:3

5 czerwca 2015

Przygoda nad morzem

- Baek! Baek!- wołał mnie Chanyeol, ale ja nie miałem ochoty nawet się ruszyć z łóżka. Od co najmniej godziny dawałem, że nadal śpię. Nagle usłyszałem przyspieszone kroki, otwieranie drzwi i nim zdołałem otworzyć oczy, coś, a raczej ktoś wyrwał mnie siłą z łóżka. Zacząłem marudzić i uderzać pięściami w plecy giganta, ale nie było skutku. - Chan! -pisnąłem w końcu i zsunąłem się trochę. Moje oczy były na wysokości jego. Pocałowałem go i po chwili zarzuciłem mu ręce za szyję, pogłębiając pocałunek. -Dzień dobry - powiedziałem po chwili, wtulając się w niego mocno. - Śniadanko? - spytał, sadzając mnie na krześle. - Mmm... chętnie - dotarłem, po czym położyłem się na stole. - Baek, jest środek dnia. Nie śpij. Jedziemy niebawem. - spojrzałem nagle na niego zaciekawiony. - Co ty znowu planujesz? - A wiesz... powspominać studenckie czasy - puścił mi oczko a ja automatycznie się ożywiłem. - To czekaj! Jesteśmy spakowani? Matko boska, Chan, nie mogłeś mówić wcześniej?! Zabije cię gigancie! Zobaczysz, nogi ci z dupy urwę i będziesz taki niski jak ja! Chociaż nie, masz piękne uda, ale... ach! Zabije cię i zakopie! - marudziłem, przerzucając rzeczami w sypialni. Dobiegł mnie śmiech Parka. - Spakowani. Czekałem aż wstaniesz, bo chciałem byś miał niespo- nie dał rady dokończyć, bo zawisłem na jego szyi i pocałowałem go znów namiętnie. Zjadłem szybko śniadanie, poprawiłem włosy, podkreśliłem je eyelinerem i ubrałem się zwyczajnie, by nie było mi szkoda ciuchów, gdy już wpadnę do morza zaraz gdy tylko przyjedziemy. Poznałem Chanyeola jeszcze w liceum, ale kiedy byliśmy na studiach dopiero zaczęło między nami zaczęło się dziać, choć byłem w nim zakochany od co najmniej 3 lat wstecz. Kiedy mieliśmy wolne w wakacje, postanowiliśmy się wybrać nad morze. Mimo że wynajmowaliśmy domek, i tak wzięliśmy namioty by chociaż móc oglądać w nocy gwiazdy na plaży i bawić się, a potem nad ranem wrócić do łóżek i spać do południa. Któregoś razu postanowiliśmy sami z Yeolem posiedzieć na plaży. Jeszcze nic między nami nie było ale chciałem po prostu spędzić z nim czas sam na sam. Rozłożyliśmy namiot daleko od domku i dość daleko od linii brzegu, by morze nas nie wzięło i nikt nam nie przeszkadzał. Leżeliśmy na piachu obok siebie, oglądając gwiazdy na niebie. Było cicho wokół nas, przez co mogłem usłyszeć jak głośno bije mi serce. Spojrzałem na Chanyeola. - Yeollie? - Hmm? - Muszę ci coś powiedzieć. Chanyeol automatycznie usiadł i spojrzał pytająco na mnie. Przełknąłem głośno ślinę. - Bo... widzisz.. czuję w sobie coś takiego.. takiego dziwnego... czuję gorąc w sercu... czuję jak mocno mi bije... - zacząłem się motać. Nie wiedziałem jak mam mu to powiedzieć, to było cholernie trudne. - To zaraźliwe? -był zaniepokojony. - Boże Chanyeol, mam na myśli że się w tobie zakochałem! - mruknąłem w końcu. Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałem. - Z-znaczy... Ja... - Wow, tego się nie spodziewałem... - powiedział, przy czym zaczesał brązowe włosy do tyłu, choć i tak opadły one do przodu. - Przepraszam, Chan... - powiedziałem ze łzami i po prostu schowałem się w namiocie. Zakryłem się po sam czubek. Nie wiem ile czasu minęło nim Chanyeol przyszedł do namiotu. Miałem nadzieję, że nie chciał mnie zabić przez sen. Położył się w swoim śpiworze, a ja usilnie próbowałem zasnąć. Nagle coś wleciało do środka. Poza bzyczeniem, słyszałem jak Chanyeol ciężko oddycha; przynajmniej on spał. W końcu to coś, czym okazał się jakiś zmutowany komar, ugryzł mnie w rękę. Usiadłem momentalnie i zacząłem się drapać. Wiem, że nie powinienem, ale to tak cholernie