:3

7 sierpnia 2014

Kocham Cię, bo...

Kolejny deszczowy dzień w Seulu. Jego mieszkańcy już nie patrzyli na to, tylko z cichymi westchnieniami i uśmiechami wychodzili śmiało w miasto, z kolorowymi lub stonowanymi parasolkami, spiesząc się do pracy, czy po prostu idąc na spacer. Wszyscy zajęci swoimi sprawami.
Nikt nie zauważał ciemnowłosego nastolatka, ponuro przemijającego ulice, w bluzie z kapturem. Nikt nie zauważał jego łez, które zamaskował nieustannie lecący się z nieba deszcz. Nikt nie słyszał jego krzyków, jego wołania o pomoc, kiedy tracił wszystko, co miał. Przecież inni także mają problemy, prawda?
Otarłszy mokrą od deszczu twarz, spojrzał z bólem w górę, po czym uśmiechnął się słabo, widząc wokół siebie obcych ludzi. To dziwne, że stał teraz na barierce mostu, planując rzucić się w otchłań rzeki, by poniosła go z prądem gdzieś daleko?
I nagle został zauważony. Wszyscy patrzyli na niego z przerażeniem, każdy stał sparaliżowany, nie wiedząc co się wydarzy. Chłopak uśmiechnął się tylko, po czym zamknął oczy i przechylił swoje ciało do tyłu. Uczucie spadania było dla niego piękne. Skrzydła, które odpadły lata temu, spowolniony czas i ciągły uśmiech. Otworzył oczy na chwilę i szepnął "kocham cię", po czym z zamkniętymi oczami wpadł do zimnej wody. Właśnie tego chciał.
Wśród ludzi, przyglądających się temu wydarzeniu stał inny nastolatek, który nagle upadł na kolana i zaczął krzyczeć, by ten drugi wrócił. Niestety, było za późno.
Policja przyjechała na miejsce bardzo szybko; przesłuchali wszystkich po kolei, rozpoczynając poszukiwania ciała nastolatka, bo były nikłe szanse, aby przeżył. Tłum się rozchodził, jednak chłopak wciąż tam był. Patrzył nieobecnym wzrokiem w barierkę, przykrywając się szczelnie kocem, który mu dano. Odmawiał wszelkiej pomocy, chęci odwiezienia go domu, czy kupienia posiłku. Co mu to da?
W końcu, po wielu godzinach, wstał na nogi i chwiejnym trochę krokiem podszedł bliżej barierki. Spojrzał za nią na zimną rzekę, szczerze jej nienawidząc za to co się stało. Łzy nie miały siły płynąć, głos utknął mu w gardle. Dlaczego to musiało stać się tego dnia?
Spojrzał w niebo, z którego wciąż padał deszcz. Zamknął oczy, biorąc głęboki oddech. Jego skrzydła także zniknęły, tak jak ciemnowłosego chłopaka. Dopiero po chwili ruszył do przodu, idąc przygaszony w stronę swojego domu, gdzie matka już przyszykowała dla niego ciepły posiłek i starała się na trochę oderwać nastolatka od ostatnich wydarzeń; bezskutecznie. Zastanawiał się co się dzieje z ludźmi po śmierci, co czują w momencie umierania, dlaczego tak młodzi i delikatni ludzie szybko odchodzą. Wszystko związane ze śmiercią krążyło mu po głowie przez wiele kolejnych dni, tygodni, miesięcy. Nie miał odwagi pójść do domu rodziców bruneta, w końcu oni i tak nie za bardzo by się tym zainteresowali. Zapomnieli, że mają syna, który popełnił samobójstwo. Zapomniało całe miasto. Tylko on pamiętał.
Nawet nie zauważył, że minął już rok. Wszystko w jego życiu uległo diametralnej zmianie, zachowywał się tak, jakby już nigdy nie miało świecić słońce nad jego głową, a jego szczęście i energia życiowa po prostu zniknęły. Nie czuł się bezpieczny, unikał kontaktów z ludźmi.
W rocznicę tamtego dnia, poszedł na most. Wspomnienia tamtej chwili były bolesne, ale chciał, by on pamiętał o tym. Może właśnie ogląda go z góry?
Westchnął cicho, po czym wziął kłódkę i zaczepił o barierkę. Pod nią położył bukiet kwiatów i zapalił znicz. Tego dnia również padało, zupełnie jakby on chciał by tak było, by przypomnieć o tym.
- To już rok, co? - szepnął, siadając na chodniku, przykrywając się kocem. Uśmiechnął się słabo i uniósł dłoń, by przejechać nią po kłódce. Pamiętał, kiedy wypisali na niej "na zawsze". Westchnął, spuszczając wzrok. Wydawało mu się, że wszystko było wczoraj, a nie rok temu.
Nagle usłyszał kroki za sobą. Nie obchodziło go to, gdyby nie nagłe ramiona owijające się wokół niego.
- Minseok-ah.. - szepnął drugi chłopak.
- Lu.. - szepnął Minseok, wzdychając cicho.
- Nie będziesz tu siedział cały czas dzisiaj. Wiem, że jest rocznica, ale..
- Nie, Lu. Ja muszę. Obiecałem mu to - powiedział cicho chłopak, lekko dotykając dłoni Luhana. Ten przytulił go bardziej.
- Więc posiedzę tu z tobą. Jongdae chyba się nie obrazi, prawda? - spytał blondyn, uśmiechając się lekko.
