Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EXO. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EXO. Pokaż wszystkie posty

15 kwietnia 2017

Pośród gwiazd

Gwiazdy są fascynujące, dzieli nas od nich kilkanaście milionów lat, my widzimy je, a one być może już nie istnieją w naszym wszechświecie. Patrzymy w niebo każdej nocy szukając nowych konstelacji i wciąż nas to raduje. Codziennie zastanawiam się jednak, dlaczego jedna z nich spadła właśnie tu, na Ziemię, bym mógł ją poznać?

Wszystko zaczęło się na wyjeździe integracyjnym do Seulu. Cały nasz dział kadr pierwszego wieczoru miał być na bankiecie w sali na parterze, w drugim budynku hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Jednakże ja musiałem zabłądzić w drodze do toalety. Ubrany w najlepszy garnitur, błękitną koszulę i krawat w odcieniu granatu, poszedłem po prostu załatwić swoją potrzebę, ponieważ tego dnia wlałem w siebie hektolitry kawy. Zszedłem na dół, tak jak powiedział mi jeden z kelnerów, po czym po prostu nie wiedziałem, w który korytarz skręcić, a gdy już wybrałem, wszedłem przypadkiem na gospodarczy teren. Był w nim magazyn, pralnia, jakieś pokoje i szatnia. Zapukałem cicho do tego ostatniego pomieszczenia, a po chwili ktoś otworzył mi drzwi.
- Tak słucham? – odezwał się delikatny, melodyjny głos, należący do niskiego blondyna.
- Ja… zabłądziłem – wydukałem. Był przystojny i jednocześnie uroczy. Miał na sobie białą koszulę i szarą przepaskę kelnerską, a na dłoni białą rękawiczkę. Był kelnerem.
- Czego pan szuka? – Zapytał się z uśmiechem.
- T-toalety – nagle zrobiło mi się strasznie wstyd bez powodu.
- Ach, spokojnie, już pana zaprowadzę – powiedział młodzieniec, po czym wyszedł z pomieszczenia i poprosił, abym poszedł za nim. Po chwili wreszcie dotarliśmy do celu, co bardzo mnie ucieszyło. Chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym zniknął z mojego pola widzenia. Wyglądał nieziemsko, nawet z tyłu.
Od dawna wiedziałem, że jestem gejem, jednak od dłuższego czasu  byłem sam, nie mogłem po prostu znaleźć nikogo odpowiedniego z wyglądu i charakteru. Ale teraz, gdy zobaczyłem jego, moje serce nagle oszalało. Czułem, że to będzie coś wielkiego, to przypadkowe spotkanie wcale nie musiało takie być.
Po załatwieniu swojej potrzeby, wróciłem na górę, bo tym razem zauważyłem strzałki i tabliczki z napisami, które jasno określały drogę na bankiet i do toalety. Zaśmiałem się w duchu, po czym podszedłem do Krisa, który stał najbliżej drzwi. Wziąłem drinka z tacy jakiegoś chłopaka, po czym zacząłem szukać wzrokiem tego niskiego kelnera. Nie mogłem go jednak znaleźć, przez co stałem się markotny i zdawkowo odpowiadałem koledze, który w końcu odszedł ode mnie kręcąc głową. Wcale mu się nie dziwię, że tak zareagował. W końcu kto lubi być ignorowany?
Krążyłem po Sali, która nie była zbyt duża. Zatrzymałem się przy swoim miejscu, bo podano kolację. Wtedy dopiero zrozumiałem, że jestem głodny. Westchnąłem i usiadłem spokojnie, gdy nagle obok mnie ktoś się pojawił. Kątem oka zobaczyłem tylko szary materiał, więc odwróciłem głowę w jego stronę i przypadkiem zahaczyłem barkiem o chłopaka. Trzask tłuczonego szkła zwrócił uwagę wszystkich wokół nas.
- Bardzo przepraszam! – zawołał ten piękny, melodyjny głos.
- Ależ to ja przepraszam, naprawdę – odpowiedziałem, widząc jego zakłopotanie. Przecież to moja wina, prawda? Spojrzałem w dół na kawałki szklanek i rozlane napoje. – Ja to posprzątam.
- Nie! To znaczy, nie. Ja to posprzątam – powiedział młodzieniec, wyraźnie zmieszany i zniknął, by wrócić po chwili z mopem i zmiotką. Chciałem mu pomóc, więc wziąłem opartą o okno zmiotkę, po czym znów go trąciłem, tym razem uderzyliśmy się głowami. Mogłem wtedy spojrzeć w jego piękne, błyszczące oczy. Były takie, jakby ktoś umieścił w nich tysiące gwiazd. Aż wziąłem głęboki oddech, nie mogąc uwierzyć w ten widok.
- Przepraszam! – wyszeptaliśmy oboje, nadal nie mogąc przestać patrzeć w swoje oczy. Nie wiem ile mogła trwać ta chwila, ale dla mnie była to wieczność, zbyt krótka jednak, ale pełna blasku. Zjechałem w dół wzrokiem, by spojrzeć na jego różowe, pełne usta. Zamknąłem oczy, a w głowie miałem setki myśli „Pocałować? Czy też nie?”, aż w końcu zebrałem się na odwagę i musnąłem je delikatnie. Na szczęście wszyscy wrócili do swoich spraw, więc nikt, poza nami, tego nie widział. Tak mi się wydawało.
- Luhan! – usłyszałem nagle jakiś obcy głos. Obok nas stał chyba kierownik sali, złowrogo patrząc na młodzieńca. Luhan, tak? Ładne ma imię, ale brzmi tak jakoś… chińsko? – Chodź na chwilę za mną.
- D-dobrze – odpowiedział chłopak, spuszczając głowę. Dokończył sprzątanie, po czym szybko poszedł za mężczyzną do kuchni. To pewnie moja wina, że ten facet tak zareagował. Chcąc wyjaśnić sytuację, podszedłem bliżej i przypadkiem podsłuchałem rozmowę. Nie była ona miła i przyjazna. Usłyszałem krótkie „zwalniam cię” i właśnie wtedy wszedłem do środka.
- Przepraszam bardzo, ale to moja wina – powiedziałem.
- Proszę pana, proszę  stąd wyjść. Luhan jest kelnerem, nie jakimś panem do towarzystwa. To jest, przepraszam, była, jego praca. Nie powinien dopuścić do takiej sytuacji.
- To ja go pocałowałem!
- To nie zmienia faktu, Luhan, wynoś się stąd, już! A pana zapraszam na dalszą część bankietu.
Mężczyzna miał okropny głos, więc wyszedłem, ale wcześniej złapałem Luhana za rękę. Wyprowadziłem go z bankietu głównym wejściem, po czym wsiadłem z nim do windy i pojechałem na drugie piętro budynku. Chłopak szarpał się trochę, ale wystarczyło jedno spojrzenie i już się uspokoił. Był również w szoku z obrotu sytuacji. A ja po prostu wykorzystałem okazję, by poznać go bliżej.
Weszliśmy do mojego pokoju, który znajdował się w bocznym korytarzu po prawej stronie głównego korytarza, na jego końcu. Otworzyłem drzwi kartą kluczem, po czym wepchnąłem chłopaka do środka, włożyłem kartę do czytnika, po czym zgasiłem wszystkie światła w pokoju. Przeszklona ściana naprzeciw łóżka, która pokazywała całe miasto, teraz pięknie oświetlone, dawała nastroju chwili. Podszedłem do chłopaka, po czym wziąłem jego twarz w dłonie i pocałowałem go. Najpierw delikatnie, po czym gdy poczułem, że mu się to podoba, zacząłem namiętny taniec naszych ust. Iskra, jaką we mnie wywołał, sprawiła, że chciałem więcej i więcej, bez względu na konsekwencje. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie, patrząc w swoje oczy. Jego błyszczały jeszcze bardziej niż wcześniej.
- Przepraszam, powinienem najpierw się przedstawić. Oh Sehun, miło mi – powiedziałem po chwili.
- Ja… Lu Han, ale mówią mi po prostu Luhan – powiedział chłopak. – Również mi miło. Nawet bardzo miło – zarumienił się, po czym spojrzał na swoje buty.
- Ile masz lat, jeśli mogę wiedzieć?
- 27 – odparł, a ja zdębiałem. – Wiem, że nie wyglądam – zaśmiał się.
- Wow – tyle byłem w stanie z siebie wydusić. – Jestem młodszy od ciebie?
- Na to wygląda. A ile ty masz lat, Sehun?
- 23 – odpowiedziałem, po czym złapałem go za rękę i wyciągnąłem na balkon. Tam stanąłem, opierając się o barierkę, po czym odpaliłem papierosa, patrząc w niebo. – Widzisz Luhan, muszę ci coś wyznać. Jak zobaczyłem cię pierwszy raz, poczułem coś, czego nie czułem od dawna. Coś takiego czuje się tylko parę razy w życiu. Poczułem taką.. energię, takie ciepło bijące od ciebie. A twoje oczy błyszczą jak te gwiazdy. To fascynujące, wiesz? Wreszcie zrozumiałem, że są na świecie ludzie, którzy spadli prosto z nieba w nasze życie. I to właśnie ty jesteś taką gwiazdą, która spadła na Ziemię, by otulić mnie swym ciepłem, rozumiesz? W tej chwili jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko. Może to za wcześnie, ale czuję że jestem tobą zauroczony. I to szalenie – nagle poczułem, jak Luhan przytula się do mnie mocno i usłyszałem jak pociąga nosem.
- Nikt.. nigdy… nie… powiedział mi… tylu pięknych… słów… dziękuję… - wyszeptał, ledwo go słyszałem, a łzy opadały na moją koszulę, mocząc ją w jednym miejscu. Wyrzuciłem papierosa przez barierkę, po czym odwróciłem się do niego i pocałowałem go w czubek głowy, po czym uniosłem jego podbródek i musnąłem jego wargi swoimi.
Gdy cały wyjazd skończył się, powiedziałem Luhanowi, żeby jechał ze mną do domu, mojego domu. Na początku nie był przekonany, jednak po dłuższym zastanowieniu, zgodził się. Byłem przeszczęśliwy. Mieszkałem w domku na przedmieściach Busan, sam, więc towarzystwo, zwłaszcza jego, bardzo mi odpowiadało. I tak zaczęła się nasza przygoda, mnie i mojej pięknej gwiazdy. Coś czuję, że mój starszy brat, Baekhyun, maczał w tym palce. Teraz, właśnie w tej chwili, siedzę z Lu przed domem na kocu, patrząc w gwiazdy. Przytulam go do siebie mocno, a jego zapach otula mnie. Tak bardzo się cieszę. Choć minęło już 9 miesięcy. Pięknych 9 miesięcy, które naprawdę wiele zmieniły w moim życiu. Jestem najszczęśliwszy na świecie.
- Kocham cię Lulu – szepnąłem do niego. Teraz już wiem, co znaczy prawdziwa miłość.
- Ja ciebie też kocham, Sehunnie – szepnął, po czym musnął moje usta.

16 stycznia 2017

Be somebody

uwaga: wulgaryzmy!


Być kimś... czy to takie ważne? Naprawdę nie rozumiem idei tego wyrażenia. Być kimś. Ale kim i dla kogo? To tylko wątłe słowa, które zapełniają pustkę po czymś co utraciliśmy. Chcemy być lepsi, ważniejsi od innych, ale tak serio to tego nie chcemy. Po prostu mówimy to, żeby odegrać grę dla ludzi. Ja, na przykład, nie chcę być kimś. Mi wystarcza to, kim jestem. Ale czy to nie czyni mnie właśnie kimś?

Tego dnia, dokładnie wczoraj, szedłem spokojnie przez moje osiedle do sklepu, paląc po drodze papierosa. Miałem zamiar kupić wino i kolejną paczkę fajek, aby jakoś spędzić nadchodzący wieczór. W sumie już był wieczór. Śnieg sypał gęsto na moją głowę i płaszcz, ale nie przejmowałem się. Chociaż powinienem, o tak, powinienem się przejąć, bo moja idealna fryzura została zniszczona przez ten pierdolony łupież chmur, jednak w tym momencie było mi wszystko jedno. Westchnąłem, po czym wszedłem do sklepu, otrzepując się z tego cholernego białego puchu. Ekspedientka niechętnie na mnie spojrzała, mówiąc ciche "dobry wieczór", na co odparłem wymuszonym uśmiechem. Podszedłem do lady i poprosiłem o to, co zamierzałem kupić, po czym wydałem na to dość sporo, ale co zrobić skoro potrzeba wzywa? Po zapłaceniu kolosalnej dla mnie kwoty, w końcu byłem tylko marnym studentem, wróciłem do domu, a śnieg zaczął sypać jeszcze bardziej, co mnie okropnie wkurwiło. To nie miało sensu. W pewnym momencie zatrzymałem się, gdy samochód obok mnie zwolnił. Zaraz, tu nie wolno parkować. Gdy spojrzałem na kierowcę, który też na mnie spojrzał, tylko uśmiechnąłem się sarkastycznie i pokazałem faka, żeby po prostu się odpieprzył ode mnie. Nie mam humoru, nawet na pokazanie głupiej drogi do centrum. Ten jednak rąbnął i uchylił szybę, po czym krzyknął na mnie. Znów pokazałem mój piękny środkowy palec i odpaliłem papierosa, patrząc z ciekawością na mężczyznę. Jego samochód, Audi A8, czarne, nie pasowało do mojej dzielnicy. Tak samo jak i kierowca. Garnitur? Kto z tej okropnej dziury chodzi w garniturze?
- Ej ty! – zawołał ponownie facecik, kiwając na mnie ręką. O co to nie. Na mnie ręką? A pierdol się! Podszedłem do samochodu, po czym na masce zgasiłem swojego papierosa. Szkoda mi tego Malboro, serio. Uśmiechnąłem się seksownie, po czym oparłem się o drzwi auta, te, w których była otwarta szyba.
- Czego chcesz, przystojniaczku? – Zapytałem najbardziej pedalskim głosem w całym moim gejowskim życiu.
- Którędy do centrum? – Zapytał. Wyśmiałem go.
- Oj skarbie, skarbie, ty moje najdroższe. Chodź za mną, to ci pokażę nawet górę pełną szczęścia – powiedziałem, a w myślach dodałem „i pełną rozkoszy”. Zaśmiałem się, a raczej zachichotałem, po czym odsunąłem się od auta. – Pierdol się gnoju -  odwróciłem się od pięknego audi, ale gościu znów mnie zawołał.
- Zgoda – to krótkie hasło sprawiło, że aż znów spojrzałem w jego stronę, przez ramię oczywiście. Oblizałem lubieżnie usta.
- W takim razie jedź do końca tej uliczki, skręć w prawo, po czym zaparkuj pod pierwszym blokiem jaki zobaczysz po lewej stronie. Potem podejdź pod 3 klatkę i tam na mnie czekaj.
- A może cię podwiozę? – zaproponował, a ja udałem, że myślę nad tym. Po chwili wskoczyłem do jego wozu.
Po chwili byliśmy na miejscu. Otworzyłem drzwi klatki kluczem, po czym po prostu wszedłem po schodach, spojrzawszy raz za siebie, by sprawdzić, czy facecik nie zrezygnował. I o dziwo, wciąż szedł za mną. Dotarliśmy na 2 piętro, na którym otworzyłem pierwsze drzwi po prawo. Moje mieszkanko było urządzone skromnie, ale jebać to.
- To… może wina? – zapytałem, patrząc na faceta ciekawskim wzrokiem. Był seksowny. I to zajebiście seksowny. Kurwa, aż mi stanął od samego patrzenia.
- Prowadzę – odparł swoim niskim głosem. Zajebiście kurwa, jeszcze twardszy się zrobiłem.
- Jebać to, chodź się napić. Chcę, żebyś był łatwiejszy.
- To może od razu przejdziemy do rzeczy? – zapytał z lubieżnym uśmiechem. Podobała mi się ta propozycja. Nawet bardzo. Odłożyłem zakupy, po czym z uśmiechem podszedłem do niego, zrywając z niego wszystkie ubrania.
Po chwili stanął przede mną całkiem nagi. Oblizałem usta padając na kolana przed nim. Wziąłem jego penisa w dłoń, zastanawiając się jak on mi się zmieści w ustach. Był dużo większy niż te, z którymi dotychczas się spotykałem. A może ja po prostu miałem pierdolonego pecha, a teraz trafił się pieprzony cud? Po chwili ruszania ręką w górę i dół, wziąłem główkę w usta i zacząłem ją mocno ssać, a facecik już bez garnituru złapał mnie za moje mokre włosy. Nie powiem, że mi się to nie podobało, bo podnieciło mnie to jak cholera. Spojrzałem z dołu na niego, wciąż trzymając penisa w ustach, zachwycając się nad jego twarzą. Może to zabrzmi dziwnie, ale poczułem się w tym momencie jak dziwka. Szybko wyciągnąłem jego kutasa z ust, po czym po prostu stanąłem przed nim.
- Wiesz co?  Jebać to. Jebać cały system, w jakim się prowadziłem ostatnich parę lat. Jebać moje życie. Nie zrobię tego. Nie jestem dziwką. Myślałem, że uznasz to jako żart, a ty tak po prostu się zgodziłeś. Jesteś pieprzonym dupkiem. Nawet nie znam twojego imienia! – krzyknąłem, odwracając się do niego tyłem, łapiąc się za głowę. – Spieprzaj stąd.
Minęła chwila, a on dalej stał za mną i po prostu patrzył na mnie, czułem jego wzrok. Jednakże usłyszałem szelest wkładanych ubrań.
- Słuchaj dzieciaku, to ty zacząłeś – mruknął, ubrany już w spodnie i koszulę, którą właśnie zapinał.
- Ja?! Ja to zrobiłem dla jaj! Myślałeś, że jestem łatwy, tak?! Ale mylisz się. Ty jesteś łatwiejszy ode mnie – powiedziałem, osuwając się na kolana. Usiadłem na piętach, patrząc przez balkon na drogę, którą o tej porze oświetlała tylko jedna latarnia. Westchnąłem, czując łzy pod powiekami. – Spieprzaj. Już.
- Słuchaj mnie, dzieciaku..
- Nie jestem dzieckiem! – krzyknąłem, odwracając się do niego. – Nie jestem nim… bo jestem nikim.
- Może zacznijmy od początku. Jestem Chanyeol – powiedział facecik.
- Sehun – odparłem cicho. Facet pomógł mi wstać, po czym spojrzał na mnie i otarł moje łzy.
- Sehun, posłuchaj mnie teraz uważnie. Jesteś kimś. Kimś wyjątkowym. Nie jesteś nikim, bo nikim nie jest nawet NN. Każdy jest kimś, kim tylko chce – powiedział Chanyeol.
- Ale ja kurwa nie chcę być kimś! Chcę być sobą!
- Ale będąc kimś, też możesz być sobą – dodał facecik, patrząc na mnie. – Chcesz iść na spacer żeby ochłonąć?
- Wystarczy mi butelka wina i fajki – odparłem, ocierając łzy z policzków swoją szarą bluzą. – Naprawdę.
- Okej. Napiję się z tobą. Najwyżej jutro wrócę – powiedział po chwili zastanowienia Chan. – Może zamówimy pizzę?
- Nie stać mnie. Jestem tylko studentem.
- Uznaj to jako prezent na poprawę humoru ode mnie – uśmiech mężczyzny i jego pełne zrozumienia spojrzenie wyraziły to, czego szukałem.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wino się skończyło, ani kiedy nastał świt. Nie potrafiłem przestać rozmawiać z Chanem, nie czułem nawet zmęczenia. I poczułem się wtedy kimś. Bo ktoś wreszcie dostrzegł mnie jako kogoś, z kim można porozmawiać. A nie jak dziwkę, którą można wykorzystać. Dopiero teraz zrozumiałem, że tak naprawdę ludzie mieli ze mnie zabawkę. Teraz, dzięki niemu, zrozumiałem to wszystko. I poczułem się… ważny. Czy mnie to ucieszyło? Jak cholera. Bo być kimś, to też znaczy być sobą. A ja na pewno nie wrócę do starych nawyków. Wreszcie jestem kimś.