swędziało! Odwróciłem się od Chanyeola choć trochę, po czym zacząłem wydawać dziwne odgłosy z siebie. - Już dłużej nie wytrzymam! - pisnąłem w końcu, czym obudziłem Yeola. - Baek... - wydukał. Dopiero wtedy zrozumiałem jak musiało to brzmieć i wyglądać. - T-to nie tak! - Broniłem się szybko. - Komar mnie ugryzł... zobacz - podsunąłem mu rękę pod twarz. Na szczęście mi uwierzył. - Wiesz, że to wyglądało jakbyś sobie walił? - zapytał, po czym wyszedł z namiotu tak nagle. Szybko zrobiłem to samo co on. - Domyślam się... musiałem cię wystraszyć tym... najpierw to wyznanie.. teraz to... jestem okropnym kumplem. Chanyeol już się nie odezwał. Czułem że nie wie co ma powiedzieć i nie miałem mu tego za złe, choć chciałbym wiedzieć co myśli o tym. To było coraz bardziej niezręczne. - Czy jeśli powiem, że chciałbym zobaczyć twojego penisa, to bedzie wystarczająca odpowiedź? Zakrztusiłem się nagle. Spojrzałem na niego zszokowany. - Co? - Mam powtórzyć? - Nie.. zrozumiałem co powiedziałeś ale... - Po prostu cię kocham i chciałbym uprawiać z tobą seks. - Wow.. tego się nie spodziewałem. - powiedziałem, a po chwili poczułem jego miękkie usta na swoich. Nie wiem co mnie popchnęło do tego, ale już po chwili całowaliśmy się namiętnie, opierając się o siebie. Czułem jak moje nogi drżą gdy trzymał mnie mocno, czułem jego penisa pod sobą i czułem jak i mnie podniecenie bierze górę. - Wróćmy do domu - wyszeptałem, ciągnąc jego włosy. Nagle pisnąłem, gdy złapał moje sutki w swoje palce. Nie wiem jak trafiliśmy do domu ze wszystkimi rzeczami, ale głosu Chanyeola w tamtej chwili nie zapomnę nigdy. - Wynosić się kurwa! - wrzasnął, a po chwili cała ekipa z którą przyjechaliśmy stanęła przed nami. - C-co się dzieje? - zapytał Jongdae, przecierając oczy. - G e j o z a - wyszeptał mu do ucha gigant. Po chwili zostaliśmy sami. Chan jeszcze zamknął drzwi na klucz, poopuszczał rolety w całym domku, byśmy mieli trochę prywatności. Wiele razy czytałem, czy też słyszałem od innych, że pierwszy raz boli. Bałem się tego, ale zaufałem Parkowi który właśnie trzymał palce w moim tyłku. - Zrelaksuj się, Baek. - Łatwo ci mówić! To nie ja trzymam paluchy w twojej dupci! - pisnąłem, starając się rozluźnić. Nagle poczułem wszechobecną rozkosz. - Boże. Tam! Tam Chan! Jeszcze raaaaaaz! - krzyknąłem. Otarł się swoimi długimi palcami o moją prostatę. I właśnie wtedy był mój koniec. Zsunąłem z niego bokserki i wsunąłem jego penisa w siebie. Wybuch namiętności jaki we mnie wybuchł właśnie wtedy, pozwolił nam na przeżycie najlepszego seksu, jakiego nigdy nie zapomnę i będę go mile wspominać. Wiedziałem, że nikt poza Chanyeolem nie da mi tyle rozkoszy. Kochaliśmy się zaledwie godzinę, ale była to najlepsza godzina mojego życia. Zmęczony, ale szczęśliwy wtuliłem się w spocone ciało giganta, muskając jego pierś ustami. Byłem padnięty. - Nie żałuję że ci powiedziałem - powiedziałem po chwili. Niestety, Chan już spał, ale nie zraziło mnie to. Sam po chwili zasnąłem. Nagle obudziłem się. Byłem w samochodzie, niedaleko już naszego miejsca, bo widziałem znajome tereny. Spojrzałem na Chanyeola. - Spałem? - Tak - zaśmiał się. - Śnił mi się nasz pierwszy raz.. - powiedziałem do giganta. - Ta wycieczka jest w celu wspomnień, tak? - Dziś jest rocznica tamtych wydarzeń, wiesz? I nie żałuję niczego z tamtej nocy. - Ja tym bardziej! Ani mojego "walenia", ani twojego "Czy to zaraźliwe?" - zaśmiałem się. Cholernie chciałem powtórzyć wydarzenia z tamtego dnia i wiedziałem, że Chan sobie tego nie odpuści. Ani ja. Choć do dzisiaj zastanawia mnie jedno. Jak Jongdae, Sehun i Minseok wrócili do domku, skoro drzwi były zamknięte?


