ojca ze swoją koleżanką z pracy. Matka
prosiła by został z nami, by pomógł mi
się rozwijać, wspierać. Jednak on wybrał kochankę zamiast dwuletniego
syna, w którym pokładane były wszelkie nadzieje i zamiast swojej żony, która
przed zamążpójściem oraz urodzeniem dziecka była najpiękniejszą kobietą w
mieście. Cofnij, nadal taka była.
Wychowywałem się więc bez ojca
przez pierwszych 5 lat po jego odejściu. Było nam ciężko, musiałem się wielu
rzeczy nauczyć szybciej niż inne dzieci w moim wieku, jednak nie narzekałem.
Kiedy skończyłem 8 lat, moja
matka znalazła sobie przyjaciela. Niby zwykła przyjaźń, która przerodziła się w
związek. Byłem szczęśliwy, że mama wreszcie zaczęła sobie układać życie na
nowo.
Pracowali na różne zmiany, tylko nocą się widywali lub w
weekendy. Nie przeszkadzało mi to, bo i
tak chodziłem do szkoły.
Kiedy wracałem, Hyunmin czekał
na mnie z posiłkiem. Zajmował się mną podczas nieobecności mamy, pomagał mi w
lekcjach, był jak ojciec. Nawet zacząłem tak do niego mówić, co spodobało się
mojej mamie. Chciałem, by była ze mnie dumna. Czułem się przy nich normalnie,
wszystkim było w porządku. Byłem bezpieczny z nimi.
Czyżbym się pomylił?
9 urodziny spędziłem sam.
Matka zapomniała o mnie, Hyunmin również był zajęty. Ze łzami w oczach usiadłem
na krześle w kuchni, przed prowizorycznym tortem będącym po prostu kawałkiem
ciastka. Zaśpiewałem "100 lat!" samemu sobie i wziąłem ciastko do
ust. Było już niedobre, więc je wyrzuciłem. Wymiotowałem prawie całą noc, bolał
mnie brzuch, a nikogo obok mnie nie było. Czułem, że to dopiero początek
przygody.
W szkole zacząłem być bity,
poniżano mnie, omijano szerokim łukiem, jakbym roznosił jakąś okropną chorobę.
Zacząłem im wierzyć i przestałem starać się o jakiejkolwiek względy u innych
uczniów. Odizolowałem się.
Któregoś dnia Hyunmin był w
domu. Ucieszyłem się. Usiadłem na łóżku czekając aż do mnie przyjdzie i opowie
jakąś zabawną historię, jak wcześniej. Pomajdałem nogami i patrzyłem jak
wchodzi do mnie do pokoju. Usiadł obok i uśmiechnął się.
- Chcesz coś zobaczyć? - Zapytał. Kiwnąłem głową, będą po
prostu ciekawy. Hyunmin rozpiął spodnie, zsunął je do kolan i uśmiechnął się.
- Appa, co chcesz mi pokazać? - Uśmiechnął się ponownie i
wziął moją dłoń, kładąc ją na swojm kroczu.
- Ściśnij paluszki, a wydam z siebie miły dźwięk. -
Pomyślałem, że to nowa zabawa, więc zrobiłem o co mnie poprosił.
- Dlaczego to jest twarde, appa?
- Jak dobrze będziesz ściskał, coś przyjemnego z niego
wyjdzie. - Kiwnąłem główką i zacząłem go ściskać mocno. Podobało mu się to, bo
wyczułem jak pulsuje.
- To zabawne, appa! - Zawołałem z uśmiechem.
- Podoba ci się? - Kiwnąłem energicznie głową. Przesunął
moją dłoń wyżej, by dotykała czubka.- Jeszcze troszkę, a będzie koniec.
Mocniutko ściśnij, o tutaj.
Spojrzałem mu w oczy z uśmiechem i ścisnąłem. Coś
wytrysnęło na zewnątrz.
- Dobrze się spisałeś - pochwalił mnie i pocałował.
Zamrugałem oczami i uśmiechnąłem się. - Chcesz to kiedyś powtórzyć?
Nie odpowiedziałem. Nie byłem pewny czy chcę, nawet jeśli
wydawało mi się to zabawą. Jednak zgodziłem się.
Robiliśmy to codziennie,
czasem nawet po dwa razy. Coraz częściej było to bez ubrań, zupełnie nago, a ja
nie widziałem w tym nic złego. Nic złego przez następne 5 lat.
Miałem 14 lat. Matka wyjechała
do Tajlandii na podróż służbową, zostawiając mnie z Hyunminem samych na kilka
dni. Cieszyłem się, bo znów mogliśmy bawić się w to, co zawsze.
Jednak tym razem wyglądało to trochę inaczej.
Siedzieliśmy u mnie w pokoju, na moim łóżku. Już miałem
sięgnąć dłonią do jego krocza, jednak powstrzymał mnie. Spojrzał mi w oczy.
