11 stycznia 2016

For you

Pogoda dopisywała od rana, słońce świeciło jasno i wyraźnie, dając do zrozumienia mieszkańcom Qingdao, że dzisiejszy dzień będzie dobry. Jednakże, w mieszkaniu pewnej rodziny wcale nie było tak wesoło. Od dobrych paru godzin kłótnia wisiała w powietrzu, powodując niezrozumiałe poczucie braku stabilizacji. Rodzina Huang toczyła zawziętą walkę dotyczącą przeprowadzki do Seulu. Inny kraj, inne możliwości i zupełnie inni ludzie. Mieli się wyprowadzić za dwa tygodnie, gdyż pan Huang dostał propozycję nowej i lepszej pracy w stolicy Korei Południowej. Jego jedyny syn bardzo protestował temu wyjazdowi, gdyż nie chciał zostawiać przyjaciół w swoim rodzinnym mieście. Jednakże, rodzice chłopaka już zdecydowali. Zitao, bo tak nazywał się młodzieniec usilnie starał się przekonać rodziców, że poradzi sobie sam w Qingdao, ale ci byli nie byli ugięci jego prośbami. Tao westchnął po raz kolejny, aż w końcu jego ojciec zabrał głos w tej sprawie i nie było odwrotu. Już za tydzień się wyprowadzą, aby nie tracić czasu na głupie kłótnie. Młody Huang był bezsilny, nie miał szans na odwieczenie rodziców od tej trudnej decyzji. Im też było ciężko podjąć to wyzwanie, jednak ostatecznie i tak wszystko poszło po ich myśli. Rzeczy były już w większości spakowane i teraz mieli tylko czekać na transportowiec do nowego miejsca. Sami państwo Huang z synem mieli lecieć samolotem w sobotę, by do tego czasu wszystkie ich rzeczy zostały dowiezione do ich nowego mieszkania w odpowiednim czasie. Czarnowłosy postanowił jednak już nie marudzić, bo to i tak nie miało by sensu. Zaczął odliczać dni do wyjazdu. Pożegnał się ze swoją szkołą, treningami wushu i przyjaciółmi. Obiecał sobie, że kiedyś tu wróci. Jak bardzo się w tym momencie mylił.
*
Seul. Piękne, choć ogromne miasto z aspiracjami. Przystań dla wszystkich chcących coś osiągnąć w życiu. Jednak dla rdzennych mieszkańców było to po prostu nic wielkiego, miasto jak każde inne w tym kraju. Oh Sehun przemierzał kroki w mieszkaniu, zastanawiając się kto wprowadzi się do sąsiedniego mieszkania. Bardzo wyczekiwał dnia ich przybycia, wiedząc tylko tyle, że nowi lokatorzy będą pochodzić z Chin. Bardzo chciał się zaprzyjaźnić z ich dzieckiem, gdyż mimo wielkiej populacji Seulu, nie potrafił znaleźć sobie przyjaciela. Bardzo go to martwiło, gdyż jego wiek wskazywał, że powinien mieć już dawno jakiegoś towarzysza. Jednakże, po prostu był odosobniony.
Nagle usłyszał hałasy na klatce schodowej. Domyślił się, że to właśnie nowi sąsiedzi, więc wyjrzał przez wizjer i właśnie wtedy dostrzegł go. Miał ciemne włosy, trochę ciemniejszą karnację i był ubrany w skórę i obcisłe spodnie. Nic więcej nie zdołał zobaczyć, ponieważ widok przysłonił mu wysoki mężczyzna, zapewne ojciec chłopaka. Odsunął się od drzwi i pobiegł do swojego pokoju, wtulając się w poduszkę. Już teraz chciał go poznać. Chłopak był jednak zupełnym przeciwieństwem Sehuna, już po samym wyglądzie mógł to stwierdzić. I właśnie wtedy dopadło go to stwierdzenie, że na pewno nie uda mu się zaprzyjaźnić. Zamknął oczy i westchnął głośno, opadając na łóżko całym ciałem. Myśli nie dały mu spokoju, ciągle czuł się przytłoczony, a wszystko wydawało się takie skomplikowane. Bał się, że nic z jego planów nie wyjdzie.
Jednak w tym czasie do jego pokoju weszła pani Oh.
- Chodź synku, przywitamy się z nowymi sąsiadami - powiedziała kobieta, bardzo podobna z resztą do swojego syna. Mieli to samo spojrzenie i podobny kształt ust, z reszty genów był podobny do ojca. Wzrost i postura ciała należały do jego atutów, jednakże to właśnie cechy po rodzicielce przyciągały najwięcej uwagi.