________________________________________________
O tak, podoba mi się to. A najbardziej wstęp. Mam nadzieję, że Wam się podobało. Kocham was! Do następnego.
Jaerinnie

15 stycznia 2017

Moonlight

Siedziałam w głębi korytarza, patrząc w przestrzeń. Byłam zdenerwowana, bardzo, od tych wyników zależała moja kariera tancerki. Westchnęłam, opierając twarz o dłoń prawej ręki, zamykając na chwilę oczy. Wyobrażałam sobie, że nagle wszystko się kończy. Łzy pojawiły się w moich oczach, gdy ponownie je otworzyłam. I wtedy z gabinetu wyszedł lekarz. Wstałam, otarłam oczy, przeczesałam włosy i podeszłam do niego przygnębiona.
- I jak panie doktorze? - zapytałam łamiącym się głosem.
- Pani Monoban... - zaczął. Spojrzałam na jego twarz. - Ma pani bardzo dobre wyniki, kontuzja została zwalczona, tylko proszę uważać przez pierwszy miesiąc na tą nogę - powiedział po chwili patrzenia w moje wyniki. Aż serce na chwilę przestało mi bić. Minął moment, a ja dopiero wtedy zrozumiałam sens słów lekarza, po czym po prostu wybuchnęłam. Łzy leciały, ale ze szczęścia.
- Czyli będę mogła tańczyć? Naprawdę?
- Tak, proszę pani, tylko tak jak mówiłem - nie słyszałam dalszych słów, bo zniknęłam z jego pola widzenia. Mogę tańczyć dalej! Muszę szybko powiedzieć o tym Chaeyoung!
Dwie godziny później siedziałam już na sali w naszej szkole, a Rose była obok mnie. Muzyka dalej grała, ale my byłyśmy zbyt zmęczone. Przez ostatnich parę tygodni nie mogłam tańczyć i teraz musiałam nadrobić czas. Wiem, że to niebezpieczne, ze względu na ledwo wyleczoną nogę, ale chciałam po prostu poczuć muzykę całym swoim ciałem.
Spojrzałam na koleżankę z grupy, która od momentu mojej kontuzji była przy mnie, po czym uśmiechnęłam się do niej. Ta odwzajemniła mój uśmiech, patrząc prosto w moje oczy. Aż poczułam gorąc na ciele przez to spojrzenie. Po chwili wróciłyśmy do tańca, nad którym spędziłyśmy kolejne dwie godziny. Zmęczone wysiłkiem, jaki w to włożyłyśmy, postanowiłyśmy iść opić mój powrót do zdrowia.
Przechodziłyśmy z jednego pubu do drugiego, w każdym piłyśmy po jednym/dwóch piwach, więc w końcu po 5 miejscu, chwiałyśmy się bardzo. Postanowiłyśmy iść nad rzekę, gdzie po około 30 minutach powolnego kroku się znalazłyśmy. Usiadłyśmy na trawie, patrząc w blask księżyca odbijanego w wodzie. Nawet nie wiem jak długo tak patrzyłyśmy, ale w końcu Rose się odezwała.
- Wiesz.. chciałam powiedzieć ci to od dawna - zaczęła, patrząc w moje oczy.
- Słucham, kochanie - odparłam. Widać było po mnie, że alkohol działa. W sumie po Chaeyoung też.
- Nawet nie wiem jak to powiedzieć...
- Mów prosto z mostu, hahaha - powiedziałam, bo właśnie spojrzałam na most niedaleko nas.
- Więc, skoro tak mówisz, to mówię... a może zacznę trochę inaczej - spojrzała na mnie z uśmiechem. - Co byś zrobiła, gdyby jakaś dziewczyna cię pocałowała?
W tym momencie spojrzałam w ciemne niebo, które rozświetlał tylko księżyc w pełni. Zaczęłam intensywnie myśleć, a wypite procenty zaburzały to. Westchnęłam, po czym odwróciłam wzrok na Rose.
- Wiesz, nie wiem co bym zrobiła. Zależy kto by to był - odpowiedziałam w końcu.
- A jeśli byłabym to ja?
- Jeśli ty? - znów się zamyśliłam. - Pewnie bym się zgodziła i też bym cię pocałowała - i nagle, w ułamku sekundy, poczułam jej usta na swoich. To było delikatne, a jednocześnie mocne. Serce biło mi bardzo szybko, a oczy zamknęły się pod wpływem chwili. Dotknęłam dłonią policzka koleżanki, oddając się rozkoszy. Nie wiem co mną wtedy kierowało, ale czułam, że to jest to. Poczułam.. ulgę? Szczęście? Sama nie wiem co czułam, ale było to prawdziwe i pełne przyjemności. Po kilkunastu sekundach oderwałyśmy się od siebie, po czym spojrzałyśmy w swoje oczy.
- Więc...
- Ja...
- No tak...
- Kocham cię Lalisa - powiedziała dziewczyna, spuszczając wzrok. Nie wiedziałam co powiedzieć, ale właśnie wtedy złapałam ją za rękę, po czym poderwałam do góry. Chaeyoung była w szoku, ale posłusznie szła za mną w stronę mojego mieszkania. Powinnyśmy wezwać taksówkę, wiem, ale nie myślałam wtedy racjonalnie. Po kilkudziesięciu krokach, zrozumiała wreszcie co chcę zrobić, więc szła równo ze mną z uśmiechem na ustach. Czułam po jej uścisku dłoni, że tego pragnie tak samo jak ja.
Na drugi dzień rano wstałyśmy z małym bólem głowy, ale szczęśliwe. Teraz dotarło to do nas, co się stało wczorajszej nocy, ale szczerze mówiąc, żadna z nas nie żałowała. Usiadłam w kuchni na blacie, po czym wyciągnęłam ostatniego papierosa z paczki, a po chwili dym zagościł w moich płucach. Rose ubrana w moją koszulkę wyglądała pięknie. Naprawdę. Mimo, że była 1 cm wyższa ode mnie, to w tej czarnej koszulki i majtkach wyglądała cudownie. Po prostu cudownie. Spojrzałam na nią z uśmiechem, po czym wyciągnęłam do niej ręce by ją przytulić, co po chwili uczyniłam. Trwałyśmy w tej pozycji dobrych kilkanaście sekund, aż ja pierwsza ją puściłam.
- Wiesz.. myślę o czymś bardzo intensywnie - powiedziałam, zaciągając się kolejny raz.
- O czym?
- O nas. I szczerze mówiąc.. chcę dać nam szansę - uśmiechnęłam się. Wtedy ona podeszła do mnie i po prostu mnie pocałowała. - To znaczy tak?
- Tak, to znaczy tak.
Uśmiechnęłam się i wiedziałam w tym momencie, że dobrze zrobiłam.

____________________________________________________________
Wow. Wow. W O W.
Pierwszy raz pisałam tutaj lesbijskie opowiadanie. Ale to dzięki Kornelce! Ona powiedziała, bym takie napisała, więc... jest! I to w dodatku BLACKPINK, kocham je :( To mój drugi ukochany zespół... a bohaterki? To moje kochane dziewczynki <3 (są rok starsze ode mnie, nananana~).
Mam nadzieję, że spodobała Wam się ta odmiana!
Do zobaczenia w kolejnym fanficu! Kocham Was!
Jaerinnie~

4 stycznia 2017

List

Życie jest pełne niebezpieczeństw, pełne pułapek, które czyhają na nas na każdym kroku. Wierzymy, że wszystko może się w końcu ułożyć, ale nie zawsze tak bywa. Chociaż ta historia nie ma happy endu, proszę, żebyście mnie wysłuchali. To co tu opiszę działo się naprawdę, choć minęło już wiele lat od tamtych wydarzeń. Wciąż jednak tęsknię, chciałbym by to wszystko wróciło, ale jest to niemożliwe. Ale nie zdradzam szczegółów, po prostu czytajcie.

Poznałem go w barze, gdy przysiadł się do mnie po kilkunastu minutach obserwacji z ukrycia. W sumie nawet nie wiem o czym rozmawialiśmy, skupiałem się na jego głębokim głosie, zamiast na słowach, które wypowiadał. Pamiętam, że mówił coś o tym, dlaczego jestem tutaj sam. To wszystko co zrozumiałem. Potem poszliśmy do mnie i rozmawialiśmy do rana, na szczęście była sobota i żaden z nas nie musiał iść do pracy. Zjedliśmy śniadanie, nadal prowadząc konwersację. I choć czuliśmy zmęczenie, nie pokazywaliśmy tego przed sobą. Tematy się nie kończyły, czuliśmy, że znamy się całe życie, a nie zaledwie 12 godzin. To jednak było cudowne uczucie, coś czego oczekiwałem od siebie przez całe życie. Zaufałem mu, jak cholera zaufałem, bo w jego oczach widać było, że warto. Bo Chanyeol był warty zaufania. 
Nawet nie zauważyliśmy aż nastał wieczór. Tym razem poprosiłem go, aby został na noc i spał przy mnie, bo cholera, czułem się samotny będąc samemu w domu przez cały czas. Zgodził się, co przyjąłem z entuzjazmem. Na początku chciał spać na kanapie w salonie, ale się nie zgodziłem. Chciałem, żeby był przy mnie tej nocy, by mnie przytulił, bym czuł się bezpiecznie. W końcu zrobił to. Przytulił mnie kiedy zasypiałem. Tamtej nocy pierwszy raz przespałem do rana, nie budząc się ani na chwilę, co nigdy się nie zdarzało wcześniej. Wiedziałem, że to on będzie dla mnie ostoją w problemach. Czułem się przy nim tak dobrze, jak nigdy przy nikim. Nawet rodzice nie byli w stanie dać mi czegoś tak cudownego jak Chanyeol. 
Spotykaliśmy się codziennie po pracy. On - przystojny biznesmen z bogactwem, a ja... cóż. Byłem zwykłym baristą w kawiarni swojego kuzyna. Ktoś mógłby pomyśleć, że lecę na niego ze względu na pieniądze, ale tylko ja dostrzegałem w nim więcej niż ktokolwiek na świecie. Ja widziałem jego cudowny charakter, który omotał mnie w całości. W zaledwie kilka dni poczułem w sobie uczucie, jakiego pragnąłem odkąd pamiętam. Poczułem prawdziwą miłość, nie zauroczenie, ale silne, piękne, choć trudne uczucie. Cieszyłem się jednak, bardzo się cieszyłem.
Mógłbym przytoczyć wiele historii z Chanyeolem, ale jednak nie mam na to czasu ani siły. To wciąż we mnie tkwi, wciąż siedzi głęboko we mnie, a ja nie potrafię... a może nie chcę... zapomnieć o nim. Zapomnieć o tym co się działo przez te cudowne miesiące z nim. Nie było ich zbyt wiele, przynajmniej nie tyle ile bym chciał, ale było to najlepsze miesiące mojego życia. 
Ostatni miesiąc z nim był pełen smutku. Coś w Chanyeolu pękło, nie dawał sobie rady. Wiele razy zamyślał się, gubił wątek. Codziennie jednak pisał coś na kartce, a potem wyrzucał ją do kosza. Nie raz chciałem zajrzeć do tego co pisał, ale zawsze wyrzucał śmieci wieczorem, nawet gdy worek nie był pełny. Aż w końcu pewnego dnia... aż na samo wspomnienie mam łzy w oczach... pewnego dnia, dokładnie 12 października, zobaczyłem na stole kopertę zaadresowaną do mnie. Otworzyłem ją i zamarłem. To było pismo Chanyeola. Niektóre litery były rozmyte, wiedziałem, że płakał kiedy to pisał. Po 3 pierwszych linijkach, sam miałem łzy w oczach. Odłożyłem list na stolik, by trochę ochłonąć. Dopiero po 30 minutach byłem w stanie do niego wrócić. Westchnąłem i zacząłem czytać. To było tak piękne, a jednocześnie sprawiało, że nie mogłem powstrzymać płaczu. Nie wiedziałem co robić ze sobą, gdy zobaczyłem ostatni wers. Wiedziałem, że zrobił to. Że zniknął na zawsze. Wiedziałem też, że nie ma szans, żeby go szukać gdziekolwiek. Las Aokigahara to było dla niego odpowiednie miejsce, bo przez ten list wyraził to. Usiadłem na podłodze, chowając twarz w dłoniach. Płakałem przez bardzo długo, nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się ciemno. Westchnąłem i otarłem twarz z łez. Nie potrafiłem sobie uświadomić, że nie wróci na noc, że nie zobaczę jego uśmiechu rano, że... że jego po prostu już nie ma. Kochałem go, o tak, kochałem jak cholera. Ale dlaczego nie potrafiłem mu pomóc? Do tej pory zadaję sobie to pytanie, choć minęło już kilka lat.
Nie będę przytaczać wam całego listu, ale ostatnie zdania. Coś, co sprawia do dziś, że pękam ze smutku.

