:3

15 kwietnia 2017

Pośród gwiazd

Gwiazdy są fascynujące, dzieli nas od nich kilkanaście milionów lat, my widzimy je, a one być może już nie istnieją w naszym wszechświecie. Patrzymy w niebo każdej nocy szukając nowych konstelacji i wciąż nas to raduje. Codziennie zastanawiam się jednak, dlaczego jedna z nich spadła właśnie tu, na Ziemię, bym mógł ją poznać?

Wszystko zaczęło się na wyjeździe integracyjnym do Seulu. Cały nasz dział kadr pierwszego wieczoru miał być na bankiecie w sali na parterze, w drugim budynku hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Jednakże ja musiałem zabłądzić w drodze do toalety. Ubrany w najlepszy garnitur, błękitną koszulę i krawat w odcieniu granatu, poszedłem po prostu załatwić swoją potrzebę, ponieważ tego dnia wlałem w siebie hektolitry kawy. Zszedłem na dół, tak jak powiedział mi jeden z kelnerów, po czym po prostu nie wiedziałem, w który korytarz skręcić, a gdy już wybrałem, wszedłem przypadkiem na gospodarczy teren. Był w nim magazyn, pralnia, jakieś pokoje i szatnia. Zapukałem cicho do tego ostatniego pomieszczenia, a po chwili ktoś otworzył mi drzwi.
- Tak słucham? – odezwał się delikatny, melodyjny głos, należący do niskiego blondyna.
- Ja… zabłądziłem – wydukałem. Był przystojny i jednocześnie uroczy. Miał na sobie białą koszulę i szarą przepaskę kelnerską, a na dłoni białą rękawiczkę. Był kelnerem.
- Czego pan szuka? – Zapytał się z uśmiechem.
- T-toalety – nagle zrobiło mi się strasznie wstyd bez powodu.
- Ach, spokojnie, już pana zaprowadzę – powiedział młodzieniec, po czym wyszedł z pomieszczenia i poprosił, abym poszedł za nim. Po chwili wreszcie dotarliśmy do celu, co bardzo mnie ucieszyło. Chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym zniknął z mojego pola widzenia. Wyglądał nieziemsko, nawet z tyłu.
Od dawna wiedziałem, że jestem gejem, jednak od dłuższego czasu  byłem sam, nie mogłem po prostu znaleźć nikogo odpowiedniego z wyglądu i charakteru. Ale teraz, gdy zobaczyłem jego, moje serce nagle oszalało. Czułem, że to będzie coś wielkiego, to przypadkowe spotkanie wcale nie musiało takie być.
Po załatwieniu swojej potrzeby, wróciłem na górę, bo tym razem zauważyłem strzałki i tabliczki z napisami, które jasno określały drogę na bankiet i do toalety. Zaśmiałem się w duchu, po czym podszedłem do Krisa, który stał najbliżej drzwi. Wziąłem drinka z tacy jakiegoś chłopaka, po czym zacząłem szukać wzrokiem tego niskiego kelnera. Nie mogłem go jednak znaleźć, przez co stałem się markotny i zdawkowo odpowiadałem koledze, który w końcu odszedł ode mnie kręcąc głową. Wcale mu się nie dziwię, że tak zareagował. W końcu kto lubi być ignorowany?
Krążyłem po Sali, która nie była zbyt duża. Zatrzymałem się przy swoim miejscu, bo podano kolację. Wtedy dopiero zrozumiałem, że jestem głodny. Westchnąłem i usiadłem spokojnie, gdy nagle obok mnie ktoś się pojawił. Kątem oka zobaczyłem tylko szary materiał, więc odwróciłem głowę w jego stronę i przypadkiem zahaczyłem barkiem o chłopaka. Trzask tłuczonego szkła zwrócił uwagę wszystkich wokół nas.
- Bardzo przepraszam! – zawołał ten piękny, melodyjny głos.
- Ależ to ja przepraszam, naprawdę – odpowiedziałem, widząc jego zakłopotanie. Przecież to moja wina, prawda? Spojrzałem w dół na kawałki szklanek i rozlane napoje. – Ja to posprzątam.
- Nie! To znaczy, nie. Ja to posprzątam – powiedział młodzieniec, wyraźnie zmieszany i zniknął, by wrócić po chwili z mopem i zmiotką. Chciałem mu pomóc, więc wziąłem opartą o okno zmiotkę, po czym znów go trąciłem, tym razem uderzyliśmy się głowami. Mogłem wtedy spojrzeć w jego piękne, błyszczące oczy. Były takie, jakby ktoś umieścił w nich tysiące gwiazd. Aż wziąłem głęboki oddech, nie mogąc uwierzyć w ten widok.
- Przepraszam! – wyszeptaliśmy oboje, nadal nie mogąc przestać patrzeć w swoje oczy. Nie wiem ile mogła trwać ta chwila, ale dla mnie była to wieczność, zbyt krótka jednak, ale pełna blasku. Zjechałem w dół wzrokiem, by spojrzeć na jego różowe, pełne usta. Zamknąłem oczy, a w głowie miałem setki myśli „Pocałować? Czy też nie?”, aż w końcu zebrałem się na odwagę i musnąłem je delikatnie. Na szczęście wszyscy wrócili do swoich spraw, więc nikt, poza nami, tego nie widział. Tak mi się wydawało.
- Luhan! – usłyszałem nagle jakiś obcy głos. Obok nas stał chyba kierownik sali, złowrogo patrząc na młodzieńca. Luhan, tak? Ładne ma imię, ale brzmi tak jakoś… chińsko? – Chodź na chwilę za mną.