- Jesteś dużym chłopcem prawda? - Kiwnąłem głową.- Skoro
tak mówisz, to pokażę ci dzisiaj kolejny etap tej zabawy. Chcesz?
- Chcę.
Uśmiechnął się i wsunął mi dłoń na kark. Spojrzał mi w
oczy.
- Zamknij oczy i rozchyl usta delikatnie -powiedział
cicho. Przymknąłem powieki i rozchyliłem wargi, po chwili czując na nich usta
Hyunmina. To było przyjemne.
Hyunmin pchnął mnie na plecy i zawisł nade mną.
Otworzyłem oczy, nie czując ust Hyunmina na swoich. Uśmiechnął się. Zdjął mnie
z łóżka samemu kładąc się pode mną.
- Usiądź okrakiem na mnie i rozbierz się.
Czułem, że coś jest nie tak, jednak zrobiłem to, o co
mnie poprosił. Złapał mnie za penisa zaczynając go masować, co było naprawdę
przyjemne. Zagryzłem wargę czując przyjemne tarcie i dreszcze na swoim drobnym
ciele, które nagle ustały, a ja wydałem z siebie jęk zawodu. Spojrzałem prosto
w oczy Hyunmina, a on uśmiechnął się i pogładził mnie po policzku. To było
dziwne, ale nie sprzeciwiałem się. W końcu, to była tylko zabawa, prawda?
- Dziś nie musisz robić tego co zawsze. Dziś robimy to w
całości, cieszysz się? - kiwnąłem głową, a ojczym wsunął dłoń między moje włosy
i przyciągnął mnie do pocałunku. Nie przepadałem za całowaniem. Było dla mnie
dziwne, choć kiedyś myślałem coś innego.
Nim się obejrzałem, leżałem znowu pod nim, a on rozchylał
mi nogi ugięte w kolanach. Jedną dłonią wodził między moimi pośladkami, a drugą
znów przyjemnie masował mojego penisa. Zamruczałem cichutko, na co Hyunmin
uśmiechnął się szeroko i sięgnął dłonią, którą bawił się moim penisem, do
kieszeni, wyciągając małą tubkę z przezroczystym płynem wewnątrz. Ponownie się
uśmiechnął. Odkręcił tubkę i wylał płyn na palce, które zatopił w moim tyłku.
Myślałem, że umrę z bólu. Czułem się tak, jakbym był
rozrywany w pół, jakby coś wparowało we mnie i zaczęło mnie niszczyć od
wewnątrz. Pisnąłem cicho czując łzy w kącikach oczu.
- Spokojnie. Ból jest tylko na początku. Zobaczysz, to
będzie przyjemne.
Uwierzyłem mu i udałem, że ból ustaje. Jak zwykle
oszukany.
Nastąpił moment, nagły impuls, czułem go w sobie, czułem
jak łzy płyną po moich rozgrzanych policzkach, a warga drży mocno. Poczułem
się... Brudny.
Musiałem oszukiwać, że mi jest przyjemnie, że nie czuję
bólu i choć przychodziło mi to z trudem, dałem radę.
- Jako, że to był twój pierwszy raz, nie spuszczę ci się
w tobie.
Westchnąłem. Zastanawiało mnie, jaki to miało sens.
Czułem się przez to gorzej, jakbym na to zasłużył. Bo byłem okropnym dzieckiem.
Pomyliłem się, że Hyunmin
skończy ze mną zabawę na tym etapie. Robił to codziennie, przez cały wyjazd
mamy, a ja czułem się coraz gorzej i gorzej, nie umiałem się spuścić, tak jak
on, dla mnie to był tylko ból.
Bałem się powiedzieć mamie. Komukolwiek powiedzieć o tym,
co robiłem z Hyunminem. Wyśmiali by mnie, powiedzieliby, że jestem ciotą,
brudasem, zarażam. Mieliby rację. Jestem brudny.
Cieszyłem się kiedy mama wróciła. Sądziłem, że skoro ona
będzie na miejscu, nic mi się nie stanie. Kolejny raz zostałem oszukany.
Dla Hyunnina to nie miało
znaczenia, robił to nawet wtedy, kiedy mama była w pokoju obok. Bałem się i
czasami zaczynałem kłamać, że mnie okropnie boli brzuch i nie mogę dzisiaj nic
robić. Zawsze dostawałem w twarz za sprzeciwianie się, jednak nie to było
najgorsze. Hyunmin odkrył, że bicie mnie podnieca go jeszcze bardziej. Wtedy
wszystko stało się jeszcze większym koszmarem.
Zacząłem uciekać z domu, z butelką wódki siadałem na
murach kawałek od domu i tam spędzałem całe dnie a czasami nawet noce. Czułem
się tam bezpiecznie. Jednak moje wypady i ucieczki skończyły się w momencie,
kiedy Hyunmin mnie tam znalazł jednego słonecznego dnia. Byłem pijany, zapity
wręcz, nie wiedziałem co się dzieje. Ocknąłem się dopiero, gdy poczułem ból.