"Nie chciałem Cię narażać na niebezpieczeństwo, jakim jestem ja sam. Tak bardzo chciałbym, żebyś był szczęśliwy, bo ja tego szczęścia nie potrafię Ci dać. Nie potrafię już tak dłużej. I choć wiem, że w nas wierzyłeś, to nie potrafię tego ciągnąć. Kocham Cię, ale nie umiem inaczej, żegnaj Baekhyunnie"

Dziś minęło 12 lat od tamtego dnia, w którym nawet nie zdążyłem się z nim pożegnać. Codziennie potrafię iść na cmentarz i postawić świeczkę. Wtedy wyobrażam sobie, że on wciąż jest przy mnie. Że słyszę jego głos, który mnie woła. Chyba pójdę dziś do niego... dobranoc.

___________________________________________________
Witajcie kochani w nowym roku! Wszystkiego dobrego <3
Napisałam coś smutnego, coś, co tkwiło we mnie. Mimo, że ten rok zaczął się świetnie (dzięki mojemu Kamilowi oczywiście <3), to postanowiłam napisać coś smutnego. 
Mam nadzieję, że to jest w miarę w porządku. 
Do następnego! 
Wasza Jaerinnie

27 listopada 2016

Jak za pierwszym razem

Obudził mnie dźwięk mojego telefonu o 7:00, więc chcąc nie chcąc musiałem wstać. Była sobota, pochmurny dzień, a do tego mocno padało na zewnątrz. Westchnąłem smutno i spojrzałem w lustro w swoim pokoju. Miałem podkrążone oczy z niewyspania, ostatnio strasznie ciężko mi zasnąć, a do tego włosy były w zupełnym nieładzie, odrosty na pół ich długości. Zapuściłem sie strasznie. Nie mogłem jeść, dlatego moje ciało wyglądało fatalnie, zmizerniałem okropnie. Jaki był tego powód? Sam już nie wiem. A może wiem? Nie będę kłama, znam powód. Rozstanie.
Z Luhanem byłem naprawdę szczęśliwy, jak nigdy wcześniej. On dawał mi uśmiech na każdy dzień, nawet wtedy gdy nie miałem siły. Jednak przez jego rodzinę musieliśmy się rozstać, to było ciosem prosto w serce. Płakałem wiele nocy i dni, a minęło już około dwóch miesięcy od tamtego dnia. I choć rozumiem, że rodzina jest dla niego ważna, to nie potrafię zrozumieć tego, żebyśmy zerwali kontakt. Czułem się beznadziejnie. Jak wrak, śmieć, który wrzuciło się na dno śmietnika i zapomniano o nim. Byłem załamany. Nadal jestem.
Poszedłem do łazienki i tam próbowałem ogarnąć swoją twarz i włosy, by choć po części wyglądać normalnie, ale gdy znów spojrzałem w lustro łzy same zaczęły płynąć po moich policzkach. Nie umiem ich zatrzymać, już dawno przestałem próbować. Po prostu się poddałem. Luhan powiedział, że na pewno kogoś znajdę, ale nikt nigdy go nie zastąpi. Nigdy o nim nie zapomnę.
Ubrałem się i wyszedłem z domu w starym dresie, w dłoni trzymając smycz Kamiego, mojego ukochanego psa, dzięki któremu jeszcze wychodzę na zewnątrz. Przeszedłem kawałek i nagle się zatrzymałem, wbijając wzrok w postać stojącą przede mną. Niższy ode mnie młody mężczyzna, o ciemnych włosach ułożonych lekko do góry, podkrążonych oczach tak samo jak moje, ze smutkiem wypisanym na twarzy. Moje serce stanęło, by po chwili zaczęło bić bardzo szybko, nie potrafiąc się zatrzymać. W oczach znów pojawiły się łzy, a zapach jaki bił od tej osoby delikatnie drażnił mój nos. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że na jego ramieniu wisi średniej wielkości torba, tak jakby właśnie wracał z nocnego treningu. I gdy podniosłem wzrok ponownie na jego twarz, on odezwał się do mnie swoim melodyjnym głosem. Całe moje ciało zadrżało.
- Um... cześć Sehun - powiedział, a jego ręce zaczęły się trząść. Odruchowo przytuliłem go do siebie, puszczając smycz Kamiego. Ten jednak stał w miejscu i obserwował to wydarzenie.
Poczułem się tak jak wtedy, gdy zobaczyłem Luhana pierwszy raz, 5 lat temu w kawiarni. Był uroczym studentem ASP, o blond włosach, które delikatnie wpadały mu do oczu. Jego różowe usta pochłaniały muffinkę, gdy prawą dłonią rysował czyjś portret. Gdy podszedłem bliżej, zobaczyłem że rysuje samego siebie. I właśnie wtedy poczułem ten stan, to uczucie, którego nie znałem, ale wiedziałem, że jest to coś wielkiego. Usiadłem przy jego stoliku i uśmiechnąłem się przyjaźnie. On spojrzał na mnie, uśmiechnął się a po chwili odezwał. Moje serce stanęło, by po chwili zacząć bić bardzo szybko.
- Luhan - szepnąłem. - Jak ja cię kurwa kocham - dodałem po chwili, a jego dłonie mocniej zacisnęły się na mojej bluzie. Nie pytałem o nic, to nie było ważne. Wiedziałem jednak, że uczucie które nas łączyło przetrwa nawet największe błędy i przeszkody.
Zaprowadziłem Luhana do domu, zrobiłem mu herbaty i usiadłem obok niego na kanapie. Nie dziwił go bałagan w całym mieszkaniu, sam pomógł mi go później posprzątać. Słuchałem jego słów z wielkim zaangażowaniem, a gdy skończył słowami "nie mogłem tak dłużej wytrzymać, za bardzo cię kocham", pocałowałem go. Brakowało mi tego. Ale ich smak wciąż pamiętam.
Czułem się jak za pierwszym razem.

_________________________
Witajcie kochani! O to wróciłam z hunhanem, którego napisałam pod wpływem jednej wiadomości. Cieszę się, że znów tu jestem, brakowało mi tego. I chociaż jest to bardzo krótkie opowiadanie, mam nadzieję, że Wam się podobało.
Pozdrawiam Was i pamiętajcie, że Was kocham! <3
Wasza Jaerinnie

3 kwietnia 2016

Do poduszki

- Co byś chciał dziś usłyszeć synu? - spytałem Baekhyuna, patrząc w jego duże brązowe oczy wpatrujące się we mnie. Uśmiechnąłem się ciepło do niego.
- O tobie i tatusiu! - zażyczył sobie, a ja zaśmiałem się wesoło. To była jego ulubiona historia i mimo, że znał ją na pamięć, nie robiło mu to różnicy, który raz z kolei już ją słyszał. Poprawiłem się na krześle, po czym odchrząknąłem i zacząłem opowieść.
~
Byłem wtedy w trzeciej liceum, gdy na korytarzu zauważyłem małego bruneta. Był dużo niższy ode mnie, ledwo sięgał mi do ramienia, a jego grzywka przysłaniała jego oczy. Był uroczy, co od razu zauważyłem. Jednak, nie spotkałem go nigdy więcej, tak jakby rozpłynął się w powietrzu. Aż do momentu, w którym nie przyszedłem na przesłuchanie szkolne. Grałem tam na gitarze i śpiewałem, chcąc dostać się do szkolnego zespołu muzycznego. I właśnie wtedy znów go zobaczyłem. Był dość nieśmiały, ale gdy tylko muzyka zabrzmiała, a on zaczął tańczyć, wmurowało mnie w podłogę. Był naprawdę świetny. Jego ciało czuło muzykę, a każdy ruch był idealnie dopracowany. Otworzyłem usta ze zdziwienia i wrażenia, jakie zrobił na mnie jego taniec. Był stworzony do tego. Gdy tylko skończył, podszedłem do niego i nie wiedząc czemu, ale zaprosiłem go na kawę. Do siebie. On nieśmiało spojrzał na mnie, ale zgodził się. Wpadł mi w oko, zdecydowanie. Nasze jedno spotkanie zmieniło się w wiele, aż w końcu zakochani w sobie staliśmy się parą. Jednak nie długo było nam dane cieszyć się z tego przywileju, bo ja kończyłem szkołę, a on zaczynał drugą klasę. Musiałem iść na studia, co oznaczało rozłąkę. Stwierdził, że da mi nowy start w życiu, więc zerwał ze mną. Bardzo to przeżyłem. Jednak powiedziałem sobie, że kiedyś go odnajdę i znów będziemy mogli być razem.
Lata mijały, moje studia przyniosły mi wiele nowych znajomości, co zaowocowało dobrze płatną pracą w samym Seulu, w którym studiowałem. Nigdy jednak nie zapomniałem o Sehunie, nigdy. Przez cały czas zastanawiałem się, jak będzie wyglądało nasze spotkanie, o ile do niego dojdzie. Łudziłem się i nie potrafiłem znaleźć sobie kogoś na jego miejsce, co było trudne, bo dziewczyny jak i mężczyźni pchali mi się do łóżka. Ale ja zostałem mu wierny, do samego końca.
W końcu, któregoś razu poszedłem do pewnej nowo-otwartej kawiarenki niedaleko mojej uczelni. Od samego wejścia poczułem wspaniały zapach kawy i ciastek, które szybko mnie omotało. Podszedłem do lady i wtedy mnie zamurowało. Te oczy poznałbym wszędzie.
- Sehun? - zapytałem w szoku. Nie wyglądał tak jak jeszcze 3 lata wcześniej, kiedy ostatni raz go widziałem. Teraz miał blond włosy postawione do góry, był wyższy, sięgał mi do ucha, ale jego oczy nic się nie zmieniły. Rozchyliłem usta w szoku.
- Ch-Chanyeol? - odpowiedział. Głos miał głębszy niż wtedy, ale równie kojący moje nerwy.
- Nie wierzę... to naprawdę ty! Nie masz pojęcia jak się cieszę, że znów cię widzę. - Czułem jak łzy cisną mi się do oczu ze wzruszenia. On szybko poprosił swojego kolegę ze zmiany, aby go zastąpił, a sam usiadł ze mną przy stoliku. Rozmowa od początku się kleiła, choć czasem po prostu wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa. Był jeszcze przystojniejszy, ale nadal trochę nieśmiały.
- Może.. masz jutro czas? - zapytałem w końcu, gdy kolejny raz patrzyliśmy sobie w oczy.
- Dopiero po 18, bo o tej kończę zmianę - odpowiedział.
- To fantastycznie! Mogę cię zaprosić na kawę? Wiesz.. cholernie za tobą tęskniłem... - wyznałem szczerze, a on się zarumienił.
- Ja za tobą też, Channie - szepnął, nim wtulił się we mnie mocno, nie chcąc ani na chwilę mnie puścić. Wtedy zapytałem go o pocałunek; zgodził się bez wahania.
Następnego dnia rozmawialiśmy sporo, ale na szczęście na drugi dzień żaden z nas nie miał zmiany, więc spokojnie mógł u mnie nocować. Rozmowy przedłużyły się na całą noc, aż w końcu obaj nie padliśmy ze zmęczenia. Dni, w których na nowo się poznawaliśmy zmieniły się w tygodnie i miesiące, i mimo, że zdarzały nam się kłótnie, równie szybko się godziliśmy. Nie mogliśmy bez siebie żyć.
Wreszcie, po dwóch latach nowego związku postanowiliśmy wziąć ślub. Nasi rodzice na początku nie chcieli się zgodzić, ale po długich namowach i pokazywaniu im, że jesteśmy na to gotowi, zgodzili się. Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy. W końcu mogłem zostać rodziną Sehuna, co kiedyś mogło wydać mi się abstrakcyjne, ale stało się prawdą. Moja miłość do Sehuna cały czas rosła i nigdy nie zgasła.
~
Skończyłem opowiadać, zauważyłem, że Baekhyun już zasnął. Wyglądał rozkosznie z tymi rozchylonymi usteczkami. Przypominał mi Sehuna w czasie snu.
- Już śpi? - usłyszałem głos mojego męża, więc wstałem po cichu z krzesła, po czym podszedłem do Sehuna i mocno go przytuliłem, po czym zamknąłem drzwi pokoju naszego dziecka. Pocałowałem blondyna w usta, po czym zaciągnąłem go do sypialni. Tam Sehun usiadł z poważną miną na łóżku i westchnął.
- Wiesz, chciałbym z tobą o czymś porozmawiać..
- Słucham? - zamieniłem się w słuch.
- Chciałbym adoptować dziewczynkę. - Na chwilę zapadła głucha cisza, ale po chwili musnąłem usta Sehuna.
- Myślę, że Baekhyun byłby szczęśliwy, mając siostrzyczkę. I ja również.
- Naprawdę? O Boże, Chanyeol, tak bardzo ci dziękuję! To cudowna wiadomość! Rozmawiałem już z rodzicami, powiedzieli, że chętnie pomogą nam w opiece nad maleństwem. Jutro złóżmy papiery, dobrze?
- O, no proszę, ty to wszystko zaplanowałeś - zaśmiałem się wesoło i przytuliłem Sehuna do siebie, muskając ustami jego czubek głowy. - Ale dobrze, zgadzam się na wszystko. Bardzo cię kocham, wiesz?
- Wiem, i ja ciebie również.

________________________________________________________
słodki, fluffiasty fanfic specjalnie dla Was! Mam nadzieję, że Wy również znajdziecie wspaniałą drugą połówkę! Kocham Was, do zobaczenia w następnym fanficu!
Wasza Jaerinnie

21 marca 2016

Little storm

Uwaga! Na potrzeby opowiadania zmieniono wiek bohaterów! Jongdae ma lat 17, a Baekhyun 25.