Sehun wstał leniwie z łóżka i poszedł za swoją matką. Zapukała ona cicho do sąsiednich drzwi, skąd usłyszeli coś po chińsku. Młody Oh uczył się tego języka od dawna więc od razu zrozumiał słowa, które powiedział zapewne założyciel rodziny. Nim zdołał przetłumaczyć je mamie, drzwi otworzyły się z cichym jękiem, a za nimi stanął młody chłopak. I właśnie wtedy Sehun zapomniał języka. Młodzieniec był po prostu piękny, jego twarde spojrzenie kocich oczu, usta wywinięte w lekki grymas, który po chwili zmienił się w uśmiech.
- Um - zaczął niepewnie Zitao widząc w swoich progach pierwszy raz kogoś tak pięknego. I miał tu na myśli blondyna, który stał i patrzył na niego swoimi brązowymi oczami. Nawet nie wiedział ile czasu minęło, gdy stali tak i po prostu patrzyli się na siebie. Ale zaraz, Tao jest przecież hetero i po chwili uświadomił to sobie, więc otrząsnął się z transu.
- Cześć, jestem Sehun i jestem twoim sąsiadem - powiedział Oh po chińsku.
- Znasz chiński? - zapytał zaciekawiony Huang.
- Tak trochę. Rozumiem, ale nie zawsze umiem odpowiedzieć - zaśmiał się Sehun, patrząc na kartony w przedpokoju. - Ach, to moja mama. Przyszliśmy was powitać w nowym miejscu.
- Dzięki. Jestem Zitao, ale mów mi Tao. I... ja umiem koreański, więc możemy się przerzucić na ten język - odpowiedział szatyn. Spojrzał jeszcze raz w oczy Sehuna i po prostu uśmiechnął się swoim pięknym kocim uśmiechem. Oh poczuł jak miękną mu nogi od tego uśmiechu. Jednak zachował powagę.
- Pomóc wam w czymś? - zapytał po chwili po koreańsku.
- Dzięki, ale damy sobie radę sami.
- No to.. do zobaczenia, Tao - odpowiedział Sehun i czym prędzej wrócił do siebie. Jego mama po chwili również wróciła do ich mieszkania, uśmiechając się wesoło do siebie, po czym zaczęła robić obiad. Młody chłopak jednak nie czuł głodu, bo przed oczami wciąż miał piękny uśmiech swojego sąsiada i jego spojrzenie.
*
Ten nocy i każdej następnej, Sehun nie mógł zasnąć, bo ciągle widział i słyszał w głowie Tao. Chłopak był ucieleśnieniem jego wszelkich snów. Oczywiście, Oh zarzekał się, że jest heteroseksualny od dawna, ale zaczął w to wątpić po spotkaniu ze swoim nowym sąsiadem. Wszystko zaczęło się komplikować, nie miał ochoty na nic, jedzenie zupełnie mu nie smakowało, pił jedynie wodę, gdyż wszystko inne straciło swój unikalny smak. Zamykał się w swoim pokoju i czytał na różnych blogach o homoseksualizmie. Dowiedział się o tym wielu rzeczy, ale nadal się bał, że sam może być jednym z nich. Co powiedzą jego rodzice? Będzie musiał się ukrywać przez całe życie. Jednak, ostatecznie podjął decyzję. Porozmawia o tym z mamą. Jednak nie dziś, nie teraz. Aż będzie pewniejszy.
*
Dni mijały, a rok szkolny zbliżał się wielkimi krokami. Pogoda zaczęła się zmieniać, było dużo wietrzniej, upały zupełnie minęły, zastępując je deszczem. Jesień była piękna, do momentu gdy Sehun siedział w domu. Tak, to mu najbardziej pasowało. Siedzenie w domu z nosem w książce, zaczytując się w horrorach lub romansach. Był jednym z nielicznych należących do klubu książki w szkole. Miał dobre stopnie, gdyż zawsze czytał swoje notatki i podręczniki, czego nie robiła znaczna część jego klasy.
W końcu, oderwał się od książki, słysząc pukanie do drzwi. Wyszedł z pokoju i otworzył drzwi wejściowe, widząc w nich Zitao. Zamrugał parę razy, by być pewnym, że to nie jest złudzenie. Poczuł mocne bicie swojego serca, gdy nagle usłyszał jego głos.