Krzyknąłem głośno, ale ojczym zatkał mi usta dłonią, a drugą mocno mnie
uderzył. Znów płakałem, czując się bezsilnie.
Po żyletkę sięgnąłem po raz
pierwszy w dniu 15 urodzin. Chciałem z sobą skończyć jak najszybciej, więc nie
zwracałem uwagi na ból. Ten, w porównaniu do tego, który zadawał mi Hyunmin,
był niczym. Po prostu go czułem.
Widziałem krew. Dużo krwi sączących się z moich
podciętych żył. Byłem w kałuży o szkarłatnym zabarwieniu. Nawet nie płakałem,
było mi wszystko jedno.
Straciłem przytomność.
*
Obudził mnie dźwięk pikania
maszyny obok. Myśląc, że to budzik sięgnąłem ręką by go wyłączyć, ale to nie
budzik. To nawet nie był mój pokój. Gwałtownie usiadłem na łóżku i rozejrzałem
się wokół. Białe ściany, biały sufit i podłoga, tylko jedna lampa oświetlała
pomieszczenie. Byłem sam. Szybko stwierdziłem, że to mi przypomina szpital.
Myśląc że to sen uszczypnąłem się w ramię, ale to jednak
była rzeczywistość. Spojrzałem na swoje ręce, owinięte bandażami i innym
cholerstwem. Więc naprawdę prawie umarłem.
Nagle do sali wszedł lekarz. Był młody, nawet przystojny,
niezbyt wysoki, ale nie psuło to całokształtu. Gdyby nie fakt, że miał fartuch
lekarski na sobie i plakietkę z nazwiskiem i stopniem doktora, pomyślałbym, że
jest aniołem.
- Widzę, że wreszcie do nas dołączyłeś Tao. Mało
brakowało, a już byś nie żył.
Miał przyjemny głos, bardzo przyjemny. Mógłbym go słuchać
godzinami.
- Powiedz mi Tao... Dlaczego chciałeś odebrać sobie
życie?
- B-Bo... J-Ja... - Było mi głupio. Spojrzałem na twarz
doktora ze smutkiem, czując w kącikach oczu pieczenie. Doktor złapał mnie za
rękę i spojrzał mi w oczy.
- Nie musisz się bać. Nie skrzywdzę cię. - Nie bardzo
chciałem mu wierzyć, ale w jego oczach było coś, czego Hyunmin nie miał. Troska
i miłość. Przełknąłem ślinę i opowiedziałem lekarzowi wszystko. Od początku do
końca, czekając na krzyk, na bicie, na cokolwiek. Doktor tylko mnie przytulił.
- Nie popieram tego, że chciałeś popełnić samobójstwo.
Życie jest zbyt cenne, Tao, byś je sobie odbierał.
Nie wiedziałem, że słowa
lekarza tak na mnie podziałają. Byłem mu wdzięczny. Cofnij, nadal jestem mu
wdzięczny.
Po kilku tygodniach bycia w
szpitalu, dowiedziałem się, że Hyunmin został zamknięty w więzieniu za to, co
mi robił. Byłem w szoku, ale mimo wszystko cieszyłem się. Mogłem poczuć się
bezpiecznie. Na chwilę.
Wróciłem do domu pod koniec
czerwca. Myślałem, że mama się ucieszy, cokolwiek. Gdybym wiedział jak to się
skończy, nie wróciłbym. Oczywiście, otworzyła mi drzwi z uśmiechem, ale gdy
tylko trzask mahoniowych skrzydeł rozległ się za moimi plecami, czułem wielki
ból na policzku. Odruchowo go dotknąłem, czując pod opuszkami palców gorąco. Po
chwili znów dostałem.
- Mamo... -jęknąłem żałośnie, czując łzy w oczach.
- Nie nazywaj mnie tak! Nie zasługujesz na bycie moim
synem!
Słowa trafiły do mnie po dłuższej chwili. Zamrugałem
oczami i spojrzałem na kobietę, która wściekła była gotowa mnie nawet zabić,
jeśli odezwałbym się w tym momencie. Bez słowa odszedłem do swojego starego
spokoju biorąc najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka. Minąłem matkę na schodach,
nim zniknąłem na zewnątrz z myślą, że nigdy nie wrócę do tego domu.
Słowa matki krążyły mi po
głowie cały czas. Były utrapieniem, okropną udręką. Nie myślałem o niczym innym
jak o tym, że własna matka potrafiła zrobić mi coś takiego. Zasłużyłem na zbyt
wiele, że tak mnie traktują?
Przez całe wakacje błądziłem po Korei szukając miejsca
dla siebie, ale nie oszukujmy się, gdzie wychudzony, po próbie samobójczej
chłopak ze wzrokiem mordercy może znaleźć kącik dla siebie w wielkim świecie?