Za oknem szalała burza od dobrych kilkunastu minut, nieprzerwanie ciskając piorunami i zagłuszając całe miasto groźnymi dla uszu gromami. Seul pogrążony był w ulewie, a czarne chmury nie zwiastowały niczego dobrego. Wszyscy pochowali się we własnych domach, dla bezpieczeństwa, które było w tym momencie zupełnie zbędne. Przecież on nie chciał wyrządzić im krzywdy, chciał ich tylko postraszyć. Jego rodzice znów się pokłócili, a on chciał aby jego ojciec wrócił do domu. Jongdae był niezwykłym chłopcem, już od dziecka potrafił stworzyć najróżniejsze rzeczy z pogody. Kiedyś myślał, że to zwykły przypadek, ale po czasie stwierdził, że potrafi kontrolować burze. Podczas gdy był zły, na niebie pojawiały się ciemne chmury i błyskawice, które znajdowały ujście w samym centrum stolicy Korei. Jedyną osobą, która wiedziała o jego przypadłości był jego przyjaciel Junmyeon. Na początku wydało mu się to śmieszne, jednak widząc Jongdae w stanie złości, podczas której powstawała burza, uwierzył mu i nigdy nie doprowadził go do takiego stanu swoją osobą. Zawsze starał się go uspokoić, bo codzienne burze, nawet w zimie, mogły wydać się odrobinę dziwne dla Seulczyków. Tego dnia jednak wyjechał do swojej kuzynki do Busan i nie mógł mu pomóc. Młody Kim westchnął, gdy pomimo burzy jego ojciec nie wracał. Wiedział, że ta kłótnia była spowodowana jego wyznaniem, co spowodowało ogromną anomalię pogodową. Bardzo chciał, by jego rodzice pogodzili się w tej sprawie. Jongdae wyznał, że zakochał się w mężczyźnie. W dodatku w swoim nauczycielu śpiewu, Byun Baekhyunie. Różniło ich 8 lat, jednak dla chłopaka nie było to problemem. Jednak dla Baekhyuna owszem, był to spory kłopot. Jongdae sprawiał, że Byun znów nabierał ochoty do śpiewu, a na następnym pokazie talentów grupy sam miał zamiar wystąpić. Jongdae westchnął ponownie, uspokajając się trochę. Burza nie była już tak okazała jak wcześniej, więc postanowił przejść się na spacer. Wiedział, że ojciec w tym czasie wróci do domu i znów pokłóci się z matką, jednak on tego już nie będzie musiał słuchać. Skierował swoje kroki do domu swojego nauczyciela, bo ufał mu we wszystkim, stał się dla niego kimś więcej niż tylko podopiecznym, choć nie łączyły ich żadne więzi, czego bardzo chciał Kim. Naprawdę go kochał i był w stanie zrobić wszystko dla Baekhyuna. Nim się zorientował, stał już pod drzwiami jego domu. Zapukał cicho, a gdy starszy mężczyzna otworzył mu drzwi, uśmiechnął się wesoło. - Mogę wejść? Musimy porozmawiać - powiedział na wstępie Jongdae. Byun gestem dłoni zaprosił chłopaka do środka i zaproponował kawy lub herbaty do picia. Młodszy skusił się na kawę. Usiedli razem przy stole. Mieszkanie mężczyzny było ładnie urządzone, prosto i schludnie, wszystko miało tu swoje miejsce. Jongdae znał je na pamięć, przez co czasem w nocy śnił o niektórych pomieszczeniach i o Baekhyunie, przez co rano budził się zdyszany i podniecony, jak każdy w jego wieku. - Co się stało Jongdae? - spytał Byun, patrząc znad kubka na młodszego. - Ja.. - zająkał, co nigdy mu się nie zdarzało. - Ja.. widzisz, jest coś co muszę ci powiedzieć, bo nie wiem jak długo jeszcze będę w stanie to ciągnąć. Nie wytrzymuję już tego, to mnie przerasta. Pewnie nie będziesz chciał mnie więcej po tym widzieć, ale po prostu muszę. Ufam ci.. - Baekhyun spojrzał na niego z zaciekawieniem. - Od dawna chciałem ci to powiedzieć, ale nie wiedziałem jak to ubrać w słowa. Ja się zakochałem.. W tobie. Byun odłożył kubek, bo jeszcze chwila a upadłby na ziemię. Spojrzał na Jongdae i uśmiechnął się. - Wiedziałem o tym od dawna, Jongdae. To było widać, po twoich spojrzeniach, drżeniu głosu w czasie mówienia, uciekaniu wzrokiem ode mnie, gdy na ciebie patrzyłem.. czekałem kiedy mi wreszcie to powiesz, bo ciężko żyć z czymś takim ukrytym w sobie. - Uśmiechnął się ponownie, po czym usiadł obok Jongdae. - Ale ja też muszę ci coś wyznać. Nie jesteś mi obojętny. To zdanie zszokowało chłopaka. Spojrzał na nauczyciela i zaniemówił. Widział w jego oczach, że to prawda. Uśmiech sam pchał mu się na usta, a łzy cisnęły się do oczu i zostały tam, bo nagle poczuł smak ust Baekhyuna. Nie wiedział, jak ma się zachować, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. Wsunął dłoń we włosy mężczyzny, zaciskając ją wśród kosmyków. Jego usta były miękkie i delikatne, zupełnie takie, jakie sobie wyobrażał. To trwało naprawdę długo nim oderwali się od siebie; Jongdae z zarumienioną twarzą i rozchylonymi i zaczerwienionymi ustami, z rozbieganym wzrokiem. - Ja.. - Cii, nie musisz nic mówić - szepnął mężczyzna, po czym położył Kima na kanapie, wpijając się w jego usta. Nim młodszy się zorientował, jego koszulka leżała na ziemi, a spodnie były rozpięte. - Długo na to czekałem, Jongdae. Aż wreszcie mi powiesz.. jesteś gotowy? - Chłopak kiwnął głową. To był znak. Baekhyun zchylił się i sięgnął ustami do jego sutka, który zaczął powoli ssać. Do jego uszu dobiegł jęk, co bardzo go ucieszyło. Delikatnie przygryzł brodawkę, po chwili szybko ją liżąc. Twardniała bardzo szybko i mocno, co bardzo podobało się starszemu. Wolną dłonią sięgnął do drugiego sutka, lekko go podszczypując, by dopieszczać obie brodawki jednakowo. Po chwili jednak zsunął się w dół, aby przejechać językiem po brzuchu. Zaczął całować jego brzuch, lekko umięśniony, poświęcając trochę uwagi pępkowi. Jednakże po upływie momentu, wrócił do sutków, na które zaczął dmuchać delikatnie, aby były jeszcze twardsze. Dla Jongdae to było coś nowego, zupełnie nieznana odmiana rozkoszy. Tą, którą znał, była niczym. Wiedział, że jego partner ma więcej doświadczenia i poddał się mu, wydawając z siebie co jakiś czas głośny jęk lub westchnienie. A to bardzo się podobało Byunowi. Nawet nie zauważył, gdy znów siedział, a jego uda były rozchylone, a między nimi siedział Baekhyun. Posłał mu spojrzenie mówiące "pragnę cię", oblizując przy tym usta. Nim się obejrzał, poczuł jak wilgotny język starszego przesuwa się delikatnie po główce jego penisa. Zwinnie poruszał językiem po całej różowej powierzchni, dopieszczając ją z każdej strony równo. Przesuwał nawet po szczelinie, po czym nagle wziął całą główkę do ust. Kim odpłynął, gdy mężczyzna zaczął mruczeć, wprawiając całego penisa w przyjemne drganie. Jęczał głośno. Nagle usłyszał grzmot. Nie wiedział co było tego powodem, ale po chwili domyślił się. To wina tego, że odczuwa dużą przyjemność. Nigdy wczesniej mu się to nie zdarzało, więc był zaskoczony. Po chwili wrócił myślami do tego, co robił Baekhyun. Jego całe przyrodzenie znalazło się w ustach starszego, dopieszczane dłonią. Było mu bardzo przyjemnie. Nagle Byun wyciągnął męskość chłopaka z ust i dmuchnął na nią, a dreszcz przebiegł kręgosłup młodszego. To była najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek przeżywał Jongdae. - Dobrze ci? - spytał po chwili mężczyzna, poruszając mocno dłonią po penisie chłopaka. Jongdae nawet nie umiał wydusić z siebie słowa. To było za dużo. Doszedł z wlasnym jękiem w dłoń starszego, rumieniąc się mocno. Nigdy nie przeżył tak silnego orgazmu. - Mmm - zamruczał starszy, po czym znów zaczął ssać jego penisa mocno, a Jongdae wręcz krzyknął z przyjemności jaką właśnie doświadczał. Doszedł po raz drugi, mocniej i intensywniej niż wcześniej, wyginając plecy w mocny łuk. Opadł zmęczony na kanapę, po czym po prostu zasnął, wykończony całością. Baekhyun nie był tym zaskoczony ani zły, wziął ciało chłopaka na ręce i zaniósł do swojej sypialni, gdzie po prostu go położył, po czym sam ułożył się obok niego. Zasnął uspany słuchaniem bicia serca swojego kochanka. Dziś przekroczyli największą barierę i wiedział, że to dopiero początek ich przygody. Burza ustała tak szybko, jak się zaczęła. A Jongdae uśmiechnął się przez sen. Przez następnych kilka dni, Seul nie zaznał ani jednej burzy, a to dzięki temu, że Baekhyun potrafił ujażmić emocje w glowie Jongdae.

_____________________________________
A więc powracam do Was z małym one shotem z BaekChen! Nie było tutaj tego pairingu nigdy i jest to mój mały debiut z nimi! Proszę, bądźcie wyrozumiali w związku z tym! Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i czujecie już wiosnę!
Napiszcie komentarze jak Wam się podobało odpowiadanie, to dla mnie wiele znaczy.
Kocham Was, do zobaczenia w następnym fanficu! <3
Wasza Jaerinnie

