17 stycznia 2017

THANK YOU SO MUCH

Dziękuję bardzo Wam wszystkim! Wszystkim, którzy choć raz weszli na mojego bloga! Za każdy komentarz, za każdą opinię, za każde wejście! naprawdę Wam dziękuję <3
Aż nie wiem co powiedzieć. Taka jestem dumna. To już 5 lat odkąd go mam. 5 lat pisania fanfiction o różnej tematyce. A zaczęło się od SHINee tak naprawdę, ale moja głupota spowodowała usunięcie obydwu fanficów </3 potem przyszło EXO i w sumie głównie o nich to jest.
Mam nadzieję, że pojawi się więcej fanficów o innych zespołach, możecie pisać w komentarzach jakie byście chcieli zobaczyć <3 Lesbijskie, gejowskie.. może nawet hetero? To już Wy decydujecie! :D
To wszystko dzięki Wam.  Naprawdę nie mam słów by opisać to, co czuję w tym momencie.
Na ten moment jest 91 007 wejść. 91 TYSIĘCY. Tak bardzo Wam dziękuję!
Kocham Was, do zobaczenia!
Wasza dumna Jaerinnie


PS. Jeśli ktoś chciałby się ze mną skontaktować, to proszę, tu podaję linki do moich kont:
☆ e-mail: yuu.kim.liu@gmail.com
☆ FB: >klik<
☆ ask.fm >klik<
☆ instagram @bejaejaeou >klik<
☆ kakaotalk @jaerinkim 
☆ line @kimjaerinah
☆ snapchat @jaerinah
☆ nr gg: 51464171

16 stycznia 2017

Be somebody

uwaga: wulgaryzmy!


Być kimś... czy to takie ważne? Naprawdę nie rozumiem idei tego wyrażenia. Być kimś. Ale kim i dla kogo? To tylko wątłe słowa, które zapełniają pustkę po czymś co utraciliśmy. Chcemy być lepsi, ważniejsi od innych, ale tak serio to tego nie chcemy. Po prostu mówimy to, żeby odegrać grę dla ludzi. Ja, na przykład, nie chcę być kimś. Mi wystarcza to, kim jestem. Ale czy to nie czyni mnie właśnie kimś?