______________________________
Przepraszam za brak rozdziału drugiego z "Island". Mam nadzieję, że go skończę w wakacje. Cóż, to mój ostatni fanfic w tym miesiącu. Mam nadzieję wrócić w lipcu, choć jest to dość niepewne, bo nie wiem ile mnie przetrzymają w tym szpitalu ;-; 
W każdym razie, udanych wakacji Kochani! Wrócę! Kocham Was,
Jaerin

1 czerwca 2015

Island part 1


WHERE ARE YOU?


2
Seoul

Czas płynął dziś wyjątkowo wolno. Takie wrażenie odniosłem głównie przez czekanie na mojego chłopaka, który spóźniał się już drugą godzinę na umówione spotkanie. Westchnąłem ponownie i spojrzałem na zegarek. Ostatni raz wykręciłem jego numer, ale kolejny raz "przepraszamy. wybrany abonent jest poza zasięgiem sieci, prosimy spróbować ponownie później. Zamknąłem oczy i po chwili wstałem z ławki, pocierając ramiona. Było już dość późno, a pogoda nie nadawała się do długiego stania na zewnątrz. Przeszedłem kawałek dalej i spojrzałem na wystawę sklepu jubilerskiego. Spodobała mi się obrączka. Była ona dość zwyczajna, ale od razu mi się spodobała. Wszedłem do sklepu i poprosiłem ekspedientkę o pokazanie mi właśnie tego modelu biżuterii. 
- Dla dziewczyny? - spytała z uśmiechem.
- Owszem. Myśli pani, że jej się spodoba? -zapytałem, oglądając przedmiot w dłoni.
- Jestem wręcz pewna, że przypadnie jej do gustu. Wygrawerować coś? 
- Zastanawiam się właśnie.. i myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie data pierwszej randki - posłałem kobiecie uśmiech, po czym spojrzałem jeszcze raz na obrączkę. Luhanowi się spodoba, jestem pewny.
Po kilku minutach prezent był gotowy. Zapakowany w małe pudełeczko ozdobne i włożone do torby. Zapłaciłem za wszystko, po czym opuściłem sklep. 
Oczywiście, byłem zły na mojego ukochanego, że nie raczył się pokazać ani odpisać, a tym bardziej odebrać tego pieprzonego telefonu, ale nie mogłem nic poradzić. Westchnąłem i poszedłem do naszego mieszkania, mając nadzieję, że go tam zastanę.
Z każdym kolejnym krokiem stawianym na chodniku, czułem coraz większy niepokój w sobie. Nie rozumiałem tego uczucia, dlaczego nastąpiło tak nagle w drodze do domu. Przecież powinienem czuć się dobrze i swobodnie! Jednak czułem całym sobą, że coś złego się dzieje.
Niemal będąc pod domem, usłyszałem krzyki Luhana. Myślałem, że coś mu się stało, dlatego czym prędzej pobiegłem na drugie piętro kamienicy i otworzyłem drzwi. Widok jaki zastałem, nie był tym, czego oczekiwałem. Nigdy się nie spodziewałem, nigdy. Nawet w koszmarach.
Luhan stał podparty do ściany, nago, w towarzystwie jakiegoś kolesia. Nawet nie wiem kim on jest, ale po tym jak rozmawiał z Lu, mogłem się tylko domyślać.
- Xi Luhan - powiedziałem szeptem, a przynajmniej starałem się cokolwiek z siebie wydusić.