Westchnąłem ponownie, siadając na ławce w parku. Nawet
psy omijały mnie szerokim łukiem. Czułem się jak śmieć, zupełnie niepotrzebny.
Uniosłem głową minimalnie, by spojrzeć między drzewami na słońce, ale ktoś mi
zasłonił.
- Tao?
Ten anielski głos rozpoznałbym wszędzie.
- Doktor Oh..
Mężczyzna usiadł obok mnie i po prostu przytulił. Właśnie
tego mi było trzeba.
Odnalazłem w nim przyjaciela, którego całe życie mi
brakowało.
- Tak młody, a tyle kłód pod nogi masz rzucane.. -
Pokręcił głową i westchnął.- Gdybym mógł, to wziąłbym cię do siebie na
stałe, Tao.
Rozumiałem go, że nie weźmie mnie do siebie na stałe. Bo
kto chciałby takiego brudnego dzieciaka jak ja we własnym domu?
- Tao, spójrz na mnie. Możesz u mnie przenocować kilka
dni, a ja ci pomogę szukać w tym czasie odpowiednich miejsc, gdzie mógłbyś
zamieszkać. Wiem, że nie brzmi to zbyt dobrze, ale można spróbować.
Pocieszył mnie trochę. Poczułem się lepiej i dziękowałem
mu dopóki nie wepchnął mi lizaka do ust. Uśmiechnąłem się, idąc spokojnie obok
niego.
- Jednak musisz wiedzieć Tao, nie mieszkam sam. Jest ze
mną mój bratanek, mam nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzać.
- Nie... Mogłoby was być nawet 20, a ja miałbym wtedy
spać na podłodze, nadal czułbym się lepiej niż z matką.
- Możesz mi mówić hyung. Będzie to brzmiało znacznie
lepiej niż "doktor Oh", prawda? - zaśmiał się cicho, a ja kiwnąłem
głową. Nigdy do nikogo nie mogłem mówić "hyung", więc naprawdę się
ucieszyłem.
Szliśmy równo, a on opowiadał mi o sobie i o Sehunie, bo
tak miał na imię jego bratanek.
Sehun był ode mnie rok młodszy, uczył się, by zdać do
liceum artystycznego na profil malarski. Byłem pełny podziwu.
- Oh Sehun! - zawołał nagle hyung patrząc na postać,
która biegła w naszą stronę.
- Wujek! - chłopak podszedł do nas i spojrzał na mnie
trochę pogardliwie, ale po chwili złagodniał i uśmiechnął się. - Mika chciała
wyjść, więc ją wyprowadziłem.
Miał najbardziej anielski uśmiech jaki widziałem w życiu.
Już nawet głos doktora Oh był niczym w porównaniu do tego uśmiechu.
Sehun był mojego wzrostu, podobnej budowy, miał ciemne
brązowe oczy i włosy, zarumienione policzki. Był... Piękny. Przystojny.
Szybko otrząsnąłem się z tej myśli i wyciągnąłem rękę do
Sehuna.
- T-Tao - powiedziałem cicho rumieniąc się delikatnie.
- Sehunie, Tao zamieszka z nami przez kilka dni, dobrze?
- No chyba... - Doktor spojrzał na swojego bratanka
groźnie, a ja spuściłem głowę. Czułem się źle. - No dobra. Ale wujku, gdzie on
będzie spał?
Sehun trafił w sedno. Gdzie będę miał swój kącik do
spania?
- Porozmawiajmy o tym jak wrócimy do domu dobrze? Tao
prawie nic nie jadł od kilkunastu dni.
Było mi głupio, że przeze mnie tak to wszystko wyglądało,
że hyung musiał mówić w ten sposób do swojego bratanka, który nie chciał mnie w
domu.
Szliśmy w milczeniu przez większość drogi, choć Sehun
próbował czasem zacząć jakiś temat, hyung go wyczuwał i nie pozwalał zacząć, bo
zraniłoby mnie to. W co osobiście wątpiłem, bo najgorsze już mnie spotkało.
Westchnąłem cicho gdy doszliśmy na miejsce. Duży budynek z wieloma
mieszkaniami, duże ładne okna i nawet piękne na swój sposób drzwi głównej
bramy. Doktor uśmiechnął się do mnie i poprowadził mnie na 2 piętro do swojego
mieszkania.
- Ja... Ja chyba rezygnuję - powiedziałem nagle a on
spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Spokojnie Tao, nie bój się. Pomogę ci.
Jakoś dziwnie reagowałem na to. Uśmiechałem się po jego
słowach, docierały do mnie w.jakiś sposób, bezbłędnie trafiając w moje
odczucia. Wszedłem do mieszkania i nie chciałem już z niego wyjść. Skromne ale
piękne.
Dziwnym trafem Sehun oznajmił, że możemy spać razem,
jeśli się nie brzydzę spać z chłopakiem. Zamrugałem oczami czując łzy. Oparłem
się mocno o ścianę i zacząłem się trząść. Nie wiem kiedy straciłem świadomość i
zemdlałem.