Tego dnia, dokładnie wczoraj, szedłem spokojnie przez moje osiedle do sklepu, paląc po drodze papierosa. Miałem zamiar kupić wino i kolejną paczkę fajek, aby jakoś spędzić nadchodzący wieczór. W sumie już był wieczór. Śnieg sypał gęsto na moją głowę i płaszcz, ale nie przejmowałem się. Chociaż powinienem, o tak, powinienem się przejąć, bo moja idealna fryzura została zniszczona przez ten pierdolony łupież chmur, jednak w tym momencie było mi wszystko jedno. Westchnąłem, po czym wszedłem do sklepu, otrzepując się z tego cholernego białego puchu. Ekspedientka niechętnie na mnie spojrzała, mówiąc ciche "dobry wieczór", na co odparłem wymuszonym uśmiechem. Podszedłem do lady i poprosiłem o to, co zamierzałem kupić, po czym wydałem na to dość sporo, ale co zrobić skoro potrzeba wzywa? Po zapłaceniu kolosalnej dla mnie kwoty, w końcu byłem tylko marnym studentem, wróciłem do domu, a śnieg zaczął sypać jeszcze bardziej, co mnie okropnie wkurwiło. To nie miało sensu. W pewnym momencie zatrzymałem się, gdy samochód obok mnie zwolnił. Zaraz, tu nie wolno parkować. Gdy spojrzałem na kierowcę, który też na mnie spojrzał, tylko uśmiechnąłem się sarkastycznie i pokazałem faka, żeby po prostu się odpieprzył ode mnie. Nie mam humoru, nawet na pokazanie głupiej drogi do centrum. Ten jednak rąbnął i uchylił szybę, po czym krzyknął na mnie. Znów pokazałem mój piękny środkowy palec i odpaliłem papierosa, patrząc z ciekawością na mężczyznę. Jego samochód, Audi A8, czarne, nie pasowało do mojej dzielnicy. Tak samo jak i kierowca. Garnitur? Kto z tej okropnej dziury chodzi w garniturze?
- Ej ty! – zawołał ponownie facecik, kiwając na mnie ręką. O co to nie. Na mnie ręką? A pierdol się! Podszedłem do samochodu, po czym na masce zgasiłem swojego papierosa. Szkoda mi tego Malboro, serio. Uśmiechnąłem się seksownie, po czym oparłem się o drzwi auta, te, w których była otwarta szyba.
- Czego chcesz, przystojniaczku? – Zapytałem najbardziej pedalskim głosem w całym moim gejowskim życiu.
- Którędy do centrum? – Zapytał. Wyśmiałem go.
- Oj skarbie, skarbie, ty moje najdroższe. Chodź za mną, to ci pokażę nawet górę pełną szczęścia – powiedziałem, a w myślach dodałem „i pełną rozkoszy”. Zaśmiałem się, a raczej zachichotałem, po czym odsunąłem się od auta. – Pierdol się gnoju -  odwróciłem się od pięknego audi, ale gościu znów mnie zawołał.
- Zgoda – to krótkie hasło sprawiło, że aż znów spojrzałem w jego stronę, przez ramię oczywiście. Oblizałem lubieżnie usta.
- W takim razie jedź do końca tej uliczki, skręć w prawo, po czym zaparkuj pod pierwszym blokiem jaki zobaczysz po lewej stronie. Potem podejdź pod 3 klatkę i tam na mnie czekaj.
- A może cię podwiozę? – zaproponował, a ja udałem, że myślę nad tym. Po chwili wskoczyłem do jego wozu.
Po chwili byliśmy na miejscu. Otworzyłem drzwi klatki kluczem, po czym po prostu wszedłem po schodach, spojrzawszy raz za siebie, by sprawdzić, czy facecik nie zrezygnował. I o dziwo, wciąż szedł za mną. Dotarliśmy na 2 piętro, na którym otworzyłem pierwsze drzwi po prawo. Moje mieszkanko było urządzone skromnie, ale jebać to.
- To… może wina? – zapytałem, patrząc na faceta ciekawskim wzrokiem. Był seksowny. I to zajebiście seksowny. Kurwa, aż mi stanął od samego patrzenia.
- Prowadzę – odparł swoim niskim głosem. Zajebiście kurwa, jeszcze twardszy się zrobiłem.
- Jebać to, chodź się napić. Chcę, żebyś był łatwiejszy.