- D-dobrze – odpowiedział chłopak, spuszczając głowę. Dokończył sprzątanie, po czym szybko poszedł za mężczyzną do kuchni. To pewnie moja wina, że ten facet tak zareagował. Chcąc wyjaśnić sytuację, podszedłem bliżej i przypadkiem podsłuchałem rozmowę. Nie była ona miła i przyjazna. Usłyszałem krótkie „zwalniam cię” i właśnie wtedy wszedłem do środka.
- Przepraszam bardzo, ale to moja wina – powiedziałem.
- Proszę pana, proszę  stąd wyjść. Luhan jest kelnerem, nie jakimś panem do towarzystwa. To jest, przepraszam, była, jego praca. Nie powinien dopuścić do takiej sytuacji.
- To ja go pocałowałem!
- To nie zmienia faktu, Luhan, wynoś się stąd, już! A pana zapraszam na dalszą część bankietu.
Mężczyzna miał okropny głos, więc wyszedłem, ale wcześniej złapałem Luhana za rękę. Wyprowadziłem go z bankietu głównym wejściem, po czym wsiadłem z nim do windy i pojechałem na drugie piętro budynku. Chłopak szarpał się trochę, ale wystarczyło jedno spojrzenie i już się uspokoił. Był również w szoku z obrotu sytuacji. A ja po prostu wykorzystałem okazję, by poznać go bliżej.
Weszliśmy do mojego pokoju, który znajdował się w bocznym korytarzu po prawej stronie głównego korytarza, na jego końcu. Otworzyłem drzwi kartą kluczem, po czym wepchnąłem chłopaka do środka, włożyłem kartę do czytnika, po czym zgasiłem wszystkie światła w pokoju. Przeszklona ściana naprzeciw łóżka, która pokazywała całe miasto, teraz pięknie oświetlone, dawała nastroju chwili. Podszedłem do chłopaka, po czym wziąłem jego twarz w dłonie i pocałowałem go. Najpierw delikatnie, po czym gdy poczułem, że mu się to podoba, zacząłem namiętny taniec naszych ust. Iskra, jaką we mnie wywołał, sprawiła, że chciałem więcej i więcej, bez względu na konsekwencje. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie, patrząc w swoje oczy. Jego błyszczały jeszcze bardziej niż wcześniej.
- Przepraszam, powinienem najpierw się przedstawić. Oh Sehun, miło mi – powiedziałem po chwili.
- Ja… Lu Han, ale mówią mi po prostu Luhan – powiedział chłopak. – Również mi miło. Nawet bardzo miło – zarumienił się, po czym spojrzał na swoje buty.
- Ile masz lat, jeśli mogę wiedzieć?
- 27 – odparł, a ja zdębiałem. – Wiem, że nie wyglądam – zaśmiał się.
- Wow – tyle byłem w stanie z siebie wydusić. – Jestem młodszy od ciebie?
- Na to wygląda. A ile ty masz lat, Sehun?
- 23 – odpowiedziałem, po czym złapałem go za rękę i wyciągnąłem na balkon. Tam stanąłem, opierając się o barierkę, po czym odpaliłem papierosa, patrząc w niebo. – Widzisz Luhan, muszę ci coś wyznać. Jak zobaczyłem cię pierwszy raz, poczułem coś, czego nie czułem od dawna. Coś takiego czuje się tylko parę razy w życiu. Poczułem taką.. energię, takie ciepło bijące od ciebie. A twoje oczy błyszczą jak te gwiazdy. To fascynujące, wiesz? Wreszcie zrozumiałem, że są na świecie ludzie, którzy spadli prosto z nieba w nasze życie. I to właśnie ty jesteś taką gwiazdą, która spadła na Ziemię, by otulić mnie swym ciepłem, rozumiesz? W tej chwili jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko. Może to za wcześnie, ale czuję że jestem tobą zauroczony. I to szalenie – nagle poczułem, jak Luhan przytula się do mnie mocno i usłyszałem jak pociąga nosem.
- Nikt.. nigdy… nie… powiedział mi… tylu pięknych… słów… dziękuję… - wyszeptał, ledwo go słyszałem, a łzy opadały na moją koszulę, mocząc ją w jednym miejscu. Wyrzuciłem papierosa przez barierkę, po czym odwróciłem się do niego i pocałowałem go w czubek głowy, po czym uniosłem jego podbródek i musnąłem jego wargi swoimi.
Gdy cały wyjazd skończył się, powiedziałem Luhanowi, żeby jechał ze mną do domu, mojego domu. Na początku nie był przekonany, jednak po dłuższym zastanowieniu, zgodził się. Byłem przeszczęśliwy. Mieszkałem w domku na przedmieściach Busan, sam, więc towarzystwo, zwłaszcza jego, bardzo mi odpowiadało. I tak zaczęła się nasza przygoda, mnie i mojej pięknej gwiazdy. Coś czuję, że mój starszy brat, Baekhyun, maczał w tym palce. Teraz, właśnie w tej chwili, siedzę z Lu przed domem na kocu, patrząc w gwiazdy. Przytulam go do siebie mocno, a jego zapach otula mnie. Tak bardzo się cieszę. Choć minęło już 9 miesięcy. Pięknych 9 miesięcy, które naprawdę wiele zmieniły w moim życiu. Jestem najszczęśliwszy na świecie.
- Kocham cię Lulu – szepnąłem do niego. Teraz już wiem, co znaczy prawdziwa miłość.
- Ja ciebie też kocham, Sehunnie – szepnął, po czym musnął moje usta.