- Przejdziesz się ze mną po mieście? Muszę kupić książki do szkoły a totalnie nie znam miasta.
- J-jasne - powiedział Sehun, czując jak drży mu głos. - Tylko ubiorę bluzę i możemy iść - Po chwili był już gotowy i wyruszył na poszukiwanie książek z Tao.
Rozmawiali dużo, a Sehun czuł, że może się przed nim otworzyć. Mimo, że dopiero niedawno go poznał, po prostu wyczuł że ta znajomość będzie miała głębsze rezultaty. I tu miał wielką rację. Nie spodziewał się jednak jak dużą.
Dowiedział się o Tao wielu przydatnych informacji, a odwdzięczył mu się dokładnie tym samym. Nawet nie zauważyli gdy z wyprawy po książki zrobił się spacer po najbliższej okolicy, by tylko pokazać Chińczykowi najciekawsze miejsca niedaleko domu. Czuli się komfortowo w swoim towarzystwie i wreszcie Sehun zauważył, że właśnie trafił na swojego najlepszego przyjaciela. Pierwszego przyjaciela na długo, bo wiedział, że to tak szybko się nie skończy. Chciał bardzo poznać bliżej chłopaka, z którym właśnie rozmawiał na moście nad rzeką Han. Współczuł mu z powodu przeprowadzki, bo wiedział jak to może być trudne w jego wieku, bo Zitao był starszy zaledwie o rok od Sehuna, a jednak trafili razem do klasy. Jakim cudem, tego Oh nie wiedział, ale cieszył się z tego niezmiernie. Spojrzał Tao w oczy i zagryzł wargę. Coraz bardziej był przekonany, że jest homoseksualny słysząc jakie myśli podsuwa mu mózg i wyobraźnia. Westchnął i wrócił z Zitao do domu, żegnając się z nim uściskiem. Poczuł woń jego perfum i zaciągnął się nimi. Aż zakręciło mu się w głowie od tych doznań. Tej nocy również nie potrafił zasnąć, a gdy już mu się udało, przyśnił mu się Tao i pocałunek na moście.
*
Miesiące mijały, a przyjaźń z Tao wkroczyła wreszcie na aktualny ton. Sehun miał przyjaciela i miał z kim dzielić smutki i radości, a także wymieniać się wiadomościami na lekcjach, na których Sehun stał się po prostu opiekunem Zitao. Pomagał mu w lekcjach, uczył języka, sprawiał, że chłopak często się uśmiechał. Bardzo to przypadło do gustu Sehunowi. Uwielbiał patrzeć jak ten się uśmiecha i to sprawiało, że jego serce ciągle biło mocno i szybko. Zdecydowanie zakochiwał się w Zitao. Jednak wiedział, że ta miłość jest czysto platoniczna, gdyż jego przyjaciel miał już na oku parę ślicznych koleżanek z klasy. Oh nie chciał mu pokazać jak bardzo go to boli, więc udawał że sam się nimi interesuje. Nie wiedział jednak, że Zitao planował coś okropnego. W końcu wydało się co chodziło po głowie Huanga.
- Chodźmy na podwójną randkę. Ja z Hyorin a ty z Sohyun. Wiem, że na nią lecisz - Tao puścił mu oczko.
- A-ale Tao... - zająknął się. Przez myśl mu przeszło aby sprostać temu wyzwaniu ale z drugiej strony miał w głowie mętlik. - Ja... chyba muszę ci o czymś powiedzieć.
- Tak? - zapytał zaciekawiony Zitao. Wracali właśnie ze szkoły i stanęli na tym samym moście, na którym Sehun pierwszy raz pomyślał o pocałunku.
- Ja.. może to źle zabrzmi, ale... ale ja nie mogę iść na tą randkę. Sohyun jest naprawdę śliczna, ale.. nie podoba mi się. Ja.. czuję coś do kogoś innego, Tao. Do... do ciebie.
Po chwili milczenia ze strony przyjaciela Sehun poczuł zażenowanie. Jego policzki zaróżowiały, a w oczach pojawily się łzy.
- Przepraszam - szepnął nim uciekł do domu, zostawiając Tao samego.
Rzucił się na łóżko i zaczął płakać w poduszkę. Dlaczego akurat teraz musiał mu to powiedzieć. Pewnie ich przyjaźń została zerwana, nie ma co liczyć na powrót Tao. Łzy mocno leciały z jego oczu na poduszkę i po policzkach. Tak bardzo żałował swojej decyzji. Tak bardzo.