- To może od razu przejdziemy do rzeczy? – zapytał z lubieżnym uśmiechem. Podobała mi się ta propozycja. Nawet bardzo. Odłożyłem zakupy, po czym z uśmiechem podszedłem do niego, zrywając z niego wszystkie ubrania.
Po chwili stanął przede mną całkiem nagi. Oblizałem usta padając na kolana przed nim. Wziąłem jego penisa w dłoń, zastanawiając się jak on mi się zmieści w ustach. Był dużo większy niż te, z którymi dotychczas się spotykałem. A może ja po prostu miałem pierdolonego pecha, a teraz trafił się pieprzony cud? Po chwili ruszania ręką w górę i dół, wziąłem główkę w usta i zacząłem ją mocno ssać, a facecik już bez garnituru złapał mnie za moje mokre włosy. Nie powiem, że mi się to nie podobało, bo podnieciło mnie to jak cholera. Spojrzałem z dołu na niego, wciąż trzymając penisa w ustach, zachwycając się nad jego twarzą. Może to zabrzmi dziwnie, ale poczułem się w tym momencie jak dziwka. Szybko wyciągnąłem jego kutasa z ust, po czym po prostu stanąłem przed nim.
- Wiesz co?  Jebać to. Jebać cały system, w jakim się prowadziłem ostatnich parę lat. Jebać moje życie. Nie zrobię tego. Nie jestem dziwką. Myślałem, że uznasz to jako żart, a ty tak po prostu się zgodziłeś. Jesteś pieprzonym dupkiem. Nawet nie znam twojego imienia! – krzyknąłem, odwracając się do niego tyłem, łapiąc się za głowę. – Spieprzaj stąd.
Minęła chwila, a on dalej stał za mną i po prostu patrzył na mnie, czułem jego wzrok. Jednakże usłyszałem szelest wkładanych ubrań.
- Słuchaj dzieciaku, to ty zacząłeś – mruknął, ubrany już w spodnie i koszulę, którą właśnie zapinał.
- Ja?! Ja to zrobiłem dla jaj! Myślałeś, że jestem łatwy, tak?! Ale mylisz się. Ty jesteś łatwiejszy ode mnie – powiedziałem, osuwając się na kolana. Usiadłem na piętach, patrząc przez balkon na drogę, którą o tej porze oświetlała tylko jedna latarnia. Westchnąłem, czując łzy pod powiekami. – Spieprzaj. Już.
- Słuchaj mnie, dzieciaku..
- Nie jestem dzieckiem! – krzyknąłem, odwracając się do niego. – Nie jestem nim… bo jestem nikim.
- Może zacznijmy od początku. Jestem Chanyeol – powiedział facecik.
- Sehun – odparłem cicho. Facet pomógł mi wstać, po czym spojrzał na mnie i otarł moje łzy.
- Sehun, posłuchaj mnie teraz uważnie. Jesteś kimś. Kimś wyjątkowym. Nie jesteś nikim, bo nikim nie jest nawet NN. Każdy jest kimś, kim tylko chce – powiedział Chanyeol.
- Ale ja kurwa nie chcę być kimś! Chcę być sobą!
- Ale będąc kimś, też możesz być sobą – dodał facecik, patrząc na mnie. – Chcesz iść na spacer żeby ochłonąć?
- Wystarczy mi butelka wina i fajki – odparłem, ocierając łzy z policzków swoją szarą bluzą. – Naprawdę.
- Okej. Napiję się z tobą. Najwyżej jutro wrócę – powiedział po chwili zastanowienia Chan. – Może zamówimy pizzę?
- Nie stać mnie. Jestem tylko studentem.
- Uznaj to jako prezent na poprawę humoru ode mnie – uśmiech mężczyzny i jego pełne zrozumienia spojrzenie wyraziły to, czego szukałem.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wino się skończyło, ani kiedy nastał świt. Nie potrafiłem przestać rozmawiać z Chanem, nie czułem nawet zmęczenia. I poczułem się wtedy kimś. Bo ktoś wreszcie dostrzegł mnie jako kogoś, z kim można porozmawiać. A nie jak dziwkę, którą można wykorzystać. Dopiero teraz zrozumiałem, że tak naprawdę ludzie mieli ze mnie zabawkę. Teraz, dzięki niemu, zrozumiałem to wszystko. I poczułem się… ważny. Czy mnie to ucieszyło? Jak cholera. Bo być kimś, to też znaczy być sobą. A ja na pewno nie wrócę do starych nawyków. Wreszcie jestem kimś.

