Wszystko zaczęło się na wyjeździe integracyjnym do Seulu. Cały nasz dział kadr pierwszego wieczoru miał być na bankiecie w sali na parterze, w drugim budynku hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Jednakże ja musiałem zabłądzić w drodze do toalety. Ubrany w najlepszy garnitur, błękitną koszulę i krawat w odcieniu granatu, poszedłem po prostu załatwić swoją potrzebę, ponieważ tego dnia wlałem w siebie hektolitry kawy. Zszedłem na dół, tak jak powiedział mi jeden z kelnerów, po czym po prostu nie wiedziałem, w który korytarz skręcić, a gdy już wybrałem, wszedłem przypadkiem na gospodarczy teren. Był w nim magazyn, pralnia, jakieś pokoje i szatnia. Zapukałem cicho do tego ostatniego pomieszczenia, a po chwili ktoś otworzył mi drzwi.
- Tak słucham? – odezwał się delikatny, melodyjny głos, należący do niskiego blondyna.
- Ja… zabłądziłem – wydukałem. Był przystojny i jednocześnie uroczy. Miał na sobie białą koszulę i szarą przepaskę kelnerską, a na dłoni białą rękawiczkę. Był kelnerem.
- Czego pan szuka? – Zapytał się z uśmiechem.
- T-toalety – nagle zrobiło mi się strasznie wstyd bez powodu.
- Ach, spokojnie, już pana zaprowadzę – powiedział młodzieniec, po czym wyszedł z pomieszczenia i poprosił, abym poszedł za nim. Po chwili wreszcie dotarliśmy do celu, co bardzo mnie ucieszyło. Chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym zniknął z mojego pola widzenia. Wyglądał nieziemsko, nawet z tyłu.
Od dawna wiedziałem, że jestem gejem, jednak od dłuższego czasu byłem sam, nie mogłem po prostu znaleźć nikogo odpowiedniego z wyglądu i charakteru. Ale teraz, gdy zobaczyłem jego, moje serce nagle oszalało. Czułem, że to będzie coś wielkiego, to przypadkowe spotkanie wcale nie musiało takie być.
Po załatwieniu swojej potrzeby, wróciłem na górę, bo tym razem zauważyłem strzałki i tabliczki z napisami, które jasno określały drogę na bankiet i do toalety. Zaśmiałem się w duchu, po czym podszedłem do Krisa, który stał najbliżej drzwi. Wziąłem drinka z tacy jakiegoś chłopaka, po czym zacząłem szukać wzrokiem tego niskiego kelnera. Nie mogłem go jednak znaleźć, przez co stałem się markotny i zdawkowo odpowiadałem koledze, który w końcu odszedł ode mnie kręcąc głową. Wcale mu się nie dziwię, że tak zareagował. W końcu kto lubi być ignorowany?
Krążyłem po Sali, która nie była zbyt duża. Zatrzymałem się przy swoim miejscu, bo podano kolację. Wtedy dopiero zrozumiałem, że jestem głodny. Westchnąłem i usiadłem spokojnie, gdy nagle obok mnie ktoś się pojawił. Kątem oka zobaczyłem tylko szary materiał, więc odwróciłem głowę w jego stronę i przypadkiem zahaczyłem barkiem o chłopaka. Trzask tłuczonego szkła zwrócił uwagę wszystkich wokół nas.
- Bardzo przepraszam! – zawołał ten piękny, melodyjny głos.
- Ależ to ja przepraszam, naprawdę – odpowiedziałem, widząc jego zakłopotanie. Przecież to moja wina, prawda? Spojrzałem w dół na kawałki szklanek i rozlane napoje. – Ja to posprzątam.
- Nie! To znaczy, nie. Ja to posprzątam – powiedział młodzieniec, wyraźnie zmieszany i zniknął, by wrócić po chwili z mopem i zmiotką. Chciałem mu pomóc, więc wziąłem opartą o okno zmiotkę, po czym znów go trąciłem, tym razem uderzyliśmy się głowami. Mogłem wtedy spojrzeć w jego piękne, błyszczące oczy. Były takie, jakby ktoś umieścił w nich tysiące gwiazd. Aż wziąłem głęboki oddech, nie mogąc uwierzyć w ten widok.
- Przepraszam! – wyszeptaliśmy oboje, nadal nie mogąc przestać patrzeć w swoje oczy. Nie wiem ile mogła trwać ta chwila, ale dla mnie była to wieczność, zbyt krótka jednak, ale pełna blasku. Zjechałem w dół wzrokiem, by spojrzeć na jego różowe, pełne usta. Zamknąłem oczy, a w głowie miałem setki myśli „Pocałować? Czy też nie?”, aż w końcu zebrałem się na odwagę i musnąłem je delikatnie. Na szczęście wszyscy wrócili do swoich spraw, więc nikt, poza nami, tego nie widział. Tak mi się wydawało.
- Luhan! – usłyszałem nagle jakiś obcy głos. Obok nas stał chyba kierownik sali, złowrogo patrząc na młodzieńca. Luhan, tak? Ładne ma imię, ale brzmi tak jakoś… chińsko? – Chodź na chwilę za mną.