17 stycznia 2017

THANK YOU SO MUCH

Dziękuję bardzo Wam wszystkim! Wszystkim, którzy choć raz weszli na mojego bloga! Za każdy komentarz, za każdą opinię, za każde wejście! naprawdę Wam dziękuję <3
Aż nie wiem co powiedzieć. Taka jestem dumna. To już 5 lat odkąd go mam. 5 lat pisania fanfiction o różnej tematyce. A zaczęło się od SHINee tak naprawdę, ale moja głupota spowodowała usunięcie obydwu fanficów </3 potem przyszło EXO i w sumie głównie o nich to jest.
Mam nadzieję, że pojawi się więcej fanficów o innych zespołach, możecie pisać w komentarzach jakie byście chcieli zobaczyć <3 Lesbijskie, gejowskie.. może nawet hetero? To już Wy decydujecie! :D
To wszystko dzięki Wam.  Naprawdę nie mam słów by opisać to, co czuję w tym momencie.
Na ten moment jest 91 007 wejść. 91 TYSIĘCY. Tak bardzo Wam dziękuję!
Kocham Was, do zobaczenia!
Wasza dumna Jaerinnie


PS. Jeśli ktoś chciałby się ze mną skontaktować, to proszę, tu podaję linki do moich kont:
☆ e-mail: yuu.kim.liu@gmail.com
☆ FB: >klik<
☆ ask.fm >klik<
☆ instagram @bejaejaeou >klik<
☆ kakaotalk @jaerinkim 
☆ line @kimjaerinah
☆ snapchat @jaerinah
☆ nr gg: 51464171

16 stycznia 2017

Be somebody

uwaga: wulgaryzmy!


Być kimś... czy to takie ważne? Naprawdę nie rozumiem idei tego wyrażenia. Być kimś. Ale kim i dla kogo? To tylko wątłe słowa, które zapełniają pustkę po czymś co utraciliśmy. Chcemy być lepsi, ważniejsi od innych, ale tak serio to tego nie chcemy. Po prostu mówimy to, żeby odegrać grę dla ludzi. Ja, na przykład, nie chcę być kimś. Mi wystarcza to, kim jestem. Ale czy to nie czyni mnie właśnie kimś?