________________________________________________
O tak, podoba mi się to. A najbardziej wstęp. Mam nadzieję, że Wam się podobało. Kocham was! Do następnego.
Jaerinnie

15 stycznia 2017

Moonlight

Siedziałam w głębi korytarza, patrząc w przestrzeń. Byłam zdenerwowana, bardzo, od tych wyników zależała moja kariera tancerki. Westchnęłam, opierając twarz o dłoń prawej ręki, zamykając na chwilę oczy. Wyobrażałam sobie, że nagle wszystko się kończy. Łzy pojawiły się w moich oczach, gdy ponownie je otworzyłam. I wtedy z gabinetu wyszedł lekarz. Wstałam, otarłam oczy, przeczesałam włosy i podeszłam do niego przygnębiona.
- I jak panie doktorze? - zapytałam łamiącym się głosem.
- Pani Monoban... - zaczął. Spojrzałam na jego twarz. - Ma pani bardzo dobre wyniki, kontuzja została zwalczona, tylko proszę uważać przez pierwszy miesiąc na tą nogę - powiedział po chwili patrzenia w moje wyniki. Aż serce na chwilę przestało mi bić. Minął moment, a ja dopiero wtedy zrozumiałam sens słów lekarza, po czym po prostu wybuchnęłam. Łzy leciały, ale ze szczęścia.
- Czyli będę mogła tańczyć? Naprawdę?
- Tak, proszę pani, tylko tak jak mówiłem - nie słyszałam dalszych słów, bo zniknęłam z jego pola widzenia. Mogę tańczyć dalej! Muszę szybko powiedzieć o tym Chaeyoung!
Dwie godziny później siedziałam już na sali w naszej szkole, a Rose była obok mnie. Muzyka dalej grała, ale my byłyśmy zbyt zmęczone. Przez ostatnich parę tygodni nie mogłam tańczyć i teraz musiałam nadrobić czas. Wiem, że to niebezpieczne, ze względu na ledwo wyleczoną nogę, ale chciałam po prostu poczuć muzykę całym swoim ciałem.
Spojrzałam na koleżankę z grupy, która od momentu mojej kontuzji była przy mnie, po czym uśmiechnęłam się do niej. Ta odwzajemniła mój uśmiech, patrząc prosto w moje oczy. Aż poczułam gorąc na ciele przez to spojrzenie. Po chwili wróciłyśmy do tańca, nad którym spędziłyśmy kolejne dwie godziny. Zmęczone wysiłkiem, jaki w to włożyłyśmy, postanowiłyśmy iść opić mój powrót do zdrowia.
Przechodziłyśmy z jednego pubu do drugiego, w każdym piłyśmy po jednym/dwóch piwach, więc w końcu po 5 miejscu, chwiałyśmy się bardzo. Postanowiłyśmy iść nad rzekę, gdzie po około 30 minutach powolnego kroku się znalazłyśmy. Usiadłyśmy na trawie, patrząc w blask księżyca odbijanego w wodzie. Nawet nie wiem jak długo tak patrzyłyśmy, ale w końcu Rose się odezwała.
- Wiesz.. chciałam powiedzieć ci to od dawna - zaczęła, patrząc w moje oczy.
- Słucham, kochanie - odparłam. Widać było po mnie, że alkohol działa. W sumie po Chaeyoung też.
- Nawet nie wiem jak to powiedzieć...
- Mów prosto z mostu, hahaha - powiedziałam, bo właśnie spojrzałam na most niedaleko nas.
- Więc, skoro tak mówisz, to mówię... a może zacznę trochę inaczej - spojrzała na mnie z uśmiechem. - Co byś zrobiła, gdyby jakaś dziewczyna cię pocałowała?
W tym momencie spojrzałam w ciemne niebo, które rozświetlał tylko księżyc w pełni. Zaczęłam intensywnie myśleć, a wypite procenty zaburzały to. Westchnęłam, po czym odwróciłam wzrok na Rose.
- Wiesz, nie wiem co bym zrobiła. Zależy kto by to był - odpowiedziałam w końcu.
- A jeśli byłabym to ja?
- Jeśli ty? - znów się zamyśliłam. - Pewnie bym się zgodziła i też bym cię pocałowała - i nagle, w ułamku sekundy, poczułam jej usta na swoich. To było delikatne, a jednocześnie mocne. Serce biło mi bardzo szybko, a oczy zamknęły się pod wpływem chwili. Dotknęłam dłonią policzka koleżanki, oddając się rozkoszy. Nie wiem co mną wtedy kierowało, ale czułam, że to jest to. Poczułam.. ulgę? Szczęście? Sama nie wiem co czułam, ale było to prawdziwe i pełne przyjemności. Po kilkunastu sekundach oderwałyśmy się od siebie, po czym spojrzałyśmy w swoje oczy.
- Więc...
- Ja...
- No tak...
- Kocham cię Lalisa - powiedziała dziewczyna, spuszczając wzrok. Nie wiedziałam co powiedzieć, ale właśnie wtedy złapałam ją za rękę, po czym poderwałam do góry. Chaeyoung była w szoku, ale posłusznie szła za mną w stronę mojego mieszkania. Powinnyśmy wezwać taksówkę, wiem, ale nie myślałam wtedy racjonalnie. Po kilkudziesięciu krokach, zrozumiała wreszcie co chcę zrobić, więc szła równo ze mną z uśmiechem na ustach. Czułam po jej uścisku dłoni, że tego pragnie tak samo jak ja.
Na drugi dzień rano wstałyśmy z małym bólem głowy, ale szczęśliwe. Teraz dotarło to do nas, co się stało wczorajszej nocy, ale szczerze mówiąc, żadna z nas nie żałowała. Usiadłam w kuchni na blacie, po czym wyciągnęłam ostatniego papierosa z paczki, a po chwili dym zagościł w moich płucach. Rose ubrana w moją koszulkę wyglądała pięknie. Naprawdę. Mimo, że była 1 cm wyższa ode mnie, to w tej czarnej koszulki i majtkach wyglądała cudownie. Po prostu cudownie. Spojrzałam na nią z uśmiechem, po czym wyciągnęłam do niej ręce by ją przytulić, co po chwili uczyniłam. Trwałyśmy w tej pozycji dobrych kilkanaście sekund, aż ja pierwsza ją puściłam.
- Wiesz.. myślę o czymś bardzo intensywnie - powiedziałam, zaciągając się kolejny raz.
- O czym?
- O nas. I szczerze mówiąc.. chcę dać nam szansę - uśmiechnęłam się. Wtedy ona podeszła do mnie i po prostu mnie pocałowała. - To znaczy tak?
- Tak, to znaczy tak.
Uśmiechnęłam się i wiedziałam w tym momencie, że dobrze zrobiłam.