- Nie.. Myślę, że będzie mu miło - powiedział z słabym uśmiechem Minseok i już nie odezwał się więcej. Po prostu siedział wtulony w drugiego chłopaka, patrząc na rzekę, której tak szczerze nienawidził. Luhan również milczał, ale wciąż go przytulał, by brunet nie musiał czuć się sam, tak jak przez ostatni rok.
Luhan, mimo że z pochodzenia był Chińczykiem, wychowywał się i mieszkał w Seulu, gdyż rodzice chłopaka dostali tutaj lepszą pracę. Był on także jedyną osobą, której Minseok pozwolił się zbliżyć do siebie i zostać przyjacielem. Nawet jeśli starszy miał trochę tajemnic przed nim, rozumiał to i nie pytał. Cieszył się, że po prostu może przy nim być.
Oboje nie zauważyli kiedy zrobiło się późno. Było grubo po 19, kiedy wstali z zimnej powierzchni i powoli zaczęli oddalać się od tego miejsca.
Minseok płakał. Znów czuł się źle, bo przecież obiecali sobie z Jongdae, że dadzą sobie radę z wszelkimi problemami, niepowodzeniami, trudnościami, po prostu ze wszystkim. Obiecali sobie, że nigdy nie zostawią drugiego. Dlaczego więc wtedy on skoczył i złamał obietnicę?
Wciąż i wciąż, na nowo każdego dnia, upadał z bezsilności, starając się walczyć z własnymi słabościami po tamtym dniu. I upadłby na samo dno, gdyby nie obecność Luhana. Wpadł w jego życie nagle, przynosząc do niego odrobinę nadziei na lepsze jutro. Mimo, że na początku krzywdził go, Chińczyk znosił to wszystko wiedząc jak ten cierpi. To dzięki Luhanowi nadal żył.
Deszcz wciąż padał, więc kiedy doszli do mieszkania Lu, byli cali przemoczeni. Blondyn westchnął cicho, otwierając drzwi, gdzie od progu powitał ich uroczy psiak, a ciepło otoczyło ich zmarznięte ciała.
- Dlaczego tu przyszliśmy? - spytał Kim, patrząc niewyraźnie na Xiao.
- Nie chciałem, byś czuł się samotny dzisiaj - odpowiedział chłopak, przygotowując im herbaty. - Zwłaszcza dzisiaj.
- Jestem tu częściej niż u siebie - odparł brunet, wzdychając. Przetarł spuchnięte i mokre od łez oczy oraz policzki, po chwili kichając głośno.
- Na zdrowie. Zaraz dam ci coś ciepłego do picia i do ubrania - oznajmił Lu, podając chłopakowi kubek z herbatą, udając się po tym do swojego pokoju, skąd przyniósł czyste ubrania. Minseok kiwnął głową i zaczął przebierać się przy przyjacielu, który również się przebrał. Nie zważali uwagi na to, że to dziwne, i tak nikogo to nie obchodziło.
- Jaki był Jongdae? - spytał nagle Luhan, kiedy usiedli ponownie na kanapie, przykryci kocem, wtuleni w siebie. Nigdy wcześniej o to nie pytał, bo wiedział że zaboli to Minseoka, jednakże dzisiaj czuł, że może.
- Jongdae... Był kochany. Jego uśmiech, koci uśmiech był najpiękniejszym jaki widziałem. Wiesz, że zawsze potrafił mnie rozbawić? Nawet głupim hasłem "chodź na budyń".. Troszczył się o mnie, a ja o niego. Pamiętam, jak pierwszy raz pokazał mi swoje blizny. Był wtedy tak załamany i przepraszał mnie chyba ze 100 razy.. Nakleiłem mu wtedy różowy plasterek na dłoń, aby nie robił tego więcej. Tej obietnicy dotrzymał - powiedział Minseok, po czym zamilkł. Nigdy nikomu nie mówił o Jongdae i jego problemach. Spojrzał na Luhana, po czym westchnął i zamknął oczy, kładąc głowę na jego udzie. - Jego rodzice nawet się nie domyślili, że Jongdae umarł. Nie zauważyli tego.. Jego rodzice to alkoholicy. Często widziałem jak Jonggie miał siniaki na ciele, czy podbite oczy. Brałem go do siebie na noc, opatrywałem rany.. Mimo, że to u niego było koszmarnie, to ciągle mi pomagał, np. kiedy pokłóciłem się z rodzicami bo nie pozwalali mi iść z nim gdzieś na dłużej.. Jongdae był pogodny mimo wszystko. Świetnie śpiewał. Zawsze kiedy był u mnie, brał gitarę i śpiewał mi, a ja słuchałem go i nuciłem melodię, a gdy znałem już piosenkę na pamięć, śpiewałem razem z nim. Uczył mnie patrzeć na świat inaczej.. - Chłopak westchnął cicho, po czym spojrzał w oczy Luhana. Mógł śmiało policzyć jego łzy.
- Przykro mi, że.. że tak to się skończyło... - szepnął blondyn, patrząc na bruneta, po czym zamknął oczy, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy.
- Lu... - szepnął starszy, wzdychając cicho. Wstał i przytulił go do siebie. - Myślę, że Jongdae nie zostawił mnie całkiem samego.. - Chińczyk spojrzał na niego niezrozumiale, na co Koreańczyk uśmiechnął się delikatnie. - Ty byłeś blisko mnie. Po wielu trudach, ale ciągle byłeś.. Dziękuję... - szepnął, nim nagle otumaniony dzisiejszym dniem, łzami, przemoczeniem, a także wydobywającym się zza okna odgłosem dudniącego o parapet deszczu, zasnął, wtulony w ciało Luhana.
- Ja zawsze będę blisko - szepnął blondyn, głaszcząc chłopaka po włosach. Przymknął powieki, mimowolnie uśmiechając się. - Dziękuję Jongdae.

____________________________________________
a więc pierwsza część xiuhan za mną <3 oczekujcie kolejnych 2, bo na tyle rozplanowałam tego fanfica c: 
mam nadzieję, że teraz nie płaczecie w kącie i nie wyzywacie mnie, że co ja za smutne fanfici wam daję XD 
 ♥(ˆ⌣ˆԅ) miłego dnia <3 

3 komentarze:

  1. Skąd wiedziałaś, co robię? TT.TT To takie kochane, że po prostu... Rzadko kiedy płaczę przy ff, prawie, że nigdy, ale przy tym po prostu nie mogłam usiedzieć tak sobie. I... jak mogłaś uśmiercić moje OTP?! *płacze w kącie* XiuChen 4ever ;~;. Luhan taki kochany ;_____________;. Teraz będę oczekiwać następnych części i umierać z ciekawości. To było piękne ;w;
    Życzę duuuuuużo weny c:

    OdpowiedzUsuń
  2. OMOMOM TO BYŁO PIĘKNE *Q* !

    Kyo

    OdpowiedzUsuń
  3. To było pięęękne.. <3 Uwielbiam tego typu fanfiction. Do tego mój ulubiony paring - Xiuhan. ♥ Dziękuję Ci za to. ♥

    OdpowiedzUsuń

Pozostaw po sobie ślad, który nie zginie, mimo mnóstwa kątów i korytarzy bezkresnego świata fanficów.