*
Tao od kilku dni próbował połączyć się z Sehunem, chcąc z nim porozmawiać. Był w szoku i jednocześnie zły na przyjaciela, który wcześniej tak bardzo się ukrywał. W Chinach też miał homoseksualnego przyjaciela, Luhana, ale akceptował to. Sam był hetero. A tak przynajmniej mu się wydawało do spotkania Sehuna. Chłopak był idealny.
W końcu Tao odważył się pójść do domu Sehuna. Zapukał i po chwili otworzyła mu mamą młodego Oh. Spojrzała na Tao.
- Dobrze cię widzieć, Tao. Sehun jest u siebie. Ma ciężki okres, chyba się nieszczęśliwie zakochał, bo ciągle siedzi zamknięty w pokoju i nic nie je. Porozmawiaj z nim, dobrze? - poprosiła matka chłopaka, nie mając pojęcia jak bardzo trafiła w powód jego przyjścia.
Huang nawet nie zapukał, tylko od razu wparował do pokoju młodszego chłopaka, i rzucił się obok niego na łóżko.
- Tao? - zapytał zdziwiony Sehun, otwierając usta ze zdziwienia, które po chwili zamknął Tao swoimi własnymi. Przez tych kilka dni dużo myślał o Sehunie i sam zrozumiał, że go kocha. Tak po prostu, zakochał się w swoim przyjacielu, a jego wyznanie tylko dało mu kopniaka. Całował go delikatnie i powoli, rozkoszując się miękkością warg chłopaka. Nawet nie liczył czasu jaki upłynął.
- Tao.. dlaczego? - zapytał cicho Sehun, gdy odsunęli się od siebie by złapać oddech.
- Bo cię kocham głuptasie - Zitao poczochrał mu wlosy i spojrzał w jego piękne oczy, które teraz błyszczały. - Kocham cię, słyszysz? Kocham - szepnął mu do ucha.
- Tao... - odszepnął Sehun, wtulając się w przyjaciela.
- Ach, mam coś dla ciebie - powiedział po chwili. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej mały pakunek. Podał go Sehunowi. - Proszę. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Sehun.
- Pamiętałeś.. jejku, dziękuję! - pisnął Oh i wziął w ręce pudełeczko, po czym wyciągnął z niej bransoletkę. Była srebrna, z wygrawerowanymi literami po chińsku.
- Podoba się? Gdy ją zobaczyłem od razu pomyślałem o tobie.
- Jesteś... kochany - szepnął Sehun i zaczął płakać. Tao mocno go przytulił.
- Kocham cię, Sehun.
- A ja ciebie, Tao. Bardzo cię kocham.

________________________________________
Witajcie kochani! Powracam do Was z takim oto kochanym TaoHunem! Mam nadzieję, że Wam się spodobał! <3 liczbę na szczere opinie, pamietajcie, komentarze mnie motywują! <3
Kocham Was, Wasza Jaerinnie

4 stycznia 2016

Jestem Twoją Omegą, a Ty moją Alfą

Zadrżałem z zimna, pocierając dłońmi o ramiona. Byłem ubrany ciepło, zważywszy na pogodę, bo od rana panowało niemiłosierne zimno i sypał gęsty śnieg. Najchętniej wróciłbym do domu, położył się na kanapie obok kominka  patrząc na Chanyeola z uśmiechem. Ale oczywiście, jestem tak głupi, że musiałem wyjść po coś do sklepu, a najgorsze jest to, że zupełnie zapomniałem, że otwierają go dopiero o 9, a była 8:37. Nie opłacało mi się wrócić do domu, bo miałem i tak kawałek drogi, a tylko w tym sklepie są moje ulubione fajki. Co mogłem poradzić? Nic. Stałem na tym mrozie jak idiota, a śnieg prószył coraz bardziej.
Westchnąłem i wsunąłem dłonie do kieszeni kurtki, po czym spojrzałem na zegarek. Jeszcze 3 minuty i otworzą. Wytrzymam. To minie raz dwa. Westchnąłem głośno, wypuszczając obłok pary z ust, patrząc jak znika między płatkami śniegu, uśmiechając się po chwili. Nagle drzwi do sklepu otworzyły się, więc wparowałem do środka i od razu poprosiłem to, na czym mi zależało, zapłaciłem i spokojnie wracałem już do domu. Oczywiście, musiałem jeszcze zapalić zanim wejdę do mieszkania Chanyeola, więc otworzywszy paczkę wyjąłem papierosa i wsunąłem go między swoje różowe wargi i odpaliłem szluga. Musiałem się chwilę pomęczyć z zapalniczką, bo nie chciała mi odpalić, ale wreszcie się udało. Zamerdałem wesoło ogonem, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że on się pojawił. Pokręciłem głową ze smutkiem, po czym ułożyłem ogon tak, by nie ruszał się zbytnio. Nie cierpię przechodzić do tej formy, zwłaszcza gdy jestem na zewnątrz. Wtedy to już całkiem marznę.