11 stycznia 2016

For you

Pogoda dopisywała od rana, słońce świeciło jasno i wyraźnie, dając do zrozumienia mieszkańcom Qingdao, że dzisiejszy dzień będzie dobry. Jednakże, w mieszkaniu pewnej rodziny wcale nie było tak wesoło. Od dobrych paru godzin kłótnia wisiała w powietrzu, powodując niezrozumiałe poczucie braku stabilizacji. Rodzina Huang toczyła zawziętą walkę dotyczącą przeprowadzki do Seulu. Inny kraj, inne możliwości i zupełnie inni ludzie. Mieli się wyprowadzić za dwa tygodnie, gdyż pan Huang dostał propozycję nowej i lepszej pracy w stolicy Korei Południowej. Jego jedyny syn bardzo protestował temu wyjazdowi, gdyż nie chciał zostawiać przyjaciół w swoim rodzinnym mieście. Jednakże, rodzice chłopaka już zdecydowali. Zitao, bo tak nazywał się młodzieniec usilnie starał się przekonać rodziców, że poradzi sobie sam w Qingdao, ale ci byli nie byli ugięci jego prośbami. Tao westchnął po raz kolejny, aż w końcu jego ojciec zabrał głos w tej sprawie i nie było odwrotu. Już za tydzień się wyprowadzą, aby nie tracić czasu na głupie kłótnie. Młody Huang był bezsilny, nie miał szans na odwieczenie rodziców od tej trudnej decyzji. Im też było ciężko podjąć to wyzwanie, jednak ostatecznie i tak wszystko poszło po ich myśli. Rzeczy były już w większości spakowane i teraz mieli tylko czekać na transportowiec do nowego miejsca. Sami państwo Huang z synem mieli lecieć samolotem w sobotę, by do tego czasu wszystkie ich rzeczy zostały dowiezione do ich nowego mieszkania w odpowiednim czasie. Czarnowłosy postanowił jednak już nie marudzić, bo to i tak nie miało by sensu. Zaczął odliczać dni do wyjazdu. Pożegnał się ze swoją szkołą, treningami wushu i przyjaciółmi. Obiecał sobie, że kiedyś tu wróci. Jak bardzo się w tym momencie mylił.
*
Seul. Piękne, choć ogromne miasto z aspiracjami. Przystań dla wszystkich chcących coś osiągnąć w życiu. Jednak dla rdzennych mieszkańców było to po prostu nic wielkiego, miasto jak każde inne w tym kraju. Oh Sehun przemierzał kroki w mieszkaniu, zastanawiając się kto wprowadzi się do sąsiedniego mieszkania. Bardzo wyczekiwał dnia ich przybycia, wiedząc tylko tyle, że nowi lokatorzy będą pochodzić z Chin. Bardzo chciał się zaprzyjaźnić z ich dzieckiem, gdyż mimo wielkiej populacji Seulu, nie potrafił znaleźć sobie przyjaciela. Bardzo go to martwiło, gdyż jego wiek wskazywał, że powinien mieć już dawno jakiegoś towarzysza. Jednakże, po prostu był odosobniony.
Nagle usłyszał hałasy na klatce schodowej. Domyślił się, że to właśnie nowi sąsiedzi, więc wyjrzał przez wizjer i właśnie wtedy dostrzegł go. Miał ciemne włosy, trochę ciemniejszą karnację i był ubrany w skórę i obcisłe spodnie. Nic więcej nie zdołał zobaczyć, ponieważ widok przysłonił mu wysoki mężczyzna, zapewne ojciec chłopaka. Odsunął się od drzwi i pobiegł do swojego pokoju, wtulając się w poduszkę. Już teraz chciał go poznać. Chłopak był jednak zupełnym przeciwieństwem Sehuna, już po samym wyglądzie mógł to stwierdzić. I właśnie wtedy dopadło go to stwierdzenie, że na pewno nie uda mu się zaprzyjaźnić. Zamknął oczy i westchnął głośno, opadając na łóżko całym ciałem. Myśli nie dały mu spokoju, ciągle czuł się przytłoczony, a wszystko wydawało się takie skomplikowane. Bał się, że nic z jego planów nie wyjdzie.
Jednak w tym czasie do jego pokoju weszła pani Oh.
- Chodź synku, przywitamy się z nowymi sąsiadami - powiedziała kobieta, bardzo podobna z resztą do swojego syna. Mieli to samo spojrzenie i podobny kształt ust, z reszty genów był podobny do ojca. Wzrost i postura ciała należały do jego atutów, jednakże to właśnie cechy po rodzicielce przyciągały najwięcej uwagi.
Sehun wstał leniwie z łóżka i poszedł za swoją matką. Zapukała ona cicho do sąsiednich drzwi, skąd usłyszeli coś po chińsku. Młody Oh uczył się tego języka od dawna więc od razu zrozumiał słowa, które powiedział zapewne założyciel rodziny. Nim zdołał przetłumaczyć je mamie, drzwi otworzyły się z cichym jękiem, a za nimi stanął młody chłopak. I właśnie wtedy Sehun zapomniał języka. Młodzieniec był po prostu piękny, jego twarde spojrzenie kocich oczu, usta wywinięte w lekki grymas, który po chwili zmienił się w uśmiech.
- Um - zaczął niepewnie Zitao widząc w swoich progach pierwszy raz kogoś tak pięknego. I miał tu na myśli blondyna, który stał i patrzył na niego swoimi brązowymi oczami. Nawet nie wiedział ile czasu minęło, gdy stali tak i po prostu patrzyli się na siebie. Ale zaraz, Tao jest przecież hetero i po chwili uświadomił to sobie, więc otrząsnął się z transu.
- Cześć, jestem Sehun i jestem twoim sąsiadem - powiedział Oh po chińsku.
- Znasz chiński? - zapytał zaciekawiony Huang.
- Tak trochę. Rozumiem, ale nie zawsze umiem odpowiedzieć - zaśmiał się Sehun, patrząc na kartony w przedpokoju. - Ach, to moja mama. Przyszliśmy was powitać w nowym miejscu.
- Dzięki. Jestem Zitao, ale mów mi Tao. I... ja umiem koreański, więc możemy się przerzucić na ten język - odpowiedział szatyn. Spojrzał jeszcze raz w oczy Sehuna i po prostu uśmiechnął się swoim pięknym kocim uśmiechem. Oh poczuł jak miękną mu nogi od tego uśmiechu. Jednak zachował powagę.
- Pomóc wam w czymś? - zapytał po chwili po koreańsku.
- Dzięki, ale damy sobie radę sami.
- No to.. do zobaczenia, Tao - odpowiedział Sehun i czym prędzej wrócił do siebie. Jego mama po chwili również wróciła do ich mieszkania, uśmiechając się wesoło do siebie, po czym zaczęła robić obiad. Młody chłopak jednak nie czuł głodu, bo przed oczami wciąż miał piękny uśmiech swojego sąsiada i jego spojrzenie.
*
Ten nocy i każdej następnej, Sehun nie mógł zasnąć, bo ciągle widział i słyszał w głowie Tao. Chłopak był ucieleśnieniem jego wszelkich snów. Oczywiście, Oh zarzekał się, że jest heteroseksualny od dawna, ale zaczął w to wątpić po spotkaniu ze swoim nowym sąsiadem. Wszystko zaczęło się komplikować, nie miał ochoty na nic, jedzenie zupełnie mu nie smakowało, pił jedynie wodę, gdyż wszystko inne straciło swój unikalny smak. Zamykał się w swoim pokoju i czytał na różnych blogach o homoseksualizmie. Dowiedział się o tym wielu rzeczy, ale nadal się bał, że sam może być jednym z nich. Co powiedzą jego rodzice? Będzie musiał się ukrywać przez całe życie. Jednak, ostatecznie podjął decyzję. Porozmawia o tym z mamą. Jednak nie dziś, nie teraz. Aż będzie pewniejszy.
*
Dni mijały, a rok szkolny zbliżał się wielkimi krokami. Pogoda zaczęła się zmieniać, było dużo wietrzniej, upały zupełnie minęły, zastępując je deszczem. Jesień była piękna, do momentu gdy Sehun siedział w domu. Tak, to mu najbardziej pasowało. Siedzenie w domu z nosem w książce, zaczytując się w horrorach lub romansach. Był jednym z nielicznych należących do klubu książki w szkole. Miał dobre stopnie, gdyż zawsze czytał swoje notatki i podręczniki, czego nie robiła znaczna część jego klasy.
W końcu, oderwał się od książki, słysząc pukanie do drzwi. Wyszedł z pokoju i otworzył drzwi wejściowe, widząc w nich Zitao. Zamrugał parę razy, by być pewnym, że to nie jest złudzenie. Poczuł mocne bicie swojego serca, gdy nagle usłyszał jego głos.
- Przejdziesz się ze mną po mieście? Muszę kupić książki do szkoły a totalnie nie znam miasta.
- J-jasne - powiedział Sehun, czując jak drży mu głos. - Tylko ubiorę bluzę i możemy iść - Po chwili był już gotowy i wyruszył na poszukiwanie książek z Tao.
Rozmawiali dużo, a Sehun czuł, że może się przed nim otworzyć. Mimo, że dopiero niedawno go poznał, po prostu wyczuł że ta znajomość będzie miała głębsze rezultaty. I tu miał wielką rację. Nie spodziewał się jednak jak dużą.
Dowiedział się o Tao wielu przydatnych informacji, a odwdzięczył mu się dokładnie tym samym. Nawet nie zauważyli gdy z wyprawy po książki zrobił się spacer po najbliższej okolicy, by tylko pokazać Chińczykowi najciekawsze miejsca niedaleko domu. Czuli się komfortowo w swoim towarzystwie i wreszcie Sehun zauważył, że właśnie trafił na swojego najlepszego przyjaciela. Pierwszego przyjaciela na długo, bo wiedział, że to tak szybko się nie skończy. Chciał bardzo poznać bliżej chłopaka, z którym właśnie rozmawiał na moście nad rzeką Han. Współczuł mu z powodu przeprowadzki, bo wiedział jak to może być trudne w jego wieku, bo Zitao był starszy zaledwie o rok od Sehuna, a jednak trafili razem do klasy. Jakim cudem, tego Oh nie wiedział, ale cieszył się z tego niezmiernie. Spojrzał Tao w oczy i zagryzł wargę. Coraz bardziej był przekonany, że jest homoseksualny słysząc jakie myśli podsuwa mu mózg i wyobraźnia. Westchnął i wrócił z Zitao do domu, żegnając się z nim uściskiem. Poczuł woń jego perfum i zaciągnął się nimi. Aż zakręciło mu się w głowie od tych doznań. Tej nocy również nie potrafił zasnąć, a gdy już mu się udało, przyśnił mu się Tao i pocałunek na moście.
*
Miesiące mijały, a przyjaźń z Tao wkroczyła wreszcie na aktualny ton. Sehun miał przyjaciela i miał z kim dzielić smutki i radości, a także wymieniać się wiadomościami na lekcjach, na których Sehun stał się po prostu opiekunem Zitao. Pomagał mu w lekcjach, uczył języka, sprawiał, że chłopak często się uśmiechał. Bardzo to przypadło do gustu Sehunowi. Uwielbiał patrzeć jak ten się uśmiecha i to sprawiało, że jego serce ciągle biło mocno i szybko. Zdecydowanie zakochiwał się w Zitao. Jednak wiedział, że ta miłość jest czysto platoniczna, gdyż jego przyjaciel miał już na oku parę ślicznych koleżanek z klasy. Oh nie chciał mu pokazać jak bardzo go to boli, więc udawał że sam się nimi interesuje. Nie wiedział jednak, że Zitao planował coś okropnego. W końcu wydało się co chodziło po głowie Huanga.
- Chodźmy na podwójną randkę. Ja z Hyorin a ty z Sohyun. Wiem, że na nią lecisz - Tao puścił mu oczko.
- A-ale Tao... - zająknął się. Przez myśl mu przeszło aby sprostać temu wyzwaniu ale z drugiej strony miał w głowie mętlik. - Ja... chyba muszę ci o czymś powiedzieć.
- Tak? - zapytał zaciekawiony Zitao. Wracali właśnie ze szkoły i stanęli na tym samym moście, na którym Sehun pierwszy raz pomyślał o pocałunku.
- Ja.. może to źle zabrzmi, ale... ale ja nie mogę iść na tą randkę. Sohyun jest naprawdę śliczna, ale.. nie podoba mi się. Ja.. czuję coś do kogoś innego, Tao. Do... do ciebie.
Po chwili milczenia ze strony przyjaciela Sehun poczuł zażenowanie. Jego policzki zaróżowiały, a w oczach pojawily się łzy.
- Przepraszam - szepnął nim uciekł do domu, zostawiając Tao samego.
Rzucił się na łóżko i zaczął płakać w poduszkę. Dlaczego akurat teraz musiał mu to powiedzieć. Pewnie ich przyjaźń została zerwana, nie ma co liczyć na powrót Tao. Łzy mocno leciały z jego oczu na poduszkę i po policzkach. Tak bardzo żałował swojej decyzji. Tak bardzo.
*
Tao od kilku dni próbował połączyć się z Sehunem, chcąc z nim porozmawiać. Był w szoku i jednocześnie zły na przyjaciela, który wcześniej tak bardzo się ukrywał. W Chinach też miał homoseksualnego przyjaciela, Luhana, ale akceptował to. Sam był hetero. A tak przynajmniej mu się wydawało do spotkania Sehuna. Chłopak był idealny.
W końcu Tao odważył się pójść do domu Sehuna. Zapukał i po chwili otworzyła mu mamą młodego Oh. Spojrzała na Tao.
- Dobrze cię widzieć, Tao. Sehun jest u siebie. Ma ciężki okres, chyba się nieszczęśliwie zakochał, bo ciągle siedzi zamknięty w pokoju i nic nie je. Porozmawiaj z nim, dobrze? - poprosiła matka chłopaka, nie mając pojęcia jak bardzo trafiła w powód jego przyjścia.
Huang nawet nie zapukał, tylko od razu wparował do pokoju młodszego chłopaka, i rzucił się obok niego na łóżko.
- Tao? - zapytał zdziwiony Sehun, otwierając usta ze zdziwienia, które po chwili zamknął Tao swoimi własnymi. Przez tych kilka dni dużo myślał o Sehunie i sam zrozumiał, że go kocha. Tak po prostu, zakochał się w swoim przyjacielu, a jego wyznanie tylko dało mu kopniaka. Całował go delikatnie i powoli, rozkoszując się miękkością warg chłopaka. Nawet nie liczył czasu jaki upłynął.
- Tao.. dlaczego? - zapytał cicho Sehun, gdy odsunęli się od siebie by złapać oddech.
- Bo cię kocham głuptasie - Zitao poczochrał mu wlosy i spojrzał w jego piękne oczy, które teraz błyszczały. - Kocham cię, słyszysz? Kocham - szepnął mu do ucha.
- Tao... - odszepnął Sehun, wtulając się w przyjaciela.
- Ach, mam coś dla ciebie - powiedział po chwili. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej mały pakunek. Podał go Sehunowi. - Proszę. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Sehun.
- Pamiętałeś.. jejku, dziękuję! - pisnął Oh i wziął w ręce pudełeczko, po czym wyciągnął z niej bransoletkę. Była srebrna, z wygrawerowanymi literami po chińsku.
- Podoba się? Gdy ją zobaczyłem od razu pomyślałem o tobie.
- Jesteś... kochany - szepnął Sehun i zaczął płakać. Tao mocno go przytulił.
- Kocham cię, Sehun.
- A ja ciebie, Tao. Bardzo cię kocham.

________________________________________
Witajcie kochani! Powracam do Was z takim oto kochanym TaoHunem! Mam nadzieję, że Wam się spodobał! <3 liczbę na szczere opinie, pamietajcie, komentarze mnie motywują! <3
Kocham Was, Wasza Jaerinnie

4 stycznia 2016

Jestem Twoją Omegą, a Ty moją Alfą

Zadrżałem z zimna, pocierając dłońmi o ramiona. Byłem ubrany ciepło, zważywszy na pogodę, bo od rana panowało niemiłosierne zimno i sypał gęsty śnieg. Najchętniej wróciłbym do domu, położył się na kanapie obok kominka  patrząc na Chanyeola z uśmiechem. Ale oczywiście, jestem tak głupi, że musiałem wyjść po coś do sklepu, a najgorsze jest to, że zupełnie zapomniałem, że otwierają go dopiero o 9, a była 8:37. Nie opłacało mi się wrócić do domu, bo miałem i tak kawałek drogi, a tylko w tym sklepie są moje ulubione fajki. Co mogłem poradzić? Nic. Stałem na tym mrozie jak idiota, a śnieg prószył coraz bardziej.
Westchnąłem i wsunąłem dłonie do kieszeni kurtki, po czym spojrzałem na zegarek. Jeszcze 3 minuty i otworzą. Wytrzymam. To minie raz dwa. Westchnąłem głośno, wypuszczając obłok pary z ust, patrząc jak znika między płatkami śniegu, uśmiechając się po chwili. Nagle drzwi do sklepu otworzyły się, więc wparowałem do środka i od razu poprosiłem to, na czym mi zależało, zapłaciłem i spokojnie wracałem już do domu. Oczywiście, musiałem jeszcze zapalić zanim wejdę do mieszkania Chanyeola, więc otworzywszy paczkę wyjąłem papierosa i wsunąłem go między swoje różowe wargi i odpaliłem szluga. Musiałem się chwilę pomęczyć z zapalniczką, bo nie chciała mi odpalić, ale wreszcie się udało. Zamerdałem wesoło ogonem, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że on się pojawił. Pokręciłem głową ze smutkiem, po czym ułożyłem ogon tak, by nie ruszał się zbytnio. Nie cierpię przechodzić do tej formy, zwłaszcza gdy jestem na zewnątrz. Wtedy to już całkiem marznę.
Zapukałem do drzwi, ściągając mokrą od śniegu czapkę, ukazując Chanyeolowi swoje puchate białe uszy. Rzuciłem się na niego i przewróciliśmy się obaj, a ja zamerdałem ogonem. Wpiłem się w jego usta, zamykając nogą drzwi wejściowe. Nie chciałem aby ktokolwiek nas zauważył.
- Sehunnie - szepnął ciemnowłosy, patrząc mi w oczy. Podrapał mnie za uchem, dobrze wiedział co to sprawi.
- Mam na ciebie ochotę, Chan - powiedziałem, rozbierając się z kurtki, jednocześnie siadając mu na biodrach. Nie byłem jakoś przesadnie ciężki, więc spokojnie siedziałem. Po chwili na podłodze leżała kurtka, czapka, szalik, rękawiczki i moja bluza. Nagle pisnąłem, ocierając się o Parka kroczem. Zaczął mnie drapać przy ogonie. To moje najwrażliwsze miejsce na całym ciele. Jednocześnie drapał mnie za uchem, co tym bardziej spotęgowało doznania. Byłem już twardy. - Ch-Chanyeol - wyszeptałem między jękami, wyginając plecy w łuk. Było mi tak cholernie dobrze, że czułem jak niewiele mi zostało do spełnienia. Spojrzałem na Chanyeola pełnym pożądania wzrokiem i zacząłem ruszać swoimi biodrami. Wyczułem pod sobą jego wybrzuszenie, co sprawiło że się uśmiechnąłem wesoło.
- Chodźmy do sypialni - powiedziałem pewnym siebie głosem, modulując go tak, aby brzmiał cholernie seksownie.
*
Minął miesiąc od tamtego dnia, a ja czułem się nadzwyczaj dziwnie. Widziałem ostrzej, miałem wyostrzony węch, przez co czułem feromony Chanyeola nawet z innego pokoju. Nawet częściej zdarzało mi się wracać do formy pół-wilczej. Uszy często mi wyrastały, a ja nawet nie zdawałem sobie sprawy jak często się to działo, dopiero Park mi to uświadamiał, gdy zaczął mnie drapać za uszami. W końcu nie wytrzymałem i poszedłem z tym do lekarza. Byłem wystraszony, więc moja wilcza strona znów się ujawniła, gdy tylko wszedłem do gabinetu. Ten od razu kazał mi się położyć i podwinąć koszulkę.
- Ale doktorze, co się ze mną dzieje?
- Rozumiem, że to pierwsza ciąża?
Zatkało mnie. Jak to ciąża? Jak to możliwe? Nie rozumiałem zupełnie nic ze słów lekarza.
- Och, no tak, pan nic nie rozumie. Widzi pan, tacy jak pan mogą zajść w ciążę każdego dnia. Zwłaszcza, gdy jest się.. że tak się wyrażę, chętnym. Wtedy znikąd pojawia się wilcza strona, uszy i ogon są najczęstsze. Wtedy gdy dojdzie do aktu seksualnego, zachodzi się w ciążę. Zarówno kobieta jak i mężczyzna mają dokładnie te same objawy. Więc, proszę być spokojnym, to po prostu ciąża.
- Ale.. ja nadal nie rozumiem - powiedziałem. To wszystko się dzieje tak szybko. Jak ja to powiem Chanowi?
- Proszę się nie bać. Zaraz coś panu pokażę - odparł doktor, po chwili kierując ekran monitora w moją stronę. Położył mi na brzuchu jakąś zimną maź, jakąś gałkę, a na ekranie pojawił się obraz mojego brzucha w czarno-białej skali kolorów. I wtedy skupiłem wzrok w jednym centralnym miejscu. Było widać tam dwa duże punkty,,. Wyczułem to całym sobą, aż uszy mi się spłaszczyły. - Widzi pan to? To bliźnięta, które za miesiąc przyjdą na świat. Ciąża w pańskim przypadku trwa zaledwie dwa miesiące*, proszę się nie bać, wszystko pójdzie gładko. Jakim cudem nie zauważył pan wcześniej innych objawów?
- Sam nie wiem, owszem, miałem częściej wilczą formę, miałem ostrzejszy węch i słuch, ale nie sądziłem, że to wynik.. tego wszystkiego.
- Rozumiem. Termin wypada na 14 lutego.
Nie pamiętałem już, co się działo dalej. Wyszedłem z gabinetu ze zdjęciami USG. Wsiadając do autobusu, ciągle nie mogłem przestać się trząść. Za miesiąc urodzę dziecko. Za miesiąc będę matką dwójki urwisów. To straszne. To za szybko. Nawet z Chanyeolem nie jesteśmy jeszcze pełnoprawnym małżeństwem, on mnie tylko naznaczył jako swojego. To co czułem w tym momencie nie da się opisać.
Ze spuszczoną głową wszedłem do mieszkania i rzuciłem Chanowi pod nos kopertę ze zdjęciami. Spojrzałem na niego smutno, płaszcząc swoje uszy i ogon.
- Co to jest? - spytał Yeol, unosząc wzrok znad kawy. - Sehunnie, co się dzieje? - wziął mnie na kolana. Spojrzałem mu w oczy.
- Zobacz - szepnąłem i wtuliłem się w niego, nie chcąc patrzeć w jego oczy, To mnie zabijało od środka. Jednak, poczułem nagłe kopnięcie. Chwila prawdy, koperta otwarta.
- Sehun? Czy to.. to co ja widzę, to prawda? - szepnął mi do ucha.
- Tak, będziesz.. tatą. Już za miesiąc..
- O mój boże, nie masz pojęcia jak bardzo się z tego powodu cieszę! - Nagle wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie pocałował mnie namiętnie. - Myślisz, że gdy zrobię ci loda, to coś się stanie naszym maluchom?
- Nie wiem, ale raczej nie.. czekaj, co? Chanyeol nie! - zdążyłem krzyknąć, jednak było za późno. Moje spodnie wylądowały na podłodze, a Park między moimi udami. Dopiero teraz zauważyłem zaokrąglony brzuch. Naprawdę nie rozumiałem, jakim cudem nie widziałem tego wcześniej. I rozmyślałbym nad tym znacznie dłużej, gdyby nie to, że poczułem język Chanyeola na swoim penisie. Jęknąłem głośno, wsuwając dłonie w jego piękne kruczoczarne włosy, zaciskając je po chwili. Było mi cholernie gorąco,
Nie minął moment, a Chanyeol zaczął ssać moje przyrodzenie, ruszając dłonią w górę i w dół bardzo powoli. Lizał mnie, całował i naprzemiennie ssał, a mi było kurewsko dobrze. Jęczałem jak pojebany, zaciskając ciągle dłonie w jego miękkich włosach, aż zaczęły mnie boleć. Czułem że jestem blisko.
- Ch-Chanyeol.. ja zaraz... zaraz dojdę...! - krzyknąłem, mieszając krzyk z jękiem. Doszedłem mocno i obficie w jego gardle. Uspokoiwszy oddech, spojrzałem mu w oczy głęboko. Zagryzłem wargę. Wyglądał nieziemsko z potarganymi włosami i tymi rozchylonymi pełnymi wargami.
- Tak mi dobrze, Channie... - szepnąłem, i po chwili go pocałowałem. On natomiast położył się obok mnie i zaczął mnie głaskać po brzuchu. Za miesiąc będziemy rodzicami.
*
Drugi miesiąc ciąży zleciał bardzo szybko, nawet nie zauważyłem gdy wody mi odeszły. Yeol troskliwie się mną opiekował, przerobił jeden pokój obok naszego na taki dla dzieci, kupiliśmy dwa łóżeczka, szafki o łagodnych kątach, by przypadkiem nam się dzieciaki nie pozabijały o kanty mebli. Wszystko wyglądało uroczo i taki był zamiar mojego ukochanego, co wyszło mu doskonale.
- Chan, bądź przy mnie cały czas - powiedziałem, a chłopak złapał mnie za rękę i nie puścił,
Przez cały czas był obok, trzymając moją dłoń, Krzyczałem głośno, zaciskałem mocno rękę, aż w końcu, po dobrych 5 godzinach, mogłem przytulić moje dwa skarby. Chłopiec i dziewczynka. Byli podobni do Chana, zwłaszcza po odstających lekko uszach. Jednak oczy miały po mnie. Mimo, że przez pierwsze dwa tygodnie będą ślepe, to już wiedziałem, że ten narząd będą miały podobny do mojego. To było najcudowniejsze co mogło mnie w życiu spotkać. W końcu stanowiliśmy idealną parę z dwójką maleństw.
- Jak je nazwiemy, Sehunnie? - zapytał Chanyeol, gdy w końcu zostaliśmy sami w sali, a dzieciaki spały grzecznie obok nas, w swoich małych łóżeczkach.
- Co powiesz na.. Jongin i Yunseo? Będzie do nich pasowało, tak myślę.
- Idealnie.
*
Nawet nie wiem jak szybko minęło 5 lat. Nasze kochane bliźniaki mają już status przedszkolaka, chodzą regularnie na zajęcia, ciesząc się każdym dniem. A ja nigdy nie mam dość, to wszystko jest takie wspaniałe, że nie czuję nic poza szczęściem. Z Chanyeolem w końcu wstąpiliśmy w związek małżeński, przeprowadziliśmy się do domu na obrzeżach Busan, gdzie Park znalazł dobrze płatną pracę. Wszystko układa się tak, jak zawsze chciałem.


*ciąża u wilków trwa około 2 miesiące
______________________________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Znów to samo, znów ciąża, znów to. Ale tym razem ChanHun. Mam nadzieję, że Wam się podobało. Jeśli coś Wam się nie spodobało, lub spodobało na tyle bardzo, że nie możecie przestać o tym myśleć, proszę, piszcie o tym w komentarzach! Miło mi się je czyta, to bardzo motywuje co do napisania kolejnego fanfica. Już nie chodzi o samą wenę, ale również o to, że potrzebuję, jak każdy, jakiejś motywacji. Wiecie co? Chyba moje fanfici to raki XD ale no, to opowieść na inny temat C: do zobaczenia wkrótce!
Kocham Was,
Jaerinnie

29 grudnia 2015

Promises

Obudziłem jak zwykle zbyt wcześnie, jednak widząc twarz mojego męża pogrążoną we śnie, uśmiechnąłem się delikatnie. Pogłaskałem go czule po policzku, po czym wstałem z łóżka, idąc do pokoju naszego dziecka, Chanyeola. Chłopiec był bardzo ruchliwy co było widać nawet podczas jego snu, gdyż kołdra była na drugim końcu łóżeczka, gdy maluch spał tylko na poduszce w jednorożce. Kupił mu ją wujek Yixing na jego pierwsze urodziny. Wyglądał rozkosznie, jednakże po dłuższej chwili wpatrywania się w syna, ten jakby na znak obudził się i rozkosznie uśmiechnął.
- Cześć słońce - powiedziałem do niego i wyciągnąłem malca z łóżeczka, tuląc do siebie jego małe ciałko. - Tatuś zaraz da ci jeść - dodałem po chwili, udając się nim na rękach do kuchni. Tam posadziłem go na krzesełku i spokojnie zająłem się szykowaniem kaszki dla dziecka. Chanyeol nagle zaczął domagać się tulenia, więc po chwili wziąłem go z powrotem na ręce, nadal przygotowując kaszkę. Po chwili była gotowa.
- Tatusiuuuuu~! - zawołał synek, patrząc na mnie swoimi dużymi ciemnobrązowymi oczkami.
- No już, usiądź grzecznie, tatuś zaraz da ci jeść - posadziłem go ponownie na niebieskim krzesełku, podając mu pod jego maleńki nosek jedzenie. Łyżeczką przemieszałem całość, nim zacząłem go karmić. Nie wiedziałem jednak co zrobić na śniadanie Sehunowi, ale po chwili namysłu postanowiłem przyrządzić mu jajecznicę. Chan mógł spokojnie jeść w tym czasie, brudząc się oczywiście jak to dziecko, ale ja zabrałem się w tym czasie za jajecznicę. Sehun nie był wybredny co do jedzenia, zwłaszcza, że teraz często musiał dojadać po naszym dziecku.
Po paru minutach usłyszałem kroki. Odwróciłem się zza gotowego jedzenia na patelni i spojrzałem w piękne oczy męża.
- Cześć skarbie - powiedziałem i dałem mu buziaka. - Wyspałeś się? Jest jeszcze wcześnie - dodałem po chwili.
- Tak, wyspałem się jak nigdy - odparł Sehun. - Po wczorajszej nocy... mmm, dawno się tak nie czułem - szepnął mi wprost do ucha, aż się zarumieniłem. Przypomnienie tego, co działo się poprzedniej nocy sprawiło, że płonąłem. Nadal, mimo mojego wieku i ciąży jaką przebyłem prawie dwa lata temu, wciąż mi staje na same słowa Sehuna. On był idealnym kochankiem dla mnie, aż sam sobie zazdrościłem, że on wybrał właśnie mnie.
Właściwie poznaliśmy się jeszcze w liceum, gdy byłem na wymianie szkolnej Korea-Chiny. Zauważyłem go już pierwszego dnia pobytu w nowym miejscu, gdy stał za mną w kolejce po jedzenie na stołówce. Jego piękne blond włosy rozwiał wiatr, który wziął się z otwartego w kuchni okna, a jego spojrzenie na mnie zabrało mi dech w piersiach. Czułem się wtedy tak rozkosznie, gdy nagle odezwał się do mnie.
- Mogę wziąć twój jogurt? To mój ulubiony, innego nie zjem - powiedział do mnie.
- J-jasne - odparłem, jąkając się. Zawsze byłem pewny siebie, a wtedy? Tak nagle poczułem jak nie mogę wydusić z siebie słowa. Miał cudowny głos, który mącił mi w głowie do końca dnia.
Pamiętam jak Yixing, mój przyjaciel z Pekinu, śmiał się ze mnie gdy szukałem tej blond czupryny na korytarzach każdego dnia. Aż w końcu.. stało się. Sehun podszedł do mnie i znów zagadnął niby z przypadku. Potknął się w drodze do mnie, przez co uśmiechnąłem się wesoło. On próbując ukryć zażenowanie, stanął prosto i wziął moją rękę. Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja poczułem jak robi mi się gorąco.
- Masz ochotę się ze mną spotkać, jogurtowy królu? - spytał, podrywając mnie w ten sposób. Na początku nie zrozumiałem, jednak w porę przypomniało mi się jak któregoś razu rozlałem na sobie jogurt na oczach całej populacji szkoły. Zarumieniłem się na to wspomnienie.
- J-ja? - spytałem niepewnie.
- Tak, ty. Swoją drogą, Sehun jestem - powiedział i uśmiechnął się do mnie. Poczułem gorąc na policzkach, jeszcze większy niż wcześniej.
- L-Luhan - odparłem. - Sam nie wiem.. jesteś pewny, że chodzi o mnie?
- Tak, jestem w 100% pewny, że chodzi o ciebie, Lulu. Zapraszam cię na randkę, mam nadzieję, że mi nie odmówisz.
- Nie, nie odmówię. Kiedy chcesz się spotkać? - byłem coraz bardziej pewny siebie, ego rosło w mojej głowie.
- Dziś, o 17, tuż po szkole. Będę na ciebie czekał, maluchu - powiedział, a ja się uśmiechnąłem.
Od tamtej pory spotykaliśmy się regularnie, a po dwóch miesiącach spytał mnie, czy chciałbym być dla niego kimś więcej. Oczywiście, zakochany w nim po uszy, zgodziłem się bez wahania. Po dwóch latach poprosił mnie o rękę. To było cudowne i romantyczne, bo zrobił to na moim zakończeniu szkoły. Nie wróciłem z wymianą jak Yixing, zostałem w Seulu i tkwię w nim po dziś dzień. Ze szczęściem, jakim był dla mnie mój ukochany.
Potem, po ślubie, czułem się jak w niebie. Codziennie widywałem Sehuna i jego uśmiechniętą twarz. Był to najcudowniejszy widok. Najlepszym okresem dla mnie jednak była ciąża. Planowaliśmy dziecko z Sehunem od ślubu, więc gdy zrobiłem test z pozytywnym wynikiem, ucieszył się. Był pierwszym, który się dowiedział, potem był Yixing. Ten oznajmił mi natomiast, że przeprowadza się do Seulu by pracować w szkole tanecznej. Ucieszyłem się niezmiernie. Teraz miałem przyjaciela na miejscu, który pomagał mi, gdy mojego męża nie było.
Ale wracając do teraźniejszości. Nadal czułem motylki w brzuchu, gdy widziałem Sehuna.
- Kochanie? Słabo wyglądasz, coś się stało? - spytał nagle Sehun. Oderwało mnie to od wspomnień.
- Co? Nie, wszystko jest w porządku - odparłem, choć nie było to prawdą. Od jakiegoś miesiąca czułem mdłości. Miałem na początku nadzieję, że to tylko przez jedzenie, ale w końcu przełamałem się i poszedłem do lekarza. Nie mówiłem o tym Sehunowi, najpierw sam chciałem być pewny.
- Słuchaj.. muszę ci o czymś powiedzieć.
- Nie podoba mi się ten ton.. brzmi strasznie - powiedział Sehun, siadając wygodniej na krześle, jednak podparł brodę o splecione dłonie. Patrzył na mnie z wyczekiwaniem.
- Musimy kupić nowe meble - odparłem całkiem poważnie, co było prawdą. Nagle Chan odezwał się i domagał czułości, więc wziąłem go na kolana i spojrzałem ponownie na Sehuna.
- Nowe meble? Stare ci się nie podobają? Przecież niedawno je zmienialiśmy..
- Potrzebne jest nowe łóżeczko - ciągnąłem dalej.
- Chan jeszcze się mieści w starym.. czekaj, Luhan, czy ty..?
- Jestem w ciąży - powiedziałem. - To już 5 tydzień - odparłem z uśmiechem.
- O mój boże, Luhan! - Sehun pisnął radośnie i przytulił się do mnie. Chanyeol spojrzał na nas z zaciekawieniem.
- Co to ciąża, tatusiu?
- Twój tatuś ma w brzuszku maleństwo, które za 8 miesięcy przyjdzie na świat. Będziesz się mógł z nim bawić i rozmawiać. Ale będziesz musiał się też nim opiekować - powiedział Sehun, łagodnie tłumacząc malcowi co i jak będzie musiał robić z przyszłym rodzeństwem. Był to rozkoszny widok. Uśmiechnąłem się do siebie i pogłaskałem brzuch, w którym pod moim sercem rozwijało się nasze drugie maleństwo. Spojrzałem Sehunowi w oczy i wiedziałem, że nie żałuję niczego w moim życiu.
*
8 miesięcy zleciało jak z bicza strzelił, więc gdy wylądowałem na porodówce tylko zdołałem spojrzeć mojemu mężowi w oczy. Ten z uśmiechem złapał moją dłoń, pogłaskał ją i pozwolił pielęgniarkom zabrać mnie na salę. Tam na świat przyszedł nasz malutki synek, drugi z resztą. Od miesięcy zastanawialiśmy się z Hunniem nad imieniem, aż w końcu padło na Baekhyun. Mieliśmy tylko nadzieję, że chłopiec będzie trochę spokojniejszy od swojego brata, jednak sporo się pomyliliśmy. Choć na początku był rozkosznym malcem, tak każde kolejne dni sprawiały, że był coraz to podobniejszy do Chanyeola. Zastanawiałem się, po kim odziedziczył ten charakter i właśnie wtedy przypomniał mi się starszy brat Sehuna, Jongdae. Ten był naprawdę ruchliwym facetem i wszędzie go było pełno, zwłaszcza jak pojawił się w szpitalu po narodzinach Baeka.
- Jaki on kochany! I podobny do Sehuna - pisnął Jongdae, patrząc na naszego drugiego malca. Chanyeol był na jego ramionach, wiercąc się, bo chciał zejść i zobaczyć dziecko.
- Daj mu zobaczyć - zaśmiałem się wesoło, trzymając w ramionach Baekhyuna, który akurat słodko spał. Naprawdę przypominał mi Sehuna, gdy ten śpi. To samo ułożenie twarzy, rozchylone wargi i delikatne pomruki. Nagle Chanyeol wspiął się na łóżko, by z bliska obejrzeć swojego brata.
- Tatusiu, czemu on jest różowy? - spytał, a wszyscy zaczęliśmy się śmiać, patrząc na zdezorientowanego chłopaka.
- Ty też taki byłeś - odparł do niego Jongdae.
- Ale wujku, ja jestem teraz taki.. inny. Nie chcę być znów różowy! To kolor bab! - Aż zachłysnąłem się powietrzem. Skąd tak małe dziecko zna takie słowa? Spojrzałem wymownie na Jongdae, a ten wzruszył ramionami, po czym wybuchnął śmiechem.
- Jongdae, no błagam cię. To jeszcze dziecko! On ma dopiero dwa lata!
- Wystarczający wiek, by zrozumieć, że kobiety to zło - odparł szybko starszy brat Sehuna, po czym wziął Chanyeola z powrotem na ręce. Ten nagle uśmiechnął się i usnął, co było miłym widokiem. Jongdae szybko przekazał synka w ręce swojego brata, który zaczął kołysać malca.
- Luhan! - nagły głos zwrócił wszystkie pary oczu w jedno miejsce. Za balonikami i wielkim misiem w rękach skrył się mój najlepszy przyjaciel Yixing. Ten spojrzał na malca i uśmiechnął się wesoło.
- Cześć Yixing - zawołałem, kołysząc Baekhyuna w ramionach.
- Słodko wyglądasz. Przyniosłem ci czekoladę.
- Boże, ratujesz mnie. To jedzenie szpitalne nie jest dobre - zaśmiałem się.
- W końcu jestem Yixing ratujący życia - zawtórował mi chłopak, po czym podszedł do łóżka. - Mogę go na chwilę? - spytał.
- Jasne - powiedziałem, podając ostrożnie malca w ręce przyjaciela. Widziałem jego szeroki uśmiech na twarzy więc sam się uśmiechnąłem. Wiem, że Yixing byłby idealnym ojcem, jednak to Sehun jest dla mnie idealnym ojcem. Mimo pracy, potrafi pogodzić obowiązki domowe z tymi w pracy i znajduje jeszcze czas dla mnie. Jest ideałem nad ideały.
Minęło parę dni, a ja wyszedłem ze szpitala z moim cudownym maleństwem, dla którego już był przyszykowany pokój. Mieliśmy mały domek na przedmieściach Seulu, gdzie mieliśmy parę pokoi, w tym jeden nasz i dwa dla naszych dzieci. Teraz to już dwójka, choć chciałbym jeszcze jedno maleństwo, ale to dopiero gdy Baekhyun i Chanyeol będą w szkole. Wiem od lekarza, że dziecko mógłbym urodzić nawet mając lat 60, ale wolę nie ryzykować zdrowiem maluszka i urodzić kolejne dopiero za jakieś 10 lat. Wtedy w domu będzie już spokojniej, a nam przydałaby się jakaś rozrywka. Zaśmiałem się nagle i spojrzałem na Sehuna, który na rękach trzymał naszego starszego syna. Wyglądał idealnie.
- Chodźmy do domu - powiedział i objął mnie wolną ręką, prowadząc do samochodu. Nagle przed nami pojawił się Yixing z aparatem. Wziął od nas torby i położył je obok siebie.
- Nie ruszajcie się! Zrobię wam pamiątkowe zdjęcie, okej? No już, uśmiechy. - spojrzałem na Sehuna i uśmiechnąłem się wesoło, a ten zrobił to samo.
Obecnie, zdjęcie znajduje się naprzeciwko drzwi wejściowych, więc ktokolwiek nie przyjdzie, pierwsze widzi nasze zdjęcie. Co bardzo mnie cieszy.
- Kocham cię, Lulu - szepnął mi do ucha Sehun.
- A ja ciebie kocham, Sehunnie - odpowiedziałem i pocałowałem delikatnie jego miękkie usta. Byłem zadowolony ze swojego życia. I wiem, że będzie tak na zawsze.

_________________________________________________________________
Witam kochani jeszcze w starym roku! Mam nadzieję, że ff bardzo wam się spodobał, tak jak i mnie :3 Cóż, chciałam napisać coś z ciążowym Lulu i padło na HunHan. Bardzo brakuje mi Luhana w EXO, choć widząc jego szczęście w solowej karierze również się cieszę. Właśnie słucham "MEDALS" od niego i aż mi się płakać chce. Chyba często będą fanfici z nim, gdy tylko będę tęsknić. Przepraszam, za bardzo się użalam. Do zobaczenia niebawem! Szczęśliwego nowego roku kochani <3
Wasza Jaerinnie

24 listopada 2015

Miracles in december

Od samego rana padał śnieg. Uwielbiam śnieg i taką pogodę. Jest wtedy dużo czasu do rozmyślań. Zwłaszcza gdy chodzi o mój związek. Wiele wtedy potrafię zrozumieć i co najważniejsze, staram się naprawić błędy jakie popełniłem. Jednakże, mój związek rozpadł się dwa tygodnie temu. Rozumiem, że Yixing wściekł się i był o mnie cholernie zazdrosny, ale przecież nic złego nie zrobiłem. To w końcu było tylko nazwanie mnie "maluszkiem" przez mojego przyjaciela, dzięki któremu się poznałem z Yixingiem. Początek oczywiście był cudowny i nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z Jonginem. Oczywiście, pierwsze spotkanie było idealne i nie mogłem sobie wyobrazić lepszego zakończenia tamtego dnia. Obiecał mi wtedy, że nigdy mnie nie zostawi i kocha mnie do szaleństwa. Cóż, właściwie mówiąc dopiero po miesiącu znajomości i codziennego pisania z nim, mogłem ujrzeć jego twarz w rzeczywistości. Twarz rozpiklselowana na monitorze mojego komputera, zniekształcony głos i ta nieśmiałość na pierwszej video-rozmowie były niczym w porównaniu do całości na żywo. Był piękny i bardzo przystojny, a jego twarz była delikatna i uroczy wzrok wodzący za mną w koło za każdym razem gdy tylko na niego spojrzałem były tak naprawdę idealne. Yixing odezwał się pierwszy po kilkuminutowym milczeniu, gdy staliśmy obejmując się mocno. Wszystko wydawało się być idealne i nigdy nie zapomnę jego rumieńców i pięknego uśmiechu.
Jednakże, to już nie wróci. A tak przynajmniej mi się wydawało, choć nadzieja czekała w moim sercu na uwolnienie. Yixing mieszkał w Chinach i był o mnie cholernie zazdrosny, co oczywiście rozumiałem doskonale. Jednak nadal nie rozumiem dlaczego mój związek z ideałem się rozpadł. Trwało to dokładnie 10 miesięcy. Widywaliśmy się rzadko, z wiadomych powodów.
Spojrzałem przez okno i westchnąłem. Śnieg padał powoli, tworząc biały puch na samochodach i drodze, a ludzkie i zwierzęce ślady odciskały się na jego powierzchni. Czekałem właśnie na wiadomość od starszego, czy przyjedzie do mnie tej zimy, jeszcze w starym roku. Byłem cierpliwy, choć siedziałem jak na szpilkach. To było dla mnie ważne, bardzo ważne.
I właśnie wtedy dostałem tą wiadomość. Była bardzo długa i spodziewałem się wtedy, że Zhang mi odmówi, jednak... to co przeczytałem sprawiło, że moje serce przestało na chwilę bić.
"Wiesz, Sehun-ah, przemyślałem to. Wszystko od początku. Możemy iść na taki układ. Ah, i byłbym zapomniał, przyjadę za tydzień, na Wigilię". To były słowa, których nie zapomnę nigdy w życiu. On... on chce do mnie wrócić. On tego pragnie tak bardzo jak ja. Poczułem jak moje serce zrywa się z impetem i bije coraz szybciej, a na moich policzkach pojawia się czerwień. Nawet nie zauważyłem, że zacząłem płakać. Zerwałem się z łóżka i podbiegłem do okna, patrząc przez nie załzawionym wzrokiem. Nie wiedziałem co mam mu odpisać, więc długo nie pisałem żadnej wiadomości.
"Sehun-ah?" mój telefon się odezwał. Otarłem szybko łzy i po chwili odpisałem.
"Ja... widzisz Yixing, ja nie wiem co mam Ci powiedzieć. Co odpisać. Myśli mam wiele, ale jest jedna najważniejsza. Zacznijmy od nowa, bo pamiętam jak obiecałeś mi jedno: forever. Kocham Cię głuptasie" napisałem szybko. Ponownie mój wzrok skierował się na padający za oknem śnieg. Wszystko wydawało się być idealne. I właśnie wtedy usłyszałem dzwonek messengera. To on dzwonił do mnie, bo nie musiał płacić za międzynarodową rozmowę. Rozumiałem to i cieszyłem się z tego niezmiernie, bo ja też poniósł bym koszty (choć to było nieważne, najważniejsze było abyśmy porozmawiali.. wreszcie).
- Yixing..
- Sehun-ah..
- Tęskniłem - szepnąłem, znów zalewając się łzami. Usiadłem na podłodze z telefonem przy uchu, wsłuchując się w jego ciepły głos.
- Przepraszam, nie powinienem był zerwać. To było głupie i okropne. Wybaczysz mi?
- Tobie zawsze wybaczę, kochany - mój głos był dziwny, zupełnie inny niż zwykle, ale to przez płacz.
- Nie płacz maluszku - powiedział, choć to ja byłem wyższy od niego. Uśmiechnąłem się wesoło. - Nie płacz, bo ja też zacznę.
- Przepraszam, że zachowywałem się jak dupek przez cały czas. Obiecuję, że się poprawię.
- Nie przepraszaj, nie obiecuj, po prostu bądź sobą..
- Tak bardzo chciałbym cię teraz przytulić - powiedziałem i nagle usłyszałem hałas na dole. - Przepraszam, chyba coś się dzieje na dole - szepnąłem, wstając z podłogi.
- To ja kończę, odezwę się później, oki? - spytał. Zgodziłem się i odłożyłem telefon na biurko, po czym zszedłem na dół.
I właśnie wtedy znów moje serce się zatrzymało. Otóż... tym hałasem był nie kto inny jak mój Yixing.
- Cześć maluszku, słyszałem, że chciałeś się przytulić, więc.. jestem - powiedział wesoło, po czym rzucił mi się na szyję. Chwilę stałem w bezruchu, nim wreszcie go objąłem i wsunąłem dłoń w jego miękkie włosy.
- Jak... jakim cudem jesteś... jesteś tu?
- Cóż, postanowiłem wiele rzeczy w swoim życiu. Najważniejsza, oczywiście już uzgodniona z twoją mamą, to ta, że się tu wprowadzam i nie opuszczę cię już nigdy. Druga, to taka że po prostu tęskniłem i chciałem zrobić ci niespodziankę.
- Mamo! Jak mogłaś mi nic nie powiedzieć! - pisnąłem, wtulając Yixinga mocniej w swoje ciało.
- Nie byłoby niespodzianki - odparła mama wzruszając ramionami. Po chwili usłyszałem dźwięk wydawany przy robieniu zdjęcia. - Nie mogłam się powstrzymać. Yixing, jesteś głodny? Długa droga za tobą - spytała szybko mama. Cała ona.
- Nie, dziękuję, mam teraz ważniejszą rzecz do zrobienia.
I pocałował mnie. Tak po prostu pocałował moje wargi swoimi ciepłymi ustami. Były takie miękkie, słodkie i ciepłe.. Rozmarzyłem się na chwilę, po czym oddałem pocałunek namiętnie.
To była ta chwila. Najpiękniejsza na świecie. Kocham śnieg. Kocham Yixinga. Kocham cuda.


_____________________________________________________________
Z dedykacją dla mojego kochanego maluszka Sehunka <3 proszę, długo zwlekałam z napisaniem dla Ciebie SeXinga, ale mam nadzieję że Ci się spodoba. Ogółem mówiąc, wpadłam na ten pomysł zupełnie przypadkiem, słuchając "miracles in december" i śpiewając do tego. Cóż, mam nadzieję że Wam też się podobało.
Oczywiście, jeszcze mamy listopad, ale po prostu tak wyszło. Obyście się tym nie zrazili.
Dziękuję za uwagę,
Jaerinnie

4 listopada 2015

Say my name

Są dni, w których wszystko wydaje się być w porządku, czujesz, że masz szczęście, ale wystarczy jeden moment, jedno niechciane słowo, a wszystko się sypie. Każdy przynajmniej raz miał ten okropny moment w swoim życiu.
Baekhyun nie pierwszy raz próbował naprawiać to, co zjebał Chanyeol w swoim związku, bo był przecież jego najlepszym przyjacielem, co zobowiązywało go do pomocy młodszemu. Jednak mimo to, że Baekhyun zawsze umiał wszystko naprawić, by tylko widzieć zadowolony uśmiech bruneta, ten zawsze miał do niego pretensje. Zawsze. Wtedy Baekhyun w najlepszym wypadku miał siniaka na ramieniu lub w innym miejscu. Nie pamiętał, by kiedykolwiek młodszy go przepraszał za to. Jednak dla Baekhyuna ważniejsza jest przyjaźń z Yeolem, bo on go wyciągnął kiedyś z dołka. Cóż, Baekhyun jest masochistycznym człowiekiem.
Westchnął głęboko udając się na peron, skąd miał wyjechać na kilka dni do swojej babci, by odpocząć od zgiełku miasta, w którym mieszkał. Miał dość stresujących dni w pracy, toteż urlop mu się przyda.
Z radością wsłuchiwał się w komunikaty, informujące o przyjeździe jego pociągu, a iskierki w jego oczach stawały się jeszcze bardziej widoczne, gdy zobaczył w oddali maszynę zmierzającą ku niemu i innym pasażerom. Spojrzał na zegarek. Punktualnie.
Przywitał się z konduktorem, po czym wsiadł do pociągu, zajmując pierwsze lepsze miejsce przy oknie w swoim przedziale, po czym uśmiechnął się łagodnie, do młodego mężczyzny siedzącego naprzeciwko niego. Ten odwzajemnił uśmiech, a gdy Baekhyun chciał się odezwać, uprzedził go ruchem dłoni. Wyciągnął ze swojej małej torby zeszyt, wyrwał pojedynczą kartkę, po czym trochę dziecięcym pismem, ale dość starannie napisał, że nie potrafi mówić. Po chwili dopisał jednak swoje imię.
- Minseok?
Chłopak kiwnął głową, odwrócił kartkę i znów zaczął kreślić kolejne słowa.
Dzięki takiej wymianie "zdań", bo Baekhyun mówił, a Minseok pisał, dowiedział się, że Minseok ma 23 lata i jedzie do swojego kuzyna, Jongdae, bo ten zaprosił go na ślub.
- Pogratuluj ode mnie kuzynowi - powiedział Baekhyun i uśmiechnął się promiennie do starszego. Ten kiwnął energicznie głową, po czym wyciągnął małe pudełeczko z ciasteczkami. Byun był zaskoczony, jednak chętnie wziął czekoladową słodycz do ust.
- Wow, naprawdę świetne! Sam robiłeś? - Spytał, a Minseok ponownie pokiwał głową. Wtedy starszy wziął kolejną kartkę ze swojego zeszytu, zapisując, że jedzie do Busan, bo właśnie tam mieszka jego kuzyn. Baekhyun uśmiechnął się szeroko, oznajmiając starszemu, że on także tam jedzie ale do swojej babci. Minseok sam uśmiechnął się szeroko.
Cała podróż minęła im na poznawaniu się, trochę na śmianiu, wymienieniu się numerami telefonów, by nie stracić ze sobą kontaktu. Baekhyun postanowił nawet, że nauczy się języka migowego, by móc normalnie rozmawiać z Minseokiem, ale nie powiedział o tym starszemu, bo chciał mu zrobić niespodziankę.
"Współczuję ci, Baekhyun" napisał Minseok, kiedy Byun opowiedział mu o Chanyeolu. Byun westchnął cicho i machnął na to ręką, a rękaw jego niebieskiej koszulki obsunął się trochę, ukazując starszemu siniaki na jego przedramieniu.
"On jest okropny!"
- Wiem hyung, ale to mój przyjaciel.
"To nie jest argument, Baekkie."
Baekhyun spojrzał na niego ze smutkiem. Minseok miał rację, bycie przyjacielem nie powinno wyglądać tak, jak to było między nim, a Chanyeolem.
- Ja.. Chyba będę musiał porozmawiać z Luhanem - powiedział w końcu po długiej przerwie, przez co cisza zapadła między nimi na kilka minut.
"Kto to Luhan?"
- Chłopak Chanyeola. Jest bardzo miły i uroczy, w dodatku jest w twoim wieku, hyung. I gdybyście stanęli obok siebie, pomyślałbym, że jestem od was starszy - zaśmiał się, a Minseok mu zawtórował. - Oh, to chyba koniec naszej podróży, hyung.
Obaj spojrzeli przez okno, skąd powoli można było zauważyć w oddali zarys peronu w Busan, gdzie obaj mieli wysiadać. Niechętnie westchnął i spojrzał smutno na Minseoka, który również spochmurniał.
- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy - powiedział Byun, by rozweselić trochę chłopaka. Ten posłał mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jakie Baekhyun kiedykolwiek widział. Czuł jak łzy chcą spłynąć po jego policzkach, więc zagryzł wargę, by do tego nie doprowadzić. Musiał się trzymać, pokazać, że jest silny.
- Do zobaczenia, hyung - powiedział, gdy żegnał się ze starszym na peronie. Pomachał do chłopaka, który stał w eskorcie ładnej dziewczyny, bo Minseok zaczął robić jakieś gesty rękoma, więc domyślił się, że to musi być Jongdae oraz Jooeun. Poczochrał włosy starszego i pomachał mu jeszcze na pożegnanie, nim ruszył w stronę wyjścia z peronu sam. Przeszedł przez bramki i zawołał taksówkę, która zabrała go do domku jego babci, leżącego z dala od centrum miasta. Odetchnął świeżym powietrzem, rozkoszując się zapachem przygotowywanego placka, który piekła jego babcia zawsze, gdy Baekhyun do niej przyjeżdżał.
Wszedł do domu od razu rzucając się na przygotowany przez starszą panią obiad, zamiast pierwsze przywitać się z nią. Jednak kobieta była naprawdę wyrozumiała wiedząc, że jej jedyny wnuk nigdy nie je śniadań przez długą podróżą, a tym bardziej nie bierze na drogę niczego do jedzenia, pozwoliła mu zjeść najpierw ciepły posiłek, a dopiero w późniejszym czasie przywitać się.
- Smacznego skarbie - powiedziała do niego z uśmiechem, siadając po chwili naprzeciw syna swojej córki Suyung.
- Dziękuję babciu - odpowiedział jej chłopak z pełnymi ustami, na co kobieta zaśmiała się i poczochrała go po włosach, udając, że wcale nie widzi jego grymasu niezadowolenia na ten czyn. Wrócił jednak do pałaszowania, a jadł dopóki nic nie zostało na stole.
- Musiałeś być bardzo głodny, kochanieńki - oznajmiła kobieta, zaczynając nosić puste talerze do zlewu. Baekhyun oczywiście pomógł jej w tym, bo nie mógł znieść widoku jak jego babcia sama wszystko robi.
- Jak minęła podróż? - Spytała, gdy usiedli ponownie przy stole, tym razem popijając ciepłej herbaty i zajadając się plackiem.
- Doskonale, babciu, dziękuję, że pytasz. Poznałem bardzo miłego chłopaka, jest starszy, ale nie mówi - powiedział ze smutkiem, biorąc do ust kolejny kawałek wypieku.
- Oh, to smutne. Taki młody a już takie problemy.
Byun kiwnął głową zgadzając się z kobietą. Było mu żal Minseoka, bardzo, bo miał przez to utrudniony kontakt z innymi.
- Babciu? Wspominałaś kiedyś o tym, że twoja siostra też nie potrafiła mówić i musiałaś się nauczyć języka migowego...
- Tak, zgadza się. Nadal go pamiętam... Chciałbyś się go nauczyć?
- Spróbować. Może mi być ciężko, bo to w końcu też nie jest prosta sprawa - westchnął cicho. - Ale będę się starać.
Kobieta uśmiechnęła się i kiwnęła głową, zgadzając się na prośbę wnuka.
~*~
Te dni, które Baekhyun spędził u swojej babci minęły mu doskonale. Załapał kilka podstawowych gestów, chociaż tyle, jak na kilka dni. Bardzo się starał, a babcia oczywiście wyłapywała wszelkie błędy, oraz kazała dużo ćwiczyć, by mógł to opanować na swój własny wyznaczony sobie poziom. Uśmiechnął się, gdy został pochwalony kolejny raz, jednak poprosił, by ostatni dzień mógł spędzić tak, jak zawsze, czyli po prostu błogie lenistwo na podwórku i zabawy z Maxem. Kobieta nigdy nie odmawiała.
Kiedy przyszedł czas pożegnania, westchnął smutno.
- Obiecuję, że przyjadę tak szybko, jak tylko będę mógł - zapewnił kobietę i przytulił ją do siebie, nim zniknął na peronie. Wsiadł od razu do pociągu i odpowiedniego przedziału, usiadł pod oknem, po czym uśmiechnął się i włożył słuchawki w uszy, dopiero wtedy po raz pierwszy włączając swój telefon od czasu wyjazdu.
"GDZIE TY SIĘ DO KURWY PODZIEWASZ?!".
Przełknął ślinę, zupełnie wyleciało mu z głowy wspomnieć Chanyeolowi, że wyjeżdża. Jednak miał wytłumaczenie, Chanyeol i tak gdzieś wylazł na piwo, więc zapewne i tak nie pamiętałby, że Byun cokolwiek takiego mu mówił. Westchnął cicho.
"Baekhyunnie... Błagam, odezwij się. Chanyeol wpadł w szał"
Sms od Luhana sprawił, że po części pożałował swojego wyjazdu. Nie wiedział, co się działo w czasie jego nieobecności. Miał tylko nadzieję, że Luhanowi nic się nie stało.
Szybko napisał do starszego.
"Hyung, przepraszam! Właśnie wracam do Seulu. Mam nadzieję, że nic ci nie zrobił."
Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Luhan zadzwonił do niego natychmiast.
- Baekhyunnie! P-Przestraszyłeś mnie tym wyjazdem...! - W jego głosie słychać było, że płakał.
- Hyung, co on ci zrobił?
- On.. On mnie uderzył.
Bakehyun zamarł, nie wiedział, że Chanyeol posunie się do tego czynu.
- Uciekaj. Spakuj się i idź do mojego mieszkania. Masz klucze, prawda?
- N-No mam ale.. - Nagle Baekhyun usłyszał trzask i krzyk. Telefon prawie mu wypadł z ręki.
- Lulu?
- WRACAJ TY ŚMIECIU!
- Chanyeol, jeśli jeszcze raz uderzysz Luhana, to osobiście ci wpierodolę.
Usłyszał tylko dźwięk przerwanego połączenia. Był wściekły, ale postanowił wytrzymać do końca.
Oparł głowę o szybę, włączył muzykę jeszcze raz, po czym niechętnie zasnął z wściekłości.
Obudził się dopiero, gdy konduktor wszedł do jego przedziału oznajmiając, że właśnie mają długą przerwę, ze względu na dotarcie do Seulu. Baekhyun zerwał się z miejsca i spakował swoje wszystkie rzeczy, które pozostawił na wierzchu,po czym wyszedł z pociągu niechętnie wracając do swojego miasta. Jednak obiecał, że wróci jak najszybciej, bo Chanyeol gdy był wściekły był nieobliczalny. Pojechał taksówką pod mieszkanie Luhana, wpadając do niego szybko. Walizka została w taksówce, bo chciał zabrać Luhana do siebie, by Chanyeol nic mu nie zrobił.
Spodziewał się widoku krwi, odkąd tylko wszedł do mieszkania, jednak nie myślał, że jego przyjaciel będzie aż tak okrutny jak mógł to teraz zobaczyć.
- Luhan! - Pisnął powstrzymując łzy, na widok ciała starszego. Ręce widać, że były złamane, był posiniaczony, miał pełno ran na klatce piersiowej i zdarte ubranie. Na podłodze także było pełno krwi, a Baekhyun wiedział już co to znaczy: Luhan został brutalnie zgwałcony przez Chanyeola, którego nigdzie nie było. Wpadł szybko do sypialni starszego, wyciągnął jakąś walizkę spod łóżka, zaczynając po chwili pakować kilka najważniejszych rzeczy.
- Zaraz wrócę, Luhan, spokojnie.. Nic ci nie zrobię. Jestem Baekhyun, pamiętasz? - Luhan uniósł wzrok na Baekhyuna, dopiero wtedy zaczynając płakać. Byun zagryzł wargę by samemu nie zacząć. - Cii.. Wrócę. Daj mi chwilę.
Pędem zbiegł do taksówki i włożył walizkę do bagażnika, wracając po chwili po Luhana. Musiał go czymś okryć, więc ubrał na niego bluzę i szorty, po czym wziął go na ręce i wyszedł z budynku. Posadził bezpiecznie Luhana na siedzeniu przytulając go mocno do siebie, by go uspokoić.
Podał adres taksówkarzowi, prosząc by było to jak najszybciej.
Jechali do rodziców Baekhyuna, tego adresu Chanyeol nie znał, więc było to bezpieczne miejsce. W dodatku pani Byun była lekarzem, co tylko ułatwiło sytuację.
Baekhyun spojrzał na Luhana.
- Cii, hyung. Jesteś bezpieczny. - Zapewnił, po czym pocałował go w czoło. - Cii.. Jestem tu z tobą, hyung. Zaraz dojedziemy.
Przez całą drogę do domu państwa Byun, Baekhyun przytulał i uspokajał Luhana, który płakał ciągle i bał się cokolwiek powiedzieć. Baekhyun nie wiedział co robić, nie wiedział, że Chanyeol posunie się do takiego czynu, że tak brutalnie postąpi. Czuł się winny całej sytuacji, gdyby nie on, Luhan spokojnie siedziałby z Chanyeolem i wygłupiałby się razem z nim albo czytałby książkę, bo Park wyszedł. Czuł się okropnie.
Po kilkudziesięciu minutach dotarli na miejsce, Baekhyun zapłacił taksówkarzowi, który pomógł im ze wszystkim. Pani Byun od razu kazała położyć Luhana na kanapie w domu, by opatrzeć rany i usztywnić ręce. Baekhyun kiwnął głową.
Luhan cierpiał, wszystko miał obolałe, więc kiedy kolejny raz krzyknął z bólu, Suyung podała mu tabletkę przeciwbólową, która powodowała również szybkie uśnięcie. Wreszcie odetchnęła z ulgą, widząc jak Luhan zaczyna spokojnie oddychać.
- Dziękuję, że przyjechałeś z nim tak szybko. Jeszcze chwila dłużej, a nie byłoby tak ciekawie - powiedziała kobieta do swojego syna, przechodząc z małego gabineciku domowego do kuchni, która była tuż obok. Zrobiła herbaty, położyła ciastka na talerzyku i uśmiechnęła się do Baekhyuna.
- Będziemy mogli tu zostać przez kilka dni?
- Myślę, że nie będzie problemu - Suyung posłała synowi uśmiech, lecz po chwili przybrała znów poważny ton. - Wiesz kto go tak potraktował?
- Wiem.. Niestety wiem. To zrobił Chanyeol, mamo, ten Park Chanyeol, który był taki miły zawsze, jak przyjeżdżałaś do mnie. To jest Luhan, jego chłopak, choć wątpię by po czymś takim miał siłę by dalej być z Chanyeolem.
Kobieta wpatrywała się bez słowa w Baekhyuna, kręcąc głową. Nie chciała wierzyć, jednak właśnie wtedy Baekhyun przełamał się o wyznał swojej matce całą prawdę o Chanyeolu. Suyung była jeszcze w większym szoku.
- Musisz to zgłosić na policję, Baekkie - Baekhyun przełknął ślinę i spuścił głowę. Nie dlatego, że jego matka powiedziała, że musi wydać Yeola policji, ale dlatego, że użyła "Baekkie". Poczuł lekki skurcz w żołądku, bo właśnie tak nazywał go Minseok, chłopak z pociągu.
- Coś nie tak, synu?
- Nie.. W porządku. Po prostu.. Zamyśliłem się, to wszystko.
Ciągle miał przed oczami widok roześmianej twarzy Minseoka. Nagle dostał wiadomość i aż podskoczył na krześle ze strachu. Sięgnął po telefon do kieszeni swoich ciemnych jeansów, a wydobywszy komórkę na światło dzienne zamrugał oczyma i uśmiechnął się promiennie. Minseok.
"Cześć Baekkie! Tu Minseok. Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku, a zwłaszcza z Twoimi przyjaciółmi. Jutro wracam do Seulu. Chciałbyś się spotkać pojutrze w kawiarence na dachu? Jest tylko jedna taka więc na pewno trafisz^^."
- Mamo... Zostałabyś z Luhanem sama po jutrze? Musiałbym wtedy pilnie wyjść..
- Oczywiście synku, mam nadzieję, że to pilne spotkanie to jakaś randka z uroczą osobą - zaśmiała się. Pani Byun zdawała sobie sprawę, że jej syn może mieć chłopaka, a nie dziewczynę, jednak sam Baekhyun nigdy nie zdawał sobie sprawy z własnych preferencji seksualnych i nigdy o tym nie wspominał. Baek uśmiechnął się trochę nerwowo, ale kiwnął delikatnie głową, myśląc jednak, że to zwykłe spotkanie, typowo przyjacielskie. Po chwili odpisał, że chętnie się spotka, po czym spojrzał na matkę.
- Mogę sprawdzić co z Luhanem? Martwię się o niego i chciałbym przy nim posiedzieć..
- Oczywiście. Ja w tym czasie powiadomię twojego ojca.
Chłopak uśmiechnął się i wyminąwszy kobietę, ruszył do pokoju, w którym leżał Luhan. Wiedział, że starszy będzie miał ciężko teraz po tym wszystkim, ale obiecał sobie, że mu pomoże w każdy możliwy sposób.
~*~
Dzień spotkania był bardzo nerwowy. Od samego rana Baekhyun czuł, że zdenerwowanie bierze nad nim górę. Strasznie się cieszył na spotkanie z Minseokiem, bowiem bardzo go polubił podczas paru godzinnej podróży, ale czuł, że kryje się za tym coś głębszego. Ręce mu się trzęsły mocno, cały był w nerwach, a serce biło mu niemiłosiernie szybko. Wszystko wydawało się lecieć, a w głowie huczało mu od myśli. Co powie gdy się spotkają? Czy spojrzy mu w oczy i poczuje to dziwne uczucie w sercu? Czy Minseok czuje to samo do niego? Wszystko się komplikowało.
By trochę zebrać myśli w całość, poszedł do Luhana. Spojrzał na jego posiniaczone ciało i westchnął, siadając obok łóżka przyjaciela. Uśmiechnął się łagodnie do niego i złapał delikatnie jego dłoń. Chanyeol okazał się draniem, większym niż Baekhyun mógł sobie wyobrażać, co doprowadziło do wypadku. Nie przewidział tak okropnej reakcji byłego przyjaciela, bo przyjacielem nie mógł go już nazwać po tym co zrobił Luhanowi. Jego życie było teraz zagrożone, ale będąc w domu czuł to bezpieczeństwo ze strony rodziców. Gdyby nie oni, już dawno Luhana nie byłoby na tym świecie.
Spojrzawszy na twarz starszego, westchnął ponownie.
- Lu?
- T-tak? - odpowiedział starszy ledwo słyszalnym głosem.
- Poznałem kogoś.
- To się cieszę - Chłopak uśmiechnął się do Byuna szczerze i zacisnął dłoń na jego.
- Idę się z nim dzisiaj spotkać i się denerwuję. Mam nadzieję, że on czuje to samo - powiedział, po czym spojrzał na zegarek. - O cholera, muszę już iść. Zostawiam cię w rękach mamy - dodał i uciekł jak poparzony z pokoju, wpadając do swojej sypialni. Przebrał się w najlepszą koszulę jaką miał, po czym ubrał czarne obcisłe spodnie. Psiknął się perfumami, poprawił włosy i podkreślił oczy eyelinerem, po czym gotowy wybiegł z pokoju. Założył na swoje stopy trampki i wyszedł z domu, żegnając się z mamą. Postanowił iść na autobus, w końcu niedaleko domu stał przystanek, który [autobus] jechał prosto pod kawiarnię gdzie miał się spotkać ze starszym. Czuł coraz szybsze bicie swojego serca, które nie chciało ani na chwilę zwolnić. Również ogarniał go niepokój, bo co jeśli się pomylił co do uczuć? Co jeśli Minseok po prostu chciał się spotkać, bo nie ma nikogo z kim mógłby normalnie porozmawiać? W końcu Kim jest niemy, nie potrafi mówić jak inni, ale Baek go rozumie dzięki nauce babci. Z niepewnością wyszedł z autobusu i wszedł na teren kawiarni, zaskakując się faktem, iż Minseok już na niego czekał.
- Cześć Minnie - powiedział Baekhyun, przytulając starszego na powitanie.
- B-baek-baekhyunnie - powiedział szeptem, trochę niewyraźnie