:3

30 kwietnia 2013

Guardian angel

Park ChanYeol! Ile razy mam ci powtarzać, że na zajęcia powinno się przychodzić punktualnie? – powiedział pan Kim patrząc na wbiegającego właśnie do auli wysokiego chłopaka. – Jaka siła nadprzyrodzona kazała ci się spóźnić tym razem?
- Przyciąganie magnetyczne ciemnoorzechowych desek połączonych w jeden kształt z nałożonym na niego materacem, nazwane potocznie łóżkiem – odpowiedział dziarsko chłopak i usiadł na swoim miejscu. Na szczęście wykładowca miał poczucie humoru więc tylko się uśmiechnął i wrócił do rozpoczęcia zajęć. W połowie wykładu ChanYeol poczuł delikatny podmuch chłodnego powietrza na swoim policzku, więc rozejrzał się wokoło dziwiąc się jednak, bo wszystkie okna były w tym momencie zamknięte. Pokręcił głową i próbował skupić się na słowach pana Kima.
- Dobrze, drodzy studenci, pamiętajcie, że do końca tego tygodnia mają się pojawić na moim biurku wasze prace na temat związany z którąś z naszych, że tak powiem, lekcji. Tak więc, do zobaczenia jutro. Miłego dnia, życzę – wykładowca spojrzał na swoich studentów z uśmiechem i wyszedł z klasy. ChanYeol chował właśnie długopis do swojej torby, kiedy znowu poczuł ten dziwny podmuch. Wyszedł prędko na korytarz i popędził w stronę następnej klasy. Stojąc już pod drzwiami, zaczepił go jego przyjaciel Kyungsoo.
- Stary, jak ty to robisz, że on dalej cie nie wywalił z zajęć? – Zapytał chłopak patrząc na ciągle uśmiechającą się twarz Parka. Ten jednak nie odpowiedział i wpatrywał się tylko w martwy punkt gdzieś za chłopakiem. – Na co się tak patrzysz, Yeollie? – ChanYeol znowu nie zareagował tylko wzdrygnął się lekko, czując ukłucie gdzieś w okolicach łydki.
- Przepraszam, muszę do toalety – szepnął wyższy i udał się właśnie do tego miejsca. Otworzył drzwi jednej z kabin, położył nogę na muszli i podwinął nogawkę. Zdziwił się bardzo, gdy znalazł tam piękne białe piórko. – Co do cholery? Skąd to się tu wzięło? – Spytał sam siebie, a jego głos poniósł się echem w całym pomieszczeniu. Nagle poczuł kolejne ukłucie, tym razem na szyi, a zaraz po nim chłodny dotyk. Sięgnął ręką na tył karku i wyciągnął kolejne białe piórko. Wystraszył się, więc wyszedł pośpiesznie z kabiny. Tuż za ścianą oddzielającą umywalki i pisuary od kabin zastał swoich kumpli, Tao i Krisa, całujących się namiętnie. Nie chcąc im przeszkadzać, oddalił się najciszej jak umiał do drzwi wyjściowych i wyszedł na korytarz.
- No nareszcie, widziałeś gdzieś może ZiTao? Kris go szukał – zapytał Kyungsoo, gdy rudzielec ponownie znalazł się przy jego boku.
- Tak, znalazłem ich obu. Znowu nie umieją się od siebie oderwać.
- Miło jest patrzeć na zakochanych, prawda Yeollie?
- Tak, bardzo… - mruknął chłopak pod nosem i wszedł do klasy, gdy tylko drzwi otworzyły się na oścież.
Reszta dnia, minęła ChanYeolowi w dość przyjaznej atmosferze. Wrócił do domu i od razu rzucił się na swoje łóżko. Nie zauważył stojącego w pokoju chłopaka ubranego na biało bawiącego się w ręce białym piórkiem. Dopiero gdy Park poczuł delikatny dotyk czyjejś ręki na swoich plecach raczył podnieść głowę i spojrzeć na gościa. – Kim jesteś i co robisz w moim pokoju? – Spytał go podnosząc się momentalnie do siadu. Jasnowłosy chłopak tylko uśmiechnął się delikatnie i włożył białe piórko do kieszeni swoich spodni.
- Kim jestem? Jestem BaekHyun. Co tu robię? Zawsze tu byłem, ale mnie nie widziałeś.
- Jak to, zawsze tu byłeś?
- Zawsze byłem tam, gdzie ty ChanYeol.
- Ale jak to?
- Bo cię kocham, Park ChanYeol. Mimo, iż nie mogę… - Szepnął BaekHyun i musnął wargami policzek zdziwionego chłopaka. – Wiesz, jestem twoim aniołem stróżem, dlatego nie mogę cię kochać tak, jakbym tego chciał.
- BaekHyun? N-nie wierzę ci. – Anioł uśmiechnął się pod nosem i sięgnął po piórko spoczywające w jego kieszeni.
- Poznajesz je może? Mam ich więcej, ale nie mogę ci ich pokazać. Już i tak złamałem najważniejszą przysięgę. Zniszczyłem zaufanie Boga. Tylko dlatego, że chciałem, abyś mnie wreszcie zobaczył. Abyś wreszcie poznał moje uczucia względem twojej osoby. Zakochałem się w tobie.
- J-ja nie rozumiem. – Anioł usiadł obok chłopaka i złapał go za rękę.
- Nikt nie rozumie miłości, ChanYeol… Nikt. Nawet my, anioły – BaekHyun uśmiechnął się do niego i pocałował ChanYeola pewnie. Ten nie wiedząc co robić, siedział w bezruchu.  – Dziękuję, że pozwoliłeś mi to zrobić. Dziękuję, że mnie nie odsunąłeś – szepnął blondyn i lekko musnął wargami usta rudzielca. Na ten gest, Park zarumienił się lekko.
- BaekHyun, myślisz, że Bóg pozwoliłby ci zostać na ziemi już na zawsze? – Spytał ledwo słyszalnym głosem ChanYeol.
- Bo wiesz, chciałbym spróbować się w tobie zakochać. Spróbować odrobiny miłości…
- N-naprawdę  tego chcesz? – Wyższy chłopak uśmiechnął się i w odpowiedzi pocałował anioła. A Bóg patrzył na nich z góry i uśmiechał się do swoich anielskich zastępów. Postanowił, że zaufa BaekHyunowi i pozwoli mu pozostać na ziemi w imię miłości.




4 komentarze:

Pozostaw po sobie ślad, który nie zginie, mimo mnóstwa kątów i korytarzy bezkresnego świata fanficów.