Zapukałem do drzwi, ściągając mokrą od śniegu czapkę, ukazując Chanyeolowi swoje puchate białe uszy. Rzuciłem się na niego i przewróciliśmy się obaj, a ja zamerdałem ogonem. Wpiłem się w jego usta, zamykając nogą drzwi wejściowe. Nie chciałem aby ktokolwiek nas zauważył.
- Sehunnie - szepnął ciemnowłosy, patrząc mi w oczy. Podrapał mnie za uchem, dobrze wiedział co to sprawi.
- Mam na ciebie ochotę, Chan - powiedziałem, rozbierając się z kurtki, jednocześnie siadając mu na biodrach. Nie byłem jakoś przesadnie ciężki, więc spokojnie siedziałem. Po chwili na podłodze leżała kurtka, czapka, szalik, rękawiczki i moja bluza. Nagle pisnąłem, ocierając się o Parka kroczem. Zaczął mnie drapać przy ogonie. To moje najwrażliwsze miejsce na całym ciele. Jednocześnie drapał mnie za uchem, co tym bardziej spotęgowało doznania. Byłem już twardy. - Ch-Chanyeol - wyszeptałem między jękami, wyginając plecy w łuk. Było mi tak cholernie dobrze, że czułem jak niewiele mi zostało do spełnienia. Spojrzałem na Chanyeola pełnym pożądania wzrokiem i zacząłem ruszać swoimi biodrami. Wyczułem pod sobą jego wybrzuszenie, co sprawiło że się uśmiechnąłem wesoło.
- Chodźmy do sypialni - powiedziałem pewnym siebie głosem, modulując go tak, aby brzmiał cholernie seksownie.
*
Minął miesiąc od tamtego dnia, a ja czułem się nadzwyczaj dziwnie. Widziałem ostrzej, miałem wyostrzony węch, przez co czułem feromony Chanyeola nawet z innego pokoju. Nawet częściej zdarzało mi się wracać do formy pół-wilczej. Uszy często mi wyrastały, a ja nawet nie zdawałem sobie sprawy jak często się to działo, dopiero Park mi to uświadamiał, gdy zaczął mnie drapać za uszami. W końcu nie wytrzymałem i poszedłem z tym do lekarza. Byłem wystraszony, więc moja wilcza strona znów się ujawniła, gdy tylko wszedłem do gabinetu. Ten od razu kazał mi się położyć i podwinąć koszulkę.
- Ale doktorze, co się ze mną dzieje?
- Rozumiem, że to pierwsza ciąża?
Zatkało mnie. Jak to ciąża? Jak to możliwe? Nie rozumiałem zupełnie nic ze słów lekarza.
- Och, no tak, pan nic nie rozumie. Widzi pan, tacy jak pan mogą zajść w ciążę każdego dnia. Zwłaszcza, gdy jest się.. że tak się wyrażę, chętnym. Wtedy znikąd pojawia się wilcza strona, uszy i ogon są najczęstsze. Wtedy gdy dojdzie do aktu seksualnego, zachodzi się w ciążę. Zarówno kobieta jak i mężczyzna mają dokładnie te same objawy. Więc, proszę być spokojnym, to po prostu ciąża.
- Ale.. ja nadal nie rozumiem - powiedziałem. To wszystko się dzieje tak szybko. Jak ja to powiem Chanowi?
- Proszę się nie bać. Zaraz coś panu pokażę - odparł doktor, po chwili kierując ekran monitora w moją stronę. Położył mi na brzuchu jakąś zimną maź, jakąś gałkę, a na ekranie pojawił się obraz mojego brzucha w czarno-białej skali kolorów. I wtedy skupiłem wzrok w jednym centralnym miejscu. Było widać tam dwa duże punkty,,. Wyczułem to całym sobą, aż uszy mi się spłaszczyły. - Widzi pan to? To bliźnięta, które za miesiąc przyjdą na świat. Ciąża w pańskim przypadku trwa zaledwie dwa miesiące*, proszę się nie bać, wszystko pójdzie gładko. Jakim cudem nie zauważył pan wcześniej innych objawów?