- D-dobrze – odpowiedział chłopak, spuszczając głowę. Dokończył sprzątanie, po czym szybko poszedł za mężczyzną do kuchni. To pewnie moja wina, że ten facet tak zareagował. Chcąc wyjaśnić sytuację, podszedłem bliżej i przypadkiem podsłuchałem rozmowę. Nie była ona miła i przyjazna. Usłyszałem krótkie „zwalniam cię” i właśnie wtedy wszedłem do środka.
- Przepraszam bardzo, ale to moja wina – powiedziałem.
- Proszę pana, proszę stąd wyjść. Luhan jest kelnerem, nie jakimś panem do towarzystwa. To jest, przepraszam, była, jego praca. Nie powinien dopuścić do takiej sytuacji.
- To ja go pocałowałem!
- To nie zmienia faktu, Luhan, wynoś się stąd, już! A pana zapraszam na dalszą część bankietu.
Mężczyzna miał okropny głos, więc wyszedłem, ale wcześniej złapałem Luhana za rękę. Wyprowadziłem go z bankietu głównym wejściem, po czym wsiadłem z nim do windy i pojechałem na drugie piętro budynku. Chłopak szarpał się trochę, ale wystarczyło jedno spojrzenie i już się uspokoił. Był również w szoku z obrotu sytuacji. A ja po prostu wykorzystałem okazję, by poznać go bliżej.
Weszliśmy do mojego pokoju, który znajdował się w bocznym korytarzu po prawej stronie głównego korytarza, na jego końcu. Otworzyłem drzwi kartą kluczem, po czym wepchnąłem chłopaka do środka, włożyłem kartę do czytnika, po czym zgasiłem wszystkie światła w pokoju. Przeszklona ściana naprzeciw łóżka, która pokazywała całe miasto, teraz pięknie oświetlone, dawała nastroju chwili. Podszedłem do chłopaka, po czym wziąłem jego twarz w dłonie i pocałowałem go. Najpierw delikatnie, po czym gdy poczułem, że mu się to podoba, zacząłem namiętny taniec naszych ust. Iskra, jaką we mnie wywołał, sprawiła, że chciałem więcej i więcej, bez względu na konsekwencje. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie, patrząc w swoje oczy. Jego błyszczały jeszcze bardziej niż wcześniej.
- Przepraszam, powinienem najpierw się przedstawić. Oh Sehun, miło mi – powiedziałem po chwili.
- Ja… Lu Han, ale mówią mi po prostu Luhan – powiedział chłopak. – Również mi miło. Nawet bardzo miło – zarumienił się, po czym spojrzał na swoje buty.
- Ile masz lat, jeśli mogę wiedzieć?
- 27 – odparł, a ja zdębiałem. – Wiem, że nie wyglądam – zaśmiał się.
- Wow – tyle byłem w stanie z siebie wydusić. – Jestem młodszy od ciebie?
- Na to wygląda. A ile ty masz lat, Sehun?
- 23 – odpowiedziałem, po czym złapałem go za rękę i wyciągnąłem na balkon. Tam stanąłem, opierając się o barierkę, po czym odpaliłem papierosa, patrząc w niebo. – Widzisz Luhan, muszę ci coś wyznać. Jak zobaczyłem cię pierwszy raz, poczułem coś, czego nie czułem od dawna. Coś takiego czuje się tylko parę razy w życiu. Poczułem taką.. energię, takie ciepło bijące od ciebie. A twoje oczy błyszczą jak te gwiazdy. To fascynujące, wiesz? Wreszcie zrozumiałem, że są na świecie ludzie, którzy spadli prosto z nieba w nasze życie. I to właśnie ty jesteś taką gwiazdą, która spadła na Ziemię, by otulić mnie swym ciepłem, rozumiesz? W tej chwili jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko. Może to za wcześnie, ale czuję że jestem tobą zauroczony. I to szalenie – nagle poczułem, jak Luhan przytula się do mnie mocno i usłyszałem jak pociąga nosem.
- Nikt.. nigdy… nie… powiedział mi… tylu pięknych… słów… dziękuję… - wyszeptał, ledwo go słyszałem, a łzy opadały na moją koszulę, mocząc ją w jednym miejscu. Wyrzuciłem papierosa przez barierkę, po czym odwróciłem się do niego i pocałowałem go w czubek głowy, po czym uniosłem jego podbródek i musnąłem jego wargi swoimi.
Gdy cały wyjazd skończył się, powiedziałem Luhanowi, żeby jechał ze mną do domu, mojego domu. Na początku nie był przekonany, jednak po dłuższym zastanowieniu, zgodził się. Byłem przeszczęśliwy. Mieszkałem w domku na przedmieściach Busan, sam, więc towarzystwo, zwłaszcza jego, bardzo mi odpowiadało. I tak zaczęła się nasza przygoda, mnie i mojej pięknej gwiazdy. Coś czuję, że mój starszy brat, Baekhyun, maczał w tym palce. Teraz, właśnie w tej chwili, siedzę z Lu przed domem na kocu, patrząc w gwiazdy. Przytulam go do siebie mocno, a jego zapach otula mnie. Tak bardzo się cieszę. Choć minęło już 9 miesięcy. Pięknych 9 miesięcy, które naprawdę wiele zmieniły w moim życiu. Jestem najszczęśliwszy na świecie.
- Kocham cię Lulu – szepnąłem do niego. Teraz już wiem, co znaczy prawdziwa miłość.
- Ja ciebie też kocham, Sehunnie – szepnął, po czym musnął moje usta.