- O mój boże, Sehun! - pisnął starszy. I właśnie w tym momencie z moich dłoni wyleciały kolejno: bukiet róż, butelka wina i pudełeczko z obrączką. Nie miałem nawet siły płakać, to mnie po prostu zabiło.
- To nie tak jak myślisz, Hunnie! - dotarł do mnie płacz starszego. 
- A jak? - szepnąłem z ledwością, czując jak gula w moim gardle rosła z każdą sekundą.
- Sehun, daj mi się wytłumaczyć.. obiecuję, powiem ci prawdę. 
- Mów. Masz minutę na wyjaśnienia. Potem dostajesz 5 minut na spakowanie swoich rzeczy. 
- Hunnie..
- NIE MÓW TAK DO MNIE! - krzyknąłem, po czym kopnąłem i tak rozbitą już butelkę. - A ty.. ty pieprzony skurwielu... Wypierdalaj. JUŻ!
Starałem się być zawsze opanowany, ale nie mogłem już po prostu wytrzymać. Czułem jak serce pęka mi na milion kawałków.
- Odezwę się później, Lu - usłyszałem szept Chińczyka, który w pośpiechu musiał się ubrać. Po chwili dobiegł do moich uszu trzask drzwi.
Podszedłem do Luhana i już szykowałem dłoń do uderzenia, ale nie miałem siły. Po prostu nie potrafiłem go uderzyć. Poczułem pierwsze łzy na policzkach, a swoją siłę rozładowałem na pobliskiej ścianie, efektem czego było rozbicie naszego wspólnego zdjęcia.
- Słucham - mruknąłem, odpalając papierosa. Unikałem tego, ale zawsze miałem zapasową paczkę fajek, by w razie gniewu zapalić sobie. I właśnie taka chwila nadeszła. Nawet nie mogłem spojrzeć na Luhana, po prostu usiadłem na ziemi, a wino ubrudziło moje spodnie. 
- Ja.. nie wiem od czego zacząć.. - powiedział cicho, patrząc na mnie smutno. 
- Od początku jeśli łaska - mruknąłem zniechęcony. - Co? Wolałeś się z nim pieprzyć, zamiast przyjść na randkę?! Obiecałeś mi kurwa! Obiecałeś! - krzyknąłem, podnosząc się z podłogi. Spojrzałem na niego wściekły. - Wiesz który dziś dzień?! Nasza rocznica! R O C Z N I C A! Dawałeś dupy innemu, dziwko?! Wolałeś jego niż mnie?! Co, szmato?! Zadowolony jesteś?! Pieprzona suka... w czym był kurwa lepszy?! W czym?! Miał większego? Może lepiej cię pieścił? A może po prostu już ci się znudziłem, huh?! Przyznaj się! 
- Sehun..
- Żaden Sehun kurwa mać! Skończyła się zabawa. Zbieraj swoje zabawki i wypierdalaj. Niedobrze mi jak na ciebie patrzę.. - nie mogłem nic więcej z siebie wydusić. Byłem rozgoryczony jego postawą. W jednej chwili mój idealny świat się zawalił.
- Przepraszam.. - usłyszałem tylko jego szept. Zsunąłem się po podłodze i schowałem twarz w dłoniach. 
- Mam do ciebie jeszcze dwa pytania.. - napotkałem jego pytający aczkolwiek smutny wzrok. - Kochasz mnie? 
- Kocham...
- Kłamca! - zagryzłem wargi w wąską linię, po czym spojrzałem na niego wściekły. - Jak on się nazywa?
- Zitao.. Huang Zitao - odpowiedział mi, po czym zniknął z walizkami na klatce schodowej, zamykając za sobą drzwi. Zostałem całkiem sam.