Obudziłem się prawdopodobnie w łóżku Sehuna, bo to
właśnie on siedział obok i trzymał mnie za rękę, przepraszając, bo po prostu
nie wiedział o niczym. Spojrzałem na niego spokojnie.
- Przecież to nie twoja wina...
Od tamtego dnia moje i Sehuna
relacje były coraz cieplejsze. Spaliśmy nawet w jednym łóżku, ale na dwóch
końcach, bo wciąż się bałem powrotu koszmaru. Było mi teraz trochę łatwiej,
mimo wszystko, mimo tych przeciwności, które mnie spotykały. Byłem uśmiechnięty, już nie taki chudy jak
wcześniej. Zaczynałem wracać do zdrowia i swojej sprawności. Powoli, krok po
kroku, stawałem się normalnym chłopakiem. O ile mieszkanie z nieznanym
mężczyzną i jego bratankiem, z którym śpisz w jednym łóżku można uznać za w pełni
normalne.
Mając już 16 lat, czyli rok po
mojej próbie samobójczej, nadal mieszkałem z Sehunem i hyungiem. Nie mogłem
wrócić do matki, zrzekła się praw do mnie po tym wszystkim, co Hyunmin mi
zrobił. Brzydziła się mną, ale szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie już to, co
jej dotyczyło.
Mój biologiczny ojciec płacił alimenty na konto hyunga,
tak się umówili, bo kiedyś się spotkaliśmy razem. Było mu przykro, że tak się
stało, jednak nie mógł mnie wziąć, bo hyung zabiegał, bym został u niego.
Poczułem się w tym momencie kochany.
Któregoś razu siedziałem w
domu sam z Sehunem. Hyung był na nocnej zmianie, więc mieliśmy właściwie całą
noc na oglądanie filmów. Usiadłem na łóżku patrząc w ekran, a Sehun jak gdyby
nigdy nic, wtulił się w mój bok przymykając oczy. Zamrugałem oczami ale
skupiłem się na filmie.
Gdzieś w połowie, Sehun spojrzał mi w oczy wchodząc mi na
kolana.
-Sehun.. Co ty robisz? -spytałem.
- Jak to jest całować się z kimś?
Zakrztusiłem się i spojrzałem na niego w szoku.
- Chcesz się z kimś całować?
- Ja.. - Sehun zarumienił się delikatnie i spojrzał w
moje oczy. - Chciałem żebyś mnie pocałował.
Otworzyłem szeroko oczy, nie wierząc w to, co usłyszałem.
- Sehun... Nie chcę cię skrzywdzić.
- Nie skrzywdzisz Tao, ja tego chcę. Nie będziesz taki
jak on, Tao. Nie będziesz.. Obiecuję ci..
Spojrzałem mu w
oczy nie bardzo wiedząc co robić. Przełknąłem ślinę, przymykając oczy. Hyunmin
też chciał mnie całować. Znów zacząłem się trząść, jednak Sehun mnie uspokoił
lekkim muśnięciem warg. Otworzyłem oczy gwałtownie i odsunąłem go od siebie,
uciekając do łazienki. Oparłem się o drzwi i zamknąłem je na klucz, zsuwając
się na podłogę.
- Tao.. Przepraszam - szepnął Sehun będąc po drugiej
stronie. Zapukał cicho.
- T-To nie twoja wina.. Po prostu... Wciąż się boję..
Po chwili dopiero wyszedłem z łazienki. Spojrzałem na
Sehuna i przytuliłem się do niego bez słowa. Załkałem cicho, nie chcąc nawrotu
koszmaru, a Sehun przepraszał mnie ciągle i ciągle, nim nie zasnąłem w jego
ramionach.
Mimo
tego małego incydentu, Sehun i ja nadal byliśmy w dobrych stosunkach.
Wygłupialiśmy się czasem, dużo rozmawialiśmy, graliśmy, zupełnie zapominając o
wszystkim. Czułem się przy nim bezpiecznie, przecież on nie chciał mnie
skrzywdzić. Wiedziałem to.
Skończyłem
19 lat. Zmieniłem się, fakt, wydoroślałem, byłem znacznie poważniejszy niż
kiedyś, chociaż nadal miałem te swoje głupawki, zwłaszcza przy Sehunie. Moje
ciało się zmieniło, nabrałem trochę mięśni, a moje rysy twarzy stały się
bardziej widoczne. Wyglądałem jeszcze groźniej, ale ani hyungowi ani Sehunowi
to nie przeszkadzało. Byliśmy przyjaciółmi, cała trójka. Wtedy myślałem, że nic
złego mnie już nie spotka.
Letniego
wieczoru, siedziałem znowu sam z Sehunem w domu. Oglądaliśmy film,
wygłupialiśmy się. Kiedy w pewnym momencie Sehun przylgnął do mnie swoim ciałem
i patrzył mi długo w oczy, poczułem coś dziwnego. Coś, czego jeszcze nigdy
wcześniej nie czułem. Zacząłem myśleć jak to jest być zakochanym, jak to jest
być z kimś, kogo się kocha już na zawsze. Tak, jakby coś we mnie pękło.