Tego dnia, dokładnie wczoraj, szedłem spokojnie przez moje osiedle do sklepu, paląc po drodze papierosa. Miałem zamiar kupić wino i kolejną paczkę fajek, aby jakoś spędzić nadchodzący wieczór. W sumie już był wieczór. Śnieg sypał gęsto na moją głowę i płaszcz, ale nie przejmowałem się. Chociaż powinienem, o tak, powinienem się przejąć, bo moja idealna fryzura została zniszczona przez ten pierdolony łupież chmur, jednak w tym momencie było mi wszystko jedno. Westchnąłem, po czym wszedłem do sklepu, otrzepując się z tego cholernego białego puchu. Ekspedientka niechętnie na mnie spojrzała, mówiąc ciche "dobry wieczór", na co odparłem wymuszonym uśmiechem. Podszedłem do lady i poprosiłem o to, co zamierzałem kupić, po czym wydałem na to dość sporo, ale co zrobić skoro potrzeba wzywa? Po zapłaceniu kolosalnej dla mnie kwoty, w końcu byłem tylko marnym studentem, wróciłem do domu, a śnieg zaczął sypać jeszcze bardziej, co mnie okropnie wkurwiło. To nie miało sensu. W pewnym momencie zatrzymałem się, gdy samochód obok mnie zwolnił. Zaraz, tu nie wolno parkować. Gdy spojrzałem na kierowcę, który też na mnie spojrzał, tylko uśmiechnąłem się sarkastycznie i pokazałem faka, żeby po prostu się odpieprzył ode mnie. Nie mam humoru, nawet na pokazanie głupiej drogi do centrum. Ten jednak rąbnął i uchylił szybę, po czym krzyknął na mnie. Znów pokazałem mój piękny środkowy palec i odpaliłem papierosa, patrząc z ciekawością na mężczyznę. Jego samochód, Audi A8, czarne, nie pasowało do mojej dzielnicy. Tak samo jak i kierowca. Garnitur? Kto z tej okropnej dziury chodzi w garniturze?
- Ej ty! – zawołał ponownie facecik, kiwając na mnie ręką. O co to nie. Na mnie ręką? A pierdol się! Podszedłem do samochodu, po czym na masce zgasiłem swojego papierosa. Szkoda mi tego Malboro, serio. Uśmiechnąłem się seksownie, po czym oparłem się o drzwi auta, te, w których była otwarta szyba.
- Czego chcesz, przystojniaczku? – Zapytałem najbardziej pedalskim głosem w całym moim gejowskim życiu.
- Którędy do centrum? – Zapytał. Wyśmiałem go.
- Oj skarbie, skarbie, ty moje najdroższe. Chodź za mną, to ci pokażę nawet górę pełną szczęścia – powiedziałem, a w myślach dodałem „i pełną rozkoszy”. Zaśmiałem się, a raczej zachichotałem, po czym odsunąłem się od auta. – Pierdol się gnoju -  odwróciłem się od pięknego audi, ale gościu znów mnie zawołał.
- Zgoda – to krótkie hasło sprawiło, że aż znów spojrzałem w jego stronę, przez ramię oczywiście. Oblizałem lubieżnie usta.
- W takim razie jedź do końca tej uliczki, skręć w prawo, po czym zaparkuj pod pierwszym blokiem jaki zobaczysz po lewej stronie. Potem podejdź pod 3 klatkę i tam na mnie czekaj.
- A może cię podwiozę? – zaproponował, a ja udałem, że myślę nad tym. Po chwili wskoczyłem do jego wozu.
Po chwili byliśmy na miejscu. Otworzyłem drzwi klatki kluczem, po czym po prostu wszedłem po schodach, spojrzawszy raz za siebie, by sprawdzić, czy facecik nie zrezygnował. I o dziwo, wciąż szedł za mną. Dotarliśmy na 2 piętro, na którym otworzyłem pierwsze drzwi po prawo. Moje mieszkanko było urządzone skromnie, ale jebać to.
- To… może wina? – zapytałem, patrząc na faceta ciekawskim wzrokiem. Był seksowny. I to zajebiście seksowny. Kurwa, aż mi stanął od samego patrzenia.
- Prowadzę – odparł swoim niskim głosem. Zajebiście kurwa, jeszcze twardszy się zrobiłem.
- Jebać to, chodź się napić. Chcę, żebyś był łatwiejszy.