- Sam nie wiem, owszem, miałem częściej wilczą formę, miałem ostrzejszy węch i słuch, ale nie sądziłem, że to wynik.. tego wszystkiego.
- Rozumiem. Termin wypada na 14 lutego.
Nie pamiętałem już, co się działo dalej. Wyszedłem z gabinetu ze zdjęciami USG. Wsiadając do autobusu, ciągle nie mogłem przestać się trząść. Za miesiąc urodzę dziecko. Za miesiąc będę matką dwójki urwisów. To straszne. To za szybko. Nawet z Chanyeolem nie jesteśmy jeszcze pełnoprawnym małżeństwem, on mnie tylko naznaczył jako swojego. To co czułem w tym momencie nie da się opisać.
Ze spuszczoną głową wszedłem do mieszkania i rzuciłem Chanowi pod nos kopertę ze zdjęciami. Spojrzałem na niego smutno, płaszcząc swoje uszy i ogon.
- Co to jest? - spytał Yeol, unosząc wzrok znad kawy. - Sehunnie, co się dzieje? - wziął mnie na kolana. Spojrzałem mu w oczy.
- Zobacz - szepnąłem i wtuliłem się w niego, nie chcąc patrzeć w jego oczy, To mnie zabijało od środka. Jednak, poczułem nagłe kopnięcie. Chwila prawdy, koperta otwarta.
- Sehun? Czy to.. to co ja widzę, to prawda? - szepnął mi do ucha.
- Tak, będziesz.. tatą. Już za miesiąc..
- O mój boże, nie masz pojęcia jak bardzo się z tego powodu cieszę! - Nagle wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie pocałował mnie namiętnie. - Myślisz, że gdy zrobię ci loda, to coś się stanie naszym maluchom?
- Nie wiem, ale raczej nie.. czekaj, co? Chanyeol nie! - zdążyłem krzyknąć, jednak było za późno. Moje spodnie wylądowały na podłodze, a Park między moimi udami. Dopiero teraz zauważyłem zaokrąglony brzuch. Naprawdę nie rozumiałem, jakim cudem nie widziałem tego wcześniej. I rozmyślałbym nad tym znacznie dłużej, gdyby nie to, że poczułem język Chanyeola na swoim penisie. Jęknąłem głośno, wsuwając dłonie w jego piękne kruczoczarne włosy, zaciskając je po chwili. Było mi cholernie gorąco,
Nie minął moment, a Chanyeol zaczął ssać moje przyrodzenie, ruszając dłonią w górę i w dół bardzo powoli. Lizał mnie, całował i naprzemiennie ssał, a mi było kurewsko dobrze. Jęczałem jak pojebany, zaciskając ciągle dłonie w jego miękkich włosach, aż zaczęły mnie boleć. Czułem że jestem blisko.
- Ch-Chanyeol.. ja zaraz... zaraz dojdę...! - krzyknąłem, mieszając krzyk z jękiem. Doszedłem mocno i obficie w jego gardle. Uspokoiwszy oddech, spojrzałem mu w oczy głęboko. Zagryzłem wargę. Wyglądał nieziemsko z potarganymi włosami i tymi rozchylonymi pełnymi wargami.
- Tak mi dobrze, Channie... - szepnąłem, i po chwili go pocałowałem. On natomiast położył się obok mnie i zaczął mnie głaskać po brzuchu. Za miesiąc będziemy rodzicami.
*
Drugi miesiąc ciąży zleciał bardzo szybko, nawet nie zauważyłem gdy wody mi odeszły. Yeol troskliwie się mną opiekował, przerobił jeden pokój obok naszego na taki dla dzieci, kupiliśmy dwa łóżeczka, szafki o łagodnych kątach, by przypadkiem nam się dzieciaki nie pozabijały o kanty mebli. Wszystko wyglądało uroczo i taki był zamiar mojego ukochanego, co wyszło mu doskonale.