____________________________________________________________
Wow. Wow. W O W.
Pierwszy raz pisałam tutaj lesbijskie opowiadanie. Ale to dzięki Kornelce! Ona powiedziała, bym takie napisała, więc... jest! I to w dodatku BLACKPINK, kocham je :( To mój drugi ukochany zespół... a bohaterki? To moje kochane dziewczynki <3 (są rok starsze ode mnie, nananana~).
Mam nadzieję, że spodobała Wam się ta odmiana!
Do zobaczenia w kolejnym fanficu! Kocham Was!
Jaerinnie~

4 stycznia 2017

List

Życie jest pełne niebezpieczeństw, pełne pułapek, które czyhają na nas na każdym kroku. Wierzymy, że wszystko może się w końcu ułożyć, ale nie zawsze tak bywa. Chociaż ta historia nie ma happy endu, proszę, żebyście mnie wysłuchali. To co tu opiszę działo się naprawdę, choć minęło już wiele lat od tamtych wydarzeń. Wciąż jednak tęsknię, chciałbym by to wszystko wróciło, ale jest to niemożliwe. Ale nie zdradzam szczegółów, po prostu czytajcie.

Poznałem go w barze, gdy przysiadł się do mnie po kilkunastu minutach obserwacji z ukrycia. W sumie nawet nie wiem o czym rozmawialiśmy, skupiałem się na jego głębokim głosie, zamiast na słowach, które wypowiadał. Pamiętam, że mówił coś o tym, dlaczego jestem tutaj sam. To wszystko co zrozumiałem. Potem poszliśmy do mnie i rozmawialiśmy do rana, na szczęście była sobota i żaden z nas nie musiał iść do pracy. Zjedliśmy śniadanie, nadal prowadząc konwersację. I choć czuliśmy zmęczenie, nie pokazywaliśmy tego przed sobą. Tematy się nie kończyły, czuliśmy, że znamy się całe życie, a nie zaledwie 12 godzin. To jednak było cudowne uczucie, coś czego oczekiwałem od siebie przez całe życie. Zaufałem mu, jak cholera zaufałem, bo w jego oczach widać było, że warto. Bo Chanyeol był warty zaufania. 
Nawet nie zauważyliśmy aż nastał wieczór. Tym razem poprosiłem go, aby został na noc i spał przy mnie, bo cholera, czułem się samotny będąc samemu w domu przez cały czas. Zgodził się, co przyjąłem z entuzjazmem. Na początku chciał spać na kanapie w salonie, ale się nie zgodziłem. Chciałem, żeby był przy mnie tej nocy, by mnie przytulił, bym czuł się bezpiecznie. W końcu zrobił to. Przytulił mnie kiedy zasypiałem. Tamtej nocy pierwszy raz przespałem do rana, nie budząc się ani na chwilę, co nigdy się nie zdarzało wcześniej. Wiedziałem, że to on będzie dla mnie ostoją w problemach. Czułem się przy nim tak dobrze, jak nigdy przy nikim. Nawet rodzice nie byli w stanie dać mi czegoś tak cudownego jak Chanyeol. 
Spotykaliśmy się codziennie po pracy. On - przystojny biznesmen z bogactwem, a ja... cóż. Byłem zwykłym baristą w kawiarni swojego kuzyna. Ktoś mógłby pomyśleć, że lecę na niego ze względu na pieniądze, ale tylko ja dostrzegałem w nim więcej niż ktokolwiek na świecie. Ja widziałem jego cudowny charakter, który omotał mnie w całości. W zaledwie kilka dni poczułem w sobie uczucie, jakiego pragnąłem odkąd pamiętam. Poczułem prawdziwą miłość, nie zauroczenie, ale silne, piękne, choć trudne uczucie. Cieszyłem się jednak, bardzo się cieszyłem.