- To może od razu przejdziemy do rzeczy? – zapytał z lubieżnym uśmiechem. Podobała mi się ta propozycja. Nawet bardzo. Odłożyłem zakupy, po czym z uśmiechem podszedłem do niego, zrywając z niego wszystkie ubrania.
Po chwili stanął przede mną całkiem nagi. Oblizałem usta padając na kolana przed nim. Wziąłem jego penisa w dłoń, zastanawiając się jak on mi się zmieści w ustach. Był dużo większy niż te, z którymi dotychczas się spotykałem. A może ja po prostu miałem pierdolonego pecha, a teraz trafił się pieprzony cud? Po chwili ruszania ręką w górę i dół, wziąłem główkę w usta i zacząłem ją mocno ssać, a facecik już bez garnituru złapał mnie za moje mokre włosy. Nie powiem, że mi się to nie podobało, bo podnieciło mnie to jak cholera. Spojrzałem z dołu na niego, wciąż trzymając penisa w ustach, zachwycając się nad jego twarzą. Może to zabrzmi dziwnie, ale poczułem się w tym momencie jak dziwka. Szybko wyciągnąłem jego kutasa z ust, po czym po prostu stanąłem przed nim.
- Wiesz co?  Jebać to. Jebać cały system, w jakim się prowadziłem ostatnich parę lat. Jebać moje życie. Nie zrobię tego. Nie jestem dziwką. Myślałem, że uznasz to jako żart, a ty tak po prostu się zgodziłeś. Jesteś pieprzonym dupkiem. Nawet nie znam twojego imienia! – krzyknąłem, odwracając się do niego tyłem, łapiąc się za głowę. – Spieprzaj stąd.
Minęła chwila, a on dalej stał za mną i po prostu patrzył na mnie, czułem jego wzrok. Jednakże usłyszałem szelest wkładanych ubrań.
- Słuchaj dzieciaku, to ty zacząłeś – mruknął, ubrany już w spodnie i koszulę, którą właśnie zapinał.
- Ja?! Ja to zrobiłem dla jaj! Myślałeś, że jestem łatwy, tak?! Ale mylisz się. Ty jesteś łatwiejszy ode mnie – powiedziałem, osuwając się na kolana. Usiadłem na piętach, patrząc przez balkon na drogę, którą o tej porze oświetlała tylko jedna latarnia. Westchnąłem, czując łzy pod powiekami. – Spieprzaj. Już.
- Słuchaj mnie, dzieciaku..
- Nie jestem dzieckiem! – krzyknąłem, odwracając się do niego. – Nie jestem nim… bo jestem nikim.
- Może zacznijmy od początku. Jestem Chanyeol – powiedział facecik.
- Sehun – odparłem cicho. Facet pomógł mi wstać, po czym spojrzał na mnie i otarł moje łzy.
- Sehun, posłuchaj mnie teraz uważnie. Jesteś kimś. Kimś wyjątkowym. Nie jesteś nikim, bo nikim nie jest nawet NN. Każdy jest kimś, kim tylko chce – powiedział Chanyeol.
- Ale ja kurwa nie chcę być kimś! Chcę być sobą!
- Ale będąc kimś, też możesz być sobą – dodał facecik, patrząc na mnie. – Chcesz iść na spacer żeby ochłonąć?
- Wystarczy mi butelka wina i fajki – odparłem, ocierając łzy z policzków swoją szarą bluzą. – Naprawdę.
- Okej. Napiję się z tobą. Najwyżej jutro wrócę – powiedział po chwili zastanowienia Chan. – Może zamówimy pizzę?
- Nie stać mnie. Jestem tylko studentem.
- Uznaj to jako prezent na poprawę humoru ode mnie – uśmiech mężczyzny i jego pełne zrozumienia spojrzenie wyraziły to, czego szukałem.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wino się skończyło, ani kiedy nastał świt. Nie potrafiłem przestać rozmawiać z Chanem, nie czułem nawet zmęczenia. I poczułem się wtedy kimś. Bo ktoś wreszcie dostrzegł mnie jako kogoś, z kim można porozmawiać. A nie jak dziwkę, którą można wykorzystać. Dopiero teraz zrozumiałem, że tak naprawdę ludzie mieli ze mnie zabawkę. Teraz, dzięki niemu, zrozumiałem to wszystko. I poczułem się… ważny. Czy mnie to ucieszyło? Jak cholera. Bo być kimś, to też znaczy być sobą. A ja na pewno nie wrócę do starych nawyków. Wreszcie jestem kimś.