- Chan, bądź przy mnie cały czas - powiedziałem, a chłopak złapał mnie za rękę i nie puścił,
Przez cały czas był obok, trzymając moją dłoń, Krzyczałem głośno, zaciskałem mocno rękę, aż w końcu, po dobrych 5 godzinach, mogłem przytulić moje dwa skarby. Chłopiec i dziewczynka. Byli podobni do Chana, zwłaszcza po odstających lekko uszach. Jednak oczy miały po mnie. Mimo, że przez pierwsze dwa tygodnie będą ślepe, to już wiedziałem, że ten narząd będą miały podobny do mojego. To było najcudowniejsze co mogło mnie w życiu spotkać. W końcu stanowiliśmy idealną parę z dwójką maleństw.
- Jak je nazwiemy, Sehunnie? - zapytał Chanyeol, gdy w końcu zostaliśmy sami w sali, a dzieciaki spały grzecznie obok nas, w swoich małych łóżeczkach.
- Co powiesz na.. Jongin i Yunseo? Będzie do nich pasowało, tak myślę.
- Idealnie.
*
Nawet nie wiem jak szybko minęło 5 lat. Nasze kochane bliźniaki mają już status przedszkolaka, chodzą regularnie na zajęcia, ciesząc się każdym dniem. A ja nigdy nie mam dość, to wszystko jest takie wspaniałe, że nie czuję nic poza szczęściem. Z Chanyeolem w końcu wstąpiliśmy w związek małżeński, przeprowadziliśmy się do domu na obrzeżach Busan, gdzie Park znalazł dobrze płatną pracę. Wszystko układa się tak, jak zawsze chciałem.


*ciąża u wilków trwa około 2 miesiące
______________________________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Znów to samo, znów ciąża, znów to. Ale tym razem ChanHun. Mam nadzieję, że Wam się podobało. Jeśli coś Wam się nie spodobało, lub spodobało na tyle bardzo, że nie możecie przestać o tym myśleć, proszę, piszcie o tym w komentarzach! Miło mi się je czyta, to bardzo motywuje co do napisania kolejnego fanfica. Już nie chodzi o samą wenę, ale również o to, że potrzebuję, jak każdy, jakiejś motywacji. Wiecie co? Chyba moje fanfici to raki XD ale no, to opowieść na inny temat C: do zobaczenia wkrótce!
Kocham Was,
Jaerinnie

3 stycznia 2016

I loved you more

Odkąd się obudziłem czułem, że ten dzień będzie inny od reszty. Wszystko wydawało mi się obce, jakby nigdy nie było moje. Każdy przedmiot w pokoju sprawiał wrażenie, że jest dziwny, nie podobny do tego co znałem. Nawet Yoongi śpiący obok wydał się inny. Jego zamknięte oczy, rozchylone wargi, włosy, a nawet ułożenie ciała były obce. Zamknąłem swoje oczy, by po chwili otworzyć je i skupić wzrok na suficie. Był popękany, aż boleśnie biały. Otaczała mnie pustka, okropna pustka. Jak ta w moim sercu. 
Od lat choruję na raka serca. Rodzice rozpaczali, a ja byłem za mały by zrozumieć, że wkrótce odejdę z tego cholernego świata. Za mały by zrozumieć co to z choroba. Zbyt nieświadomy. Kim tak naprawdę byłem przez ten cały czas? 
Nagle poczułem szarpnięcie. Spojrzałem na Yoongiego i wymusiłem uśmiech, by nie wiedział o czym myślę. Choć i tak znał mnie na wylot. Doskonale wiedział co się dzieje, kiedy i dlaczego. Tym razem nie było inaczej. Spojrzał na mnie pytająco, a ja nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Że właśnie myślałem, że umrę? Czy to, że wszystko jest dla mnie inne i niezrozumiałe? 
- Kook, spokojnie - powiedział chłopak. - Masz jeszcze dużo czasu, nie pozwolę ci odejść tak nagle. 
Min po chwili sięgnął do szafki i wyciągnął z niej lekarstwa, podając je po chwili mnie. Popiłem je wodą, po czym spojrzałem na niego. Jego piękne oczy wpatrywały się we mnie, wyczekując jakiegokolwiek znaku z mojej strony. Ale nie ruszyłem się. Czułem, że dziś coś złego się stanie. Ale nie chciałem martwić tym ukochanego, więc uśmiechnąłem się łagodnie. Zawisnąłem nad nim i skradłem mu lekki pocałunek, nim wstałem z łóżka i otworzyłem drzwi. 
- Chodź, czas na śniadanie - powiedziałem ochoczo. Obdarowałem Yoongiego słodkim uśmiechem. Po chwili byliśmy już w kuchni, jedząc jajecznicę. Nic innego nie przychodziło mi do głowy. 