Spojrzałem na Sehuna i nie chciałem dopuścić do siebie tej jednej myśli, jaka
mnie nawiedziła. Potrząsnąłem głową i przewróciłem go pod siebie.
Przecież
nie mogłem się zakochać w Sehunie.
Każda
kolejna minuta spędzona z Sehunem przyprawiała mnie o palpitacje serca, które
starałem się ukryć i nie pozwolić im wyjść im na zewnątrz. Ale nie mogłem
powstrzymać się przed myśleniem o nim. O jego pięknych brązowych błyszczących oczach,
wyrzeźbionym delikatnie ciele, głębokim głosie, ustach, których smak już
znałem, o jego głupich zdaniach mając zadanie rozśmieszyć mnie, co zawsze mu
się udawało… Czyżbym naprawdę zasmakował miłości? Nie! Ja nie mogę się zakochać
w Sehunie! Nie mogę czuć do niego czegoś więcej, niż przyjaźń. Nie mogę…?
Staram się hamować się przed przyznaniem się do tego, ale to zaczyna być coraz trudniejsze.
To wszystko co się ze mną dzieje przez ten czas… To nie jest normalne.
Długo
ukrywałem przed samym sobą uczucie, jakim darzyłem Sehuna. Przez następny rok
chowałem w zakamarku swoich myśli i swojego serca słowa, których nie umiałem
wypuścić na światło dzienne. To stało się męczące. Musiałem mu to wreszcie
wyznać. Zacząłem szykować plan działania, jakąś idealną atmosferę, muzykę.
Wreszcie zaczynałem myśleć, że wszystko się uda. Że będę mógł normalnie żyć.
Wyznaczyłem
datę na wigilię, którą miałem spędzić sam na sam z Sehunem. Hyung szedł do
szpitala na dyżur, co bardzo mu się nie uśmiechało i strasznie długo nas za to
przepraszał, ale my też nic nie mogliśmy zrobić. Pożegnaliśmy się więc z nim w
południe, gdy wychodził, życząc mu miłego dnia i wesołych świąt, by mimo
wszystko miał miły dzień. Uśmiechnąłem się delikatnie, idąc do kuchni by pomóc
Sehunowi robić kolację.
Starałem
się wyglądać zupełnie naturalnie, gdy nasze dłonie przypadkowo się ze sobą
spotkały biorąc ten sam składnik. Za każdym razem posyłałem mu niewinny uśmiech
ukrywając zarumienione policzki. Bałem się, że Sehun wyczuje, że coś jest nie
tak i zacznie mnie wypytywać, a ja ulegnę od razu, przez co on mnie wyśmieje i
spalę się ze wstydu. Jednak dotrwałem do końca i kolacja była gotowa równo na
18. Usiadłem obok niego i po złożeniu krótkiej modlitwy, zaczęliśmy jeść z
uśmiechem wszystko co było na stole. Z czasem zacząłem myśleć, że wreszcie
przyszedł czas. Spojrzałem na Sehuna i wziąwszy głęboki oddech, z zarumienioną
twarzą, zacząłem mówić. Sehun patrzył na mnie w szoku, nic nie mówiąc, a gdy
skończyłem i spojrzałem w jego oczy z zarumienioną twarzą, on tylko zacisnął
dłoń w pięść i nagle przyciągnął mnie do siebie.
- Przepraszam, ale nie odwzajemniam twoich uczuć, Tao.
Moje
serce pękło. Milion kawałeczków posypało się w klatce piersiowej, a łzy same
zaczęły płynąć. Nawet nie wiem kiedy wyszedłem z domu pędząc na most, by
patrzeć na płynącą rzekę załzawionym wzrokiem. Właśnie wtedy, kiedy myślałem,
że wszystko będzie dobrze, że już będę mógł normalnie zacząć żyć, wszystko się
posypało. Gdybym teraz wrócił, zastałbym swoje rzeczy przed drzwiami. Nie
miałem po co wracać. Osunąłem się na śnieg i płakałem ciągle. Nawet nie wiem
kiedy zasnąłem.
Widziałem
biel, dużo bieli. Rozejrzałem się wokół, nie rozpoznając miejsca mojego pobytu.
Westchnąłem i zacząłem iść, oglądając się wokół siebie, chcąc jak najszybciej
zidentyfikować miejsce, jednak nie umiałem sobie przypomnieć jak tu trafiłem.
Nagle na mojej drodze pojawiła się moja babcia.
- Babciu! – pisnąłem i przytuliłem się do kobiety, lecz
ona spojrzała na mnie smutno. Jej twarz nagle zrobiła się popękana, wszystko
zaczęło odpadać, a jej postać zmieniła się w szkielet. Zatkałem dłonią usta by
nie krzyknąć. Poczułem tylko mocne uderzenie w głowę. Znów nie wiedziałem co
się ze mną działo.