________________________________________________
O tak, podoba mi się to. A najbardziej wstęp. Mam nadzieję, że Wam się podobało. Kocham was! Do następnego.
Jaerinnie

15 stycznia 2017

Moonlight

Siedziałam w głębi korytarza, patrząc w przestrzeń. Byłam zdenerwowana, bardzo, od tych wyników zależała moja kariera tancerki. Westchnęłam, opierając twarz o dłoń prawej ręki, zamykając na chwilę oczy. Wyobrażałam sobie, że nagle wszystko się kończy. Łzy pojawiły się w moich oczach, gdy ponownie je otworzyłam. I wtedy z gabinetu wyszedł lekarz. Wstałam, otarłam oczy, przeczesałam włosy i podeszłam do niego przygnębiona.
- I jak panie doktorze? - zapytałam łamiącym się głosem.
- Pani Monoban... - zaczął. Spojrzałam na jego twarz. - Ma pani bardzo dobre wyniki, kontuzja została zwalczona, tylko proszę uważać przez pierwszy miesiąc na tą nogę - powiedział po chwili patrzenia w moje wyniki. Aż serce na chwilę przestało mi bić. Minął moment, a ja dopiero wtedy zrozumiałam sens słów lekarza, po czym po prostu wybuchnęłam. Łzy leciały, ale ze szczęścia.
- Czyli będę mogła tańczyć? Naprawdę?
- Tak, proszę pani, tylko tak jak mówiłem - nie słyszałam dalszych słów, bo zniknęłam z jego pola widzenia. Mogę tańczyć dalej! Muszę szybko powiedzieć o tym Chaeyoung!
Dwie godziny później siedziałam już na sali w naszej szkole, a Rose była obok mnie. Muzyka dalej grała, ale my byłyśmy zbyt zmęczone. Przez ostatnich parę tygodni nie mogłam tańczyć i teraz musiałam nadrobić czas. Wiem, że to niebezpieczne, ze względu na ledwo wyleczoną nogę, ale chciałam po prostu poczuć muzykę całym swoim ciałem.
Spojrzałam na koleżankę z grupy, która od momentu mojej kontuzji była przy mnie, po czym uśmiechnęłam się do niej. Ta odwzajemniła mój uśmiech, patrząc prosto w moje oczy. Aż poczułam gorąc na ciele przez to spojrzenie. Po chwili wróciłyśmy do tańca, nad którym spędziłyśmy kolejne dwie godziny. Zmęczone wysiłkiem, jaki w to włożyłyśmy, postanowiłyśmy iść opić mój powrót do zdrowia.
Przechodziłyśmy z jednego pubu do drugiego, w każdym piłyśmy po jednym/dwóch piwach, więc w końcu po 5 miejscu, chwiałyśmy się bardzo. Postanowiłyśmy iść nad rzekę, gdzie po około 30 minutach powolnego kroku się znalazłyśmy. Usiadłyśmy na trawie, patrząc w blask księżyca odbijanego w wodzie. Nawet nie wiem jak długo tak patrzyłyśmy, ale w końcu Rose się odezwała.
- Wiesz.. chciałam powiedzieć ci to od dawna - zaczęła, patrząc w moje oczy.
- Słucham, kochanie - odparłam. Widać było po mnie, że alkohol działa. W sumie po Chaeyoung też.
- Nawet nie wiem jak to powiedzieć...
- Mów prosto z mostu, hahaha - powiedziałam, bo właśnie spojrzałam na most niedaleko nas.
- Więc, skoro tak mówisz, to mówię... a może zacznę trochę inaczej - spojrzała na mnie z uśmiechem. - Co byś zrobiła, gdyby jakaś dziewczyna cię pocałowała?
W tym momencie spojrzałam w ciemne niebo, które rozświetlał tylko księżyc w pełni. Zaczęłam intensywnie myśleć, a wypite procenty zaburzały to. Westchnęłam, po czym odwróciłam wzrok na Rose.
- Wiesz, nie wiem co bym zrobiła. Zależy kto by to był - odpowiedziałam w końcu.
- A jeśli byłabym to ja?
- Jeśli ty? - znów się zamyśliłam. - Pewnie bym się zgodziła i też bym cię pocałowała - i nagle, w ułamku sekundy, poczułam jej usta na swoich. To było delikatne, a jednocześnie mocne. Serce biło mi bardzo szybko, a oczy zamknęły się pod wpływem chwili. Dotknęłam dłonią policzka koleżanki, oddając się rozkoszy. Nie wiem co mną wtedy kierowało, ale czułam, że to jest to. Poczułam.. ulgę? Szczęście? Sama nie wiem co czułam, ale było to prawdziwe i pełne przyjemności. Po kilkunastu sekundach oderwałyśmy się od siebie, po czym spojrzałyśmy w swoje oczy.
- Więc...
- Ja...
- No tak...
- Kocham cię Lalisa - powiedziała dziewczyna, spuszczając wzrok. Nie wiedziałam co powiedzieć, ale właśnie wtedy złapałam ją za rękę, po czym poderwałam do góry. Chaeyoung była w szoku, ale posłusznie szła za mną w stronę mojego mieszkania. Powinnyśmy wezwać taksówkę, wiem, ale nie myślałam wtedy racjonalnie. Po kilkudziesięciu krokach, zrozumiała wreszcie co chcę zrobić, więc szła równo ze mną z uśmiechem na ustach. Czułam po jej uścisku dłoni, że tego pragnie tak samo jak ja.
Na drugi dzień rano wstałyśmy z małym bólem głowy, ale szczęśliwe. Teraz dotarło to do nas, co się stało wczorajszej nocy, ale szczerze mówiąc, żadna z nas nie żałowała. Usiadłam w kuchni na blacie, po czym wyciągnęłam ostatniego papierosa z paczki, a po chwili dym zagościł w moich płucach. Rose ubrana w moją koszulkę wyglądała pięknie. Naprawdę. Mimo, że była 1 cm wyższa ode mnie, to w tej czarnej koszulki i majtkach wyglądała cudownie. Po prostu cudownie. Spojrzałam na nią z uśmiechem, po czym wyciągnęłam do niej ręce by ją przytulić, co po chwili uczyniłam. Trwałyśmy w tej pozycji dobrych kilkanaście sekund, aż ja pierwsza ją puściłam.
- Wiesz.. myślę o czymś bardzo intensywnie - powiedziałam, zaciągając się kolejny raz.
- O czym?
- O nas. I szczerze mówiąc.. chcę dać nam szansę - uśmiechnęłam się. Wtedy ona podeszła do mnie i po prostu mnie pocałowała. - To znaczy tak?
- Tak, to znaczy tak.
Uśmiechnęłam się i wiedziałam w tym momencie, że dobrze zrobiłam.