Mógłbym przytoczyć wiele historii z Chanyeolem, ale jednak nie mam na to czasu ani siły. To wciąż we mnie tkwi, wciąż siedzi głęboko we mnie, a ja nie potrafię... a może nie chcę... zapomnieć o nim. Zapomnieć o tym co się działo przez te cudowne miesiące z nim. Nie było ich zbyt wiele, przynajmniej nie tyle ile bym chciał, ale było to najlepsze miesiące mojego życia. 
Ostatni miesiąc z nim był pełen smutku. Coś w Chanyeolu pękło, nie dawał sobie rady. Wiele razy zamyślał się, gubił wątek. Codziennie jednak pisał coś na kartce, a potem wyrzucał ją do kosza. Nie raz chciałem zajrzeć do tego co pisał, ale zawsze wyrzucał śmieci wieczorem, nawet gdy worek nie był pełny. Aż w końcu pewnego dnia... aż na samo wspomnienie mam łzy w oczach... pewnego dnia, dokładnie 12 października, zobaczyłem na stole kopertę zaadresowaną do mnie. Otworzyłem ją i zamarłem. To było pismo Chanyeola. Niektóre litery były rozmyte, wiedziałem, że płakał kiedy to pisał. Po 3 pierwszych linijkach, sam miałem łzy w oczach. Odłożyłem list na stolik, by trochę ochłonąć. Dopiero po 30 minutach byłem w stanie do niego wrócić. Westchnąłem i zacząłem czytać. To było tak piękne, a jednocześnie sprawiało, że nie mogłem powstrzymać płaczu. Nie wiedziałem co robić ze sobą, gdy zobaczyłem ostatni wers. Wiedziałem, że zrobił to. Że zniknął na zawsze. Wiedziałem też, że nie ma szans, żeby go szukać gdziekolwiek. Las Aokigahara to było dla niego odpowiednie miejsce, bo przez ten list wyraził to. Usiadłem na podłodze, chowając twarz w dłoniach. Płakałem przez bardzo długo, nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się ciemno. Westchnąłem i otarłem twarz z łez. Nie potrafiłem sobie uświadomić, że nie wróci na noc, że nie zobaczę jego uśmiechu rano, że... że jego po prostu już nie ma. Kochałem go, o tak, kochałem jak cholera. Ale dlaczego nie potrafiłem mu pomóc? Do tej pory zadaję sobie to pytanie, choć minęło już kilka lat.
Nie będę przytaczać wam całego listu, ale ostatnie zdania. Coś, co sprawia do dziś, że pękam ze smutku.

"Nie chciałem Cię narażać na niebezpieczeństwo, jakim jestem ja sam. Tak bardzo chciałbym, żebyś był szczęśliwy, bo ja tego szczęścia nie potrafię Ci dać. Nie potrafię już tak dłużej. I choć wiem, że w nas wierzyłeś, to nie potrafię tego ciągnąć. Kocham Cię, ale nie umiem inaczej, żegnaj Baekhyunnie"

Dziś minęło 12 lat od tamtego dnia, w którym nawet nie zdążyłem się z nim pożegnać. Codziennie potrafię iść na cmentarz i postawić świeczkę. Wtedy wyobrażam sobie, że on wciąż jest przy mnie. Że słyszę jego głos, który mnie woła. Chyba pójdę dziś do niego... dobranoc.

___________________________________________________
Witajcie kochani w nowym roku! Wszystkiego dobrego <3
Napisałam coś smutnego, coś, co tkwiło we mnie. Mimo, że ten rok zaczął się świetnie (dzięki mojemu Kamilowi oczywiście <3), to postanowiłam napisać coś smutnego. 
Mam nadzieję, że to jest w miarę w porządku. 
Do następnego! 
Wasza Jaerinnie