Dzień zaczął się zwyczajnie, choć nadal miałem to okropne uczucie w sercu, które ani na chwilę nie chciało odpuścić. Poszliśmy na małe zakupy do domu, bo moja mama zostawiła nam kartkę z listą co mamy kupić. Potem udaliśmy się na spacer po parku, by odetchnąć. Siedzieliśmy na ławce, gdy Yoongi zaczął temat. 
- Nie wiem co bym zrobił bez ciebie. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez ciebie. To ty nadajesz sens mojemu istnieniu - powiedział cicho, patrząc w moje oczy. Zamrugałem szybko, nim delikatnie musnąłem jego usta. 
- Nie stracisz mnie - powiedziałem patrząc mu prosto w oczy. Widziałem jego łzy, więc szybko starłem je kciukami. Nienawidzę kiedy płacze. 
- Chyba czas wrócić do domu, zaśpiewam ci coś na poprawę humoru - powiedziałem z uśmiechem. 
Jednak, nie dałem rady zaśpiewać. Ból w klatce piersiowej utrzymywał się od wyjścia z parku przez najbliższe dwie godziny. Yoongi to widział, jak zwijam się z bólu, więc w końcu zadzwonił po karetkę, martwiąc się o mnie. Wiedział, że skończy się to długim pobytem w szpitalu, ja też to wiedzialem. Wszystko coraz bardziej się komplikowało, aż w końcu zemdlałem z bólu. 
Obudziłem się w szpitalu. Była przy mnie tylko mama, która nie mogła przestać płakać. 
- Mamo, co się dzieje? - spytałem. Nie czułem już żadnych oznak choroby, pewnie podali mi morfinę. Mama spojrzała na mnie ze smutkiem. 
- Ja... kochanie, tak mi przykro - powiedziała, zanosząc się płaczem. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. - Yoongi miał wypadek - powiedziała w końcu po dłuższej chwili przerwy. 
- J-jak to? - oczy zaszły mi łzami. - Ale.. on żyje, prawda? On żyje, tak? Powiedz coś! - nie potrafiłem się opanować. 
- Tak mi przykro kochanie - powiedziała. - Tak mi przykro.. 
I właśnie wtedy zrozumiałem, że nie czułem bólu nie dlatego, że podali mi mofinę, ale dlatego, że Yoongi oddał mi swoje serce. Jego serce bije teraz we mnie. Ale ja... ja już byłem martwy. Straciłem własny świat. On wiedział, że jeśli ja odejdę, on sam umrze. Nie potrafiłby żyć beze mnie dlatego oddał mi swój organ. Tyle że... ja też nie potrafię bez niego żyć. Spojrzałem na mamę po czym poprosiłem ją o coś do picia. Kiedy tylko wyszła z sali, odpiąłem wszystkie kable i kroplówkę od siebie, po czym zamknąłem oczy. 
Nie potrafiłbym żyć z jego sercem we mnie. Mimo że zrobił to bym żył ja... Ja nie potrafię. To co czułem w ciągu dnia sprawdziło się. Straciłem go na zawsze. I ja.. ja teraz też odejdę. By móc go spotkać w lepszym świecie. W lepszym miejscu niż Ziemia. W naszym małym raju. Wypuściłem ostatnią łzę, nim zasnąłem. Na zawsze. Nie słyszałem krzyków, ani niczego, poza ciszą. 
Zobaczyłem nagle światło, a wokół niego kogoś. Podszedłem bliżej i uśmiechnąłem się. 
- Yoongi - szepnąłem, tuląc go do siebie. 
- Co ty tu robisz, Kook? - spytał zszokowany. Był teraz jeszcze piękniejszy, niż kiedykolwiek wcześniej. 
- Ja? Jestem z tobą. Tak jak ci obiecałem, na zawsze razem, Yoonnie. Na zawsze razem. 

__________________________________________________
Witajcie Kochani w Nowym Roku. Wracam do Was z angstem, bo po prostu musiałam napisać coś smutnego. Wiem, że to zły początek roku, ale... to we mnie siedziało. Znów BTS, chyba coraz lżej mi się ich pisze. Owszem, wszystko z Kookiem bo do innych pairingów nie umiem się przekonać, to okropne uczucie. Nie polecam czytać tego. Wyszło strasznie. I krótko, ale na temat. Może nawet za krótko. Mogłabym rozwinąć, ale już nie mam siły. Przepraszam Was za to. Do zobaczenia niebawem ;)
Wasza Jaerinnie