____________________________________________________________
Wow. Wow. W O W.
Pierwszy raz pisałam tutaj lesbijskie opowiadanie. Ale to dzięki Kornelce! Ona powiedziała, bym takie napisała, więc... jest! I to w dodatku BLACKPINK, kocham je :( To mój drugi ukochany zespół... a bohaterki? To moje kochane dziewczynki <3 (są rok starsze ode mnie, nananana~).
Mam nadzieję, że spodobała Wam się ta odmiana!
Do zobaczenia w kolejnym fanficu! Kocham Was!
Jaerinnie~

4 stycznia 2017

List

Życie jest pełne niebezpieczeństw, pełne pułapek, które czyhają na nas na każdym kroku. Wierzymy, że wszystko może się w końcu ułożyć, ale nie zawsze tak bywa. Chociaż ta historia nie ma happy endu, proszę, żebyście mnie wysłuchali. To co tu opiszę działo się naprawdę, choć minęło już wiele lat od tamtych wydarzeń. Wciąż jednak tęsknię, chciałbym by to wszystko wróciło, ale jest to niemożliwe. Ale nie zdradzam szczegółów, po prostu czytajcie.

Poznałem go w barze, gdy przysiadł się do mnie po kilkunastu minutach obserwacji z ukrycia. W sumie nawet nie wiem o czym rozmawialiśmy, skupiałem się na jego głębokim głosie, zamiast na słowach, które wypowiadał. Pamiętam, że mówił coś o tym, dlaczego jestem tutaj sam. To wszystko co zrozumiałem. Potem poszliśmy do mnie i rozmawialiśmy do rana, na szczęście była sobota i żaden z nas nie musiał iść do pracy. Zjedliśmy śniadanie, nadal prowadząc konwersację. I choć czuliśmy zmęczenie, nie pokazywaliśmy tego przed sobą. Tematy się nie kończyły, czuliśmy, że znamy się całe życie, a nie zaledwie 12 godzin. To jednak było cudowne uczucie, coś czego oczekiwałem od siebie przez całe życie. Zaufałem mu, jak cholera zaufałem, bo w jego oczach widać było, że warto. Bo Chanyeol był warty zaufania. 
Nawet nie zauważyliśmy aż nastał wieczór. Tym razem poprosiłem go, aby został na noc i spał przy mnie, bo cholera, czułem się samotny będąc samemu w domu przez cały czas. Zgodził się, co przyjąłem z entuzjazmem. Na początku chciał spać na kanapie w salonie, ale się nie zgodziłem. Chciałem, żeby był przy mnie tej nocy, by mnie przytulił, bym czuł się bezpiecznie. W końcu zrobił to. Przytulił mnie kiedy zasypiałem. Tamtej nocy pierwszy raz przespałem do rana, nie budząc się ani na chwilę, co nigdy się nie zdarzało wcześniej. Wiedziałem, że to on będzie dla mnie ostoją w problemach. Czułem się przy nim tak dobrze, jak nigdy przy nikim. Nawet rodzice nie byli w stanie dać mi czegoś tak cudownego jak Chanyeol. 
Spotykaliśmy się codziennie po pracy. On - przystojny biznesmen z bogactwem, a ja... cóż. Byłem zwykłym baristą w kawiarni swojego kuzyna. Ktoś mógłby pomyśleć, że lecę na niego ze względu na pieniądze, ale tylko ja dostrzegałem w nim więcej niż ktokolwiek na świecie. Ja widziałem jego cudowny charakter, który omotał mnie w całości. W zaledwie kilka dni poczułem w sobie uczucie, jakiego pragnąłem odkąd pamiętam. Poczułem prawdziwą miłość, nie zauroczenie, ale silne, piękne, choć trudne uczucie. Cieszyłem się jednak, bardzo się cieszyłem.