*

Dni od odejścia Luhana mijały jak najgorszy sen. Nie chciały się skończyć, jakby miały trwać wiecznie i nigdy nie ustąpić. Spojrzałem na nasze zdjęcie ostatni raz, nim Jongin wrzucił je do śmietnika. 
- Musisz coś zjeść, Hun - powiedział zatroskany, patrząc na nietknięty talerz zupy przede mną.
- Nie mam ochoty - odpowiedziałem, po czym westchnąłem ponownie. 
- Nie chcesz chyba umrzeć?
- A nawet jeśli, to co? Co wtedy zrobisz? 
- Wykopię ci grób - zaśmiał się lekko, ale mnie nie było do śmiechu. Po chwili twarz Jongina również spoważniała. - Przepraszam, nie powinienem...
- Dzięki że starasz się mnie pocieszyć i rozbawić, ale nie mam siły.
- Widzę.. to może zabiorę cię na wycieczkę?
- Wycieczka? Nie dziękuję.. - odparłem i po chwili westchnąłem.
- Wyjazd zawsze dobrze robi, uwierz mi. Pamiętasz jak rozstałem się z Lilly? Musiałem wrócić do Korei, aby poczuć że znów żyję i nie martwić się o przeszłość.
- Tak, wiem.. pamiętam. Siedziałeś w Los Angeles przez 2 lata, i dzięki Bogu, wróciłeś. Teraz nikt nie zająłby się mną.
- Widzisz? Wyjazd dobrze Ci zrobi. - westchnąłem w odpowiedzi.
Spojrzałem przez okno. Znów padało, a moje serce pękło doszczętnie. 
Ostatnio taka pogoda stała się moją ulubioną. Była przygnębiająca, wręcz idealna tuż po rozstaniu. Nikt nie pyta mnie wtedy o nic, bo sam się skupia na złej pogodzie. Wszyscy, poza Jonginem.
Westchnąłem ponownie, opierając głowę o ścianę. 
- Chodź, przejdziemy się. 
- Nie chcę - odparłem zbyt szybko jak na jego gust.
- To rozkaz!
- Nie jestem w wojsku, poruczniku Kim - mruknąłem z lekkim uśmiechem.
- Ha! Widzisz? Udało mi się ciebie rozbawić! No, a teraz ubieramy się i idziemy. Deszcz nam nie straszny, z cukru nie jesteśmy. Choć jak tak dłużej pomyśleć, to ja się rozpłynę przez deszcz a moja słodkość i wewnętrzne ja wpadnie do kanału. I co wtedy? Kto się mną zajmie? 
- Szczury - mruknąłem. - Będą mieć idealną pożywkę, skoro jesteś "słodki".
Jongin zrobił obrażoną minę, ale po chwili uśmiechnął się wesoło. Rzucił mi kurtkę, po czym sam mi ją założył, po czym ściągnął mnie z kanapy. Nim się obejrzałem, wylądowaliśmy na zewnątrz w największej ulewie. 
Westchnąłem, kiedy już drugą godzinę szliśmy przez park. Naprawdę lubiłem to miejsce, choć znałem je na pamięć i mogłem je przejść z zamkniętymi oczami. Raz tak zrobiłem z.. z Luhanem. Na samo wspomnienie ścisnęło mnie w sercu. Jongin spojrzał na mnie.
- Myślisz o tym dupku? - mruknął, po czym przewrócił oczami. - Skup się na sobie, nie na nim. - odparł po chwili, biorąc mnie pod ramię. Poczochrał mi włosy mokre od ciągłego deszczu, po czym zrezygnował z chodzenia ze mną pod ramię i z uśmiechem pobiegł do przodu. Nie miałem ochoty go gonić.
W domu byliśmy dopiero po 22, wpadając na "kolację" do fast-foodów. Jongin oczywiście musiał zapłacić, ale obiecał mi, że oddam mu w formie uśmiechu, oczywiście szczerego. 
- Jak tylko zapomnę o nim - odparłem, kiedy wracaliśmy do mojego mieszkania. Wydawało mi się puste, mimo, że poprosiłem Kima o nocowanie u mnie przez kilka dni, które zmieniło się w 3 tygodnie.
Kiedy tylko kładłem się do łóżka, wpadł mi do głowy pewien pomysł. Spojrzałem na śpiącego Jongina i westchnąłem. Może pomysł z wyjazdem nie był taki zły?

*

Nim się obejrzałem, wsiadałem do samolotu lecącego do USA. W Atlancie miałem zacząć nowe życie, bez wracania w przeszłość. Z takim założeniem, pożegnałem swój rodzinny kraj, oglądając go już tylko na mapie.





______________________________________________
To tak. Rozdział miał wyjść w trochę innej formie niż został napisany, aczkolwiek podoba mi się i chyba nie zmienię go w żadnym stopniu. W następnych rozdziałach rozwinie się to bardziej, póki co mamy początek :3
Wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka! <3 Wiem że pewnie część czytelników ma już skończone 18 lat, ale dla swoich rodziców czy dziadków, zawsze będzie się dziećmi ^^ 
Kocham Was!
Jaerinnie & C.K.&T.&L.