Opowiada XiuMin~
- Bo my noo... C-całowaliśmy się. - Spojrzałem na Chena przerażony. Oparłem się o umywalkę, próbując zrozumieć to, co właśnie usłyszałem. Cholera. Uderzyłem się w twarz i wyszedłem z łazienki. A raczej wybiegłem z niej. Zbiegłem po schodach omal nie potykając się o przedostatni schodek i wpadłem do kuchni jak poparzony. Zgromadzeni tam spojrzeli na mnie z wyrzutem.
- Co jest? - Zapytałem ich, czując że zaraz coś się wydarzy.
- Co jest?!- O kurde, Kris.Zupełnie wyleciało mi z głowy, że przez Chena się obudził. - Ty się mnie kurna pytasz co jest? Jasna cholera, XiuMin! Ty i ten patafian Chen nie potraficie zamykać drzwi jak ludzie cywilizowani.
- Wypraszam sobie, to Chen nie umie zamykać drzwi.
- Doprawdy? Nie trzasnąłbym nimi, gdybyś za mną nie polazł! - Powiedział JongDae wchodzący właśnie do kuchni.
- Ej, ja tez tam mieszkam! - Odpowiedziałem mu po koreańsku.
- Mało mnie to obchodzi, poszedłeś za mną bez słowa wyjaśnienia, przez co obudziłem hyunga.
- Nie chciałem, żebyś się zakrztusił po raz kolejny! Po za tym, chciałem wyjaśnienia tego, co zaszło rano. Czy to dziwne?
- A jesteś zadowolony z mojej odpowiedzi? - Zapytał Chen patrząc na mnie smutnym wzrokiem. Zacisnąłem palce w pięść i nic nie powiedziałem.
- Ej, czy moglibyście skończyć mówić po koreańsku? - Zapytał Tao, którego irytowała nieznajomość tegoż języka.
- Nie. - Odpowiedziałem. - Będziemy na górze. - Dodałem, po czym pociągnąłem Chena za rękę i zaprowadziłem do pokoju.
- Słuchaj, przestań mnie dotykać. - Nie, nie wierzę. On, przyjaciel powiedział mi to prosto w oczy?
- Chen, co się stało między nami? - Spytałem, nie kryjąc smutku.
- Nic, tylko ja też muszę wiele rzeczy przemyśleć, zrozumieć... Przepraszam, potrzebuję być sam.- Kiwnąłem głową potwierdzająco. Chwyciłem koszulkę, bo nadal byłem półnagi, do tego zeszyt. Zabrałem jeszcze ołówek i wyszedłem z pokoju, zostawiając JongDae samego. Usiadłem pod drzwiami na korytarzu i zacząłem pisać... Sam nie wiem, kiedy moja głowa stała się zbyt ciężka by trzymać ją w pionie. Usnąłem.
Chen spojrzał w moje oczy i szepnął - Kocham twoje oczy. Są takie... radosne. - I musnął moje wargi swoimi. Mimo delikatnego dotknięcia, poczułem ich smak. Wata cukrowa. Byliśmy w wesołym miasteczku. Coś przykuło moją uwagę. To było takie... dziwne. I wtedy to coś złapało mnie i wciągnęło do jaskini pełnej jakiś korytarzy. Wszędzie kapała woda. Byłem boso, bo czułem chłód ziemi. Każdy kolejny krok przybliżał mnie do wody. Nie. Chciałem uciec, więc zacząłem krzyczeć. To nic nie dało. I nagle usłyszałem ten głos. Wołał mnie. I nastąpiła światłość. I poczułem po raz drugi tego dnia ten słodki smak waty cukrowej. I znowu ciemność. Znowu poczułem chłód jaskini. Chciałem się przytulić. Ale było za późno. Zwinąłem się w kłębek i zdążyłem wyszeptać: kocham... cię... Po czym zamknąłem oczy. Umarłem.
- XiuMin! Xiu! Hyung! MinSeok, cholera jasna! Obudź się! Chłopaki, on nie reaguje! Wezwijcie kogoś! Pomocy! Halo, Xiu~! Jezu, błagam, nie odchodź! Hyung, proszę! Już nie pozwolę abyś był sam, błagam, odezwij się! - Słyszałem jak ktoś mnie woła. Ale jakoś tak, przez mgłę. Było mi cholernie zimno.
- Kocham... cię.... - Szepnąłem. Czyjeś ciało przykleiło się do mnie. Poczułem jak chłodne krople padają mi na kark... Łzy. - N-Nie płacz. - Wyszeptałem. Otworzyłem nieśmiało oczy. 4 osoby stałe nade mną i gapiły się. Jedna płakała, druga była smutna, trzecia tylko patrzyła a czwarta... Śmiała się.