Mógłbym przytoczyć wiele historii z Chanyeolem, ale jednak nie mam na to czasu ani siły. To wciąż we mnie tkwi, wciąż siedzi głęboko we mnie, a ja nie potrafię... a może nie chcę... zapomnieć o nim. Zapomnieć o tym co się działo przez te cudowne miesiące z nim. Nie było ich zbyt wiele, przynajmniej nie tyle ile bym chciał, ale było to najlepsze miesiące mojego życia. 
Ostatni miesiąc z nim był pełen smutku. Coś w Chanyeolu pękło, nie dawał sobie rady. Wiele razy zamyślał się, gubił wątek. Codziennie jednak pisał coś na kartce, a potem wyrzucał ją do kosza. Nie raz chciałem zajrzeć do tego co pisał, ale zawsze wyrzucał śmieci wieczorem, nawet gdy worek nie był pełny. Aż w końcu pewnego dnia... aż na samo wspomnienie mam łzy w oczach... pewnego dnia, dokładnie 12 października, zobaczyłem na stole kopertę zaadresowaną do mnie. Otworzyłem ją i zamarłem. To było pismo Chanyeola. Niektóre litery były rozmyte, wiedziałem, że płakał kiedy to pisał. Po 3 pierwszych linijkach, sam miałem łzy w oczach. Odłożyłem list na stolik, by trochę ochłonąć. Dopiero po 30 minutach byłem w stanie do niego wrócić. Westchnąłem i zacząłem czytać. To było tak piękne, a jednocześnie sprawiało, że nie mogłem powstrzymać płaczu. Nie wiedziałem co robić ze sobą, gdy zobaczyłem ostatni wers. Wiedziałem, że zrobił to. Że zniknął na zawsze. Wiedziałem też, że nie ma szans, żeby go szukać gdziekolwiek. Las Aokigahara to było dla niego odpowiednie miejsce, bo przez ten list wyraził to. Usiadłem na podłodze, chowając twarz w dłoniach. Płakałem przez bardzo długo, nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się ciemno. Westchnąłem i otarłem twarz z łez. Nie potrafiłem sobie uświadomić, że nie wróci na noc, że nie zobaczę jego uśmiechu rano, że... że jego po prostu już nie ma. Kochałem go, o tak, kochałem jak cholera. Ale dlaczego nie potrafiłem mu pomóc? Do tej pory zadaję sobie to pytanie, choć minęło już kilka lat.
Nie będę przytaczać wam całego listu, ale ostatnie zdania. Coś, co sprawia do dziś, że pękam ze smutku.

"Nie chciałem Cię narażać na niebezpieczeństwo, jakim jestem ja sam. Tak bardzo chciałbym, żebyś był szczęśliwy, bo ja tego szczęścia nie potrafię Ci dać. Nie potrafię już tak dłużej. I choć wiem, że w nas wierzyłeś, to nie potrafię tego ciągnąć. Kocham Cię, ale nie umiem inaczej, żegnaj Baekhyunnie"

Dziś minęło 12 lat od tamtego dnia, w którym nawet nie zdążyłem się z nim pożegnać. Codziennie potrafię iść na cmentarz i postawić świeczkę. Wtedy wyobrażam sobie, że on wciąż jest przy mnie. Że słyszę jego głos, który mnie woła. Chyba pójdę dziś do niego... dobranoc.

___________________________________________________
Witajcie kochani w nowym roku! Wszystkiego dobrego <3
Napisałam coś smutnego, coś, co tkwiło we mnie. Mimo, że ten rok zaczął się świetnie (dzięki mojemu Kamilowi oczywiście <3), to postanowiłam napisać coś smutnego. 
Mam nadzieję, że to jest w miarę w porządku. 
Do następnego! 
Wasza Jaerinnie