Kiedy
odzyskałem przytomność, natrafiłem na opór ze strony mojego własnego ciała.
Miałem świadomość co się dzieje, ale nie mogłem otworzyć ani oczu ani ust.
Czułem, że nie mogę się ruszać. Udało mi się tylko zacisnąć palce.
- Tao… Tao… Bardzo cię przepraszam… Powiedziałeś to tak
nagle… Ja nie wiedziałem co mówię… Przepraszam… - usłyszałem. – Wiem, że
prawdopodobnie mnie nie słyszysz, ale wiedz, że ja.. Że ja też cię kocham. Że
to co mówiłem wtedy, w domu, to był mój szok.. To nie było naprawdę! Po prostu…
J-Ja się wystraszyłem…
Sehun.
- Błagam… Obudź się…
- czułem na ręce jego łzy. Zacisnąłem ponownie dłoń na jego dłoni.
- Panie Oh, odwiedziny się skończyły.
- Tak.. Tak już idę… - szepnął Sehun i nagle poczułem
jego usta na swoich. Wtedy też odzyskałem czucie w ciele i delikatnie
rozchyliłem usta pragnąc powietrza. – Tao! – pisnął w szczęściu Sehun i wtulił
się we mnie mocno.
- P-Powietrza… - szepnąłem, a Sehun odsunął się ode mnie
ze łzami patrząc, jak otwieram oczy i zaczynam łapczywie łapać oddechy,
przyzwyczajając się ponownie do życia. Poczułem się jak w bajce.
Gdzie
Sehun jest księciem i moim wybawicielem, a ja księżniczką.
Po
tygodniu zostania pod obserwacją wypuszczono mnie. Sylwester spędziłem w
szpitalu, jednak u boku Sehuna, który specjalnie dla mnie ubłagał hyunga i
pielęgniarki, by mógł tu siedzieć w nocy i mi towarzyszyć. Myślałem, że cuda
się nie zdarzają, a ja właśnie jeden miałem przed sobą. Byłem szczęśliwy, że
jednak wszystko było dobrze. Do czasu.
14
lutego zabrałem Sehuna na randkę. Byliśmy w kinie, kiedy to wszystko się stało.
Spojrzałem
na Sehuna, gdy po wyjściu podszedł do nas policjant, mówiąc, że musi o czymś
nas poinformować. Złapałem młodszego za rękę i czekałem.
- Pan Oh Sehun? – spytał Sehuna, który kiwnął głową. –
Mam dla pana przykre informacje. Oh Jihun to pana wujek?
- Tak.. Coś się stało?
- Bardzo mi przykro, ale pan Oh Jihun nie żyje. Zginął w
wypadku.
To
był dla nas szok. Spojrzałem na Sehuna i widziałem, jak powstrzymuje się od
łez. Ścisnąłem jego dłoń mocniej i przytuliłem bez słowa, głaszcząc po włosach.
A wszystko wydawało się takie idealne.
Pogrzeb
minął w miarę spokojnie. Sehun trzymał się twardo przy ludziach, którzy co
chwilę składali mu kondolencje. Ale gdy zostaliśmy sami, rozpłakał się
zaciskając dłonie na moim płaszczu.
- Sehunnie…
Chodźmy już. Zimno jest.. – powiedziałem, wtulając go w siebie.
- Chciałbym jeszcze chwilę zostać. Poczekasz ze mną? –
spytał cicho i spojrzał na świeży grób. Usiadł na malutkiej ławeczce i
westchnął. Spojrzałem na niego smutno i usiadłem obok, trzymając go za rękę,
gdy Sehun nagle zaczął mówić, wycierając łzy. – Wiesz, hyung… Pamiętam jak 5
lat temu, prawie 6 przyprowadziłeś do nas Tao. Nie chciałem, żeby mi cię
zabrał, ale wiedz, że cieszyłem się, że będę miał z kim porozmawiać, pograć,
powygłupiać się… Wiesz, że sprowadziłeś wtedy do domu człowieka, który mnie
odmienił? Kogoś, kto poruszył moje pierdolone kamienne serce. Nie będę
przepraszał za wyrażenia, bo taka prawda, hyung. Byłem okropny, wiem, że często
miałeś mnie dość, bo się buntowałem, ale dopiero po zrozumieniu swoich uczuć do
Tao, zacząłem się zmieniać. I właśnie kiedy chciałem ci powiedzieć, że kocham
Tao, musiałeś odejść. Pieprzony gnojku, który jest starszy ode mnie 13 lat,
musiałeś odejść właśnie teraz?! Tak bardzo cię kurwa nienawidzę, za to że mnie
zostawiłeś… Ale tak bardzo cię kocham. Kocham cię, hyung. Za to, że się mną
zaopiekowałeś, kiedy potrzebowałem pomocy. Za to, że dzięki tobie poznałem Tao.
Za to, że kazałeś mi być szczęśliwym… I jestem. Choć ciebie nie ma obok, bym
mógł ci to powiedzieć prosto w twarz.. Zabrakło nam czasu, hyung. Zabrakło. –
Słuchałem Sehuna czując jak łzy spływają mi po policzkach. Spojrzałem na niego,
kiedy uniósł wzrok ku niebu i kontynuował. – Pamiętasz ten wierszyk, którego
mnie nauczyłeś, kiedy odeszli moi rodzice? Mam go na kartce… - szepnął. Ręce mu
się cholernie trzęsły, więc pomogłem mu wyciągnąć karteczkę z kieszeni i sam go
przeczytałem, bo Sehun był w naprawdę okropnym stanie. – Nawet nie mogę ci go
powiedzieć…
- Ciii… - szepnąłem i przytuliłem go.
- Hyung… Dbaj o nas, dobrze? Nie chcę by coś… Coś nas
rozdzieliło… Byłeś taki młody hyung… Zbyt szybko odszedłeś…
- Chodź, Hunnie.. Pora wracać.
Ściany
w domu były dziwnie puste, przepełnione smutkiem, jakby wyparowało życie z
całego mieszkania. Sehun też się tak zachowywał. Ciągle tylko spał, mało jadł,
strasznie mi było źle przez to. Zabrałem go więc na wakacje, nad morze. Do
Chin.
Po
długich dyskusjach postanowiliśmy się tam przenieść. Sprzedaliśmy mieszkanie w
Seulu i przeprowadziliśmy się do Qingdao, gdzie zostaliśmy już na stałe. Sehun
przynajmniej raz w roku ciągnie mnie do Korei, na grób hyunga, by mu
podziękować i streścić cały rok. Jeździłem z nim, bo hyung był dla mnie równie
ważny. Dzięki niemu znam Sehuna.
Przed
naszą 5 rocznicą, postanowiłem, że
wreszcie chcę się ustabilizować. Zrobiłem Sehunowi niespodziankę, pokazując mu
bilety do USA. Bardzo się ucieszył, bo pobyt w Ameryce zahaczał o naszą 5
rocznicę, na którą miałem przygotowany specjalny prezent. Oczywiście, to była
niespodzianka.
Przez
cały dzień udawałem, że zapomniałem o naszej rocznicy. Oczywiście Sehun co
chwilę posyłał mi smutne spojrzenia, więc w końcu nie wytrzymałem. Zabrałem go
na dach jednego z budynków późnym popołudniem, kiedy wszystko zaczęło się
budzić do życia, a słońce jeszcze nie zaszło. Złapałem go za rękę i spojrzałem
mu głęboko w oczy. Po chwili zawiązałem mu je czarną wstążką, nie pozwalając mu
nic zobaczyć.
- Ej, co to ma być! – pisnął, na co ja roześmiałem się
cicho. Uklęknąłem i wyciągnąłem pudełeczko z pierścionkiem z delikatnym
brylancikiem.
- Możesz zdjąć opaskę – powiedziałem. Sehun mruknął coś
pod nosem i spojrzał na mnie. Dopiero po chwili uświadomił sobie co się właśnie
dzieje, a opaska wyleciała mu z rąk, którymi po chwili zasłonił sobie usta.
Widziałem, jak zaczyna drżeć, a do oczu napływają mu łzy. Uśmiechnąłem się
delikatnie.
- Z-Zwariowałeś..
- Przez ciebie. Oh Sehun, jesteś sensem mojego życia. Bez
ciebie.. Nie wiem jakbym sobie poradził w życiu. Przy tobie czuję, że jestem,
że po prostu żyję. Że mogę kochać. Że kocham. Że będę kochał. Czuję, jak czas
się zatrzymuje, jak znika cała rzeczywistość, a pozostajesz tylko ty. Nigdy nie
spotkałem tak cudownej osoby. Nigdy nie czułem się tak dobrze. Nigdy… Nigdy nie
sądziłem, że będę w stanie powiedzieć „kocham cię”. Ale teraz mówię. Kocham
cię, Oh Sehun. Zechcesz wyjść za mnie?
- Ty mały gnojku! Oczywiście, że chcę! – krzyknął Sehun
ze łzami w oczach i pociągnął mnie do pionu za krawat. Spojrzałem mu wtedy
głęboko w oczy i wsuwając pierścionek na jego smukły palec, wpiłem się w jego
usta, po chwili podnosząc go wysoko do góry. Słońce idealnie oświetlało nasze
ciała, a fotograf, który pojawił się znikąd, uwiecznił to na fotografii, którą
powiesiłem w naszej sypialni w Qingdao zaraz po powrocie.
I
kto by pomyślał, że taki brudny dzieciak stanie się odpowiedzialnym szczęśliwym
mężczyzną, potrafiącym kochać?
PS. KOCHAM TAOHUN