- LuHan, za bardzo przeżywasz! - I głośniejszy śmiech. No tak, Kris. Słyszałem już lepiej.
- Kris, to nie jest zabawne! Ja naprawdę myślałem że umarł! - Lu otarł łzy. Próbowałem się dźwignąć na własnych rękach, ale ktoś mnie przygwoździł.
- Chen... Mógłbyś już zejść? Dusisz mnie... - Chłopak uniósł się na własnych ramionach i patrzył na mnie czerwonymi od płaczu oczyma. I nagle przypomniał mi się pewien szczegół z mojego snu. Wata cukrowa... - Ciekawe czy naprawdę tak smakują... - Powiedziałem, a reszta patrzyła zdezorientowana. I nie wytrzymałem. Pocałowałem Chena. Naprawdę. - Faktycznie smakujesz jak wata cukrowa. - Chen spalił buraka, a Kris zaśmiał się jeszcze bardziej.
- Wiedziałem, kurna, wiedziałem! Ten wzrok nie mógł znaczyć czegoś innego. XiuMin, nie ładnie tak nie informować przyjaciół. - I kolejna fala śmiechu Krisa. - Słuchaj, to było widać... Nie? No mniejsza, ja to widziałem. Kochasz Chena od samego początku!
- Nie! - i niezręczna cisza zapanowała w całym domu przerwana tylko szlochem LuHana. - Nie, to nie może być prawda! Dlaczego wcześniej nie zauważyłem? Dlaczego zatruwałem sobie życie nadzieją, że to może o mnie chodzi. - LuHan rozpłakał się na dobre.
- Ej, ale ja niczego nie potwierdziłem... Nie powiedziałem czy faktycznie kocham Chena. I czy w ogóle kogoś kocham... - Odpowiedziałem poważnie. - Przepraszam Chen, ale chciałem sprawdzić, czy naprawdę smakujesz jak wata cukrowa bo tak mi się śniło. Nic więcej. Jak kogoś będę kochał to mu to powiem... A właśnie, Lu, czy właśnie przyznałeś się do... no nie wiem. Skrytego podkochiwania się we mnie?
- J-ja no... Przepraszam!
- Ej, nic nie szkodzi. Dalej jesteśmy przyjaciółmi. Kris, nie wyciągaj z naszej rozmowy żadnych wniosków. A ciebie Chen przepraszam jeszcze raz. Nie chcę ci robić nadziei. A teraz pozwólcie mi wrócić do siebie. - I odszedłem...Czy powinienem powiedzieć mu że go kocham? Nie... Potrzymam go trochę w niepewności. Bo ja już znam jego uczucia do mnie. Tak... Jakiż jestem okrutny...
Usiadłem na łóżku, spojrzałem w sufit i myślałem o tym, co mi się śniło. Nie kochałem Chena. Jego na pewno nie. Wkradł mi się do podświadomości po tym, jak wyznał mi, że się całowaliśmy. Tak, to prawda. Jestem nienormalny. Całuję kogoś, po to by sprawdzić jak smakuje? Zaśmiałem się. Nie, ja kocham LuHana. Jutro mu to powiem. Chociaż w sumie... Czemu by nie dzisiaj jeszcze? Chłopaki idą się bawić... A ja nie chcę. Lu tez nie chętnie pójdzie, bo laski kleją się do niego niczym pszczoły do miodu. Będę mieć całą noc na wyjaśnienia. I na to, na co mi dusza zapragnie. Kim jestem? Zakochanym idiotą. I porąbanym przyjacielem. Tak, to ja MinSeok.
~~~kilka godzin później~~~
-Xiu, napewno nie chcesz iść?
- Nie, muszę coś zrobić jeszcze, a nie chcę marnować na to jutra.
- Ah, szkoda... A ty Lu?
- Ja też nie. Jestem zmęczony.
- Bawcie się dobrze~! - Powiedziałem do nich i zamknąłem za nimi drzwi. Kątem oka zobaczyłem, jak Lu kieruje się do swojego pokoju. Po cichu poszedłem za nim. Lu nie zamyka drzwi, więc wszedłem za nim do środka. Z zaskoczenia przytuliłem go od tyłu i szepnąłem mu prosto w ucho.- Kocham Cię, Lu. I tylko ciebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pozostaw po sobie ślad, który nie zginie, mimo mnóstwa kątów i korytarzy bezkresnego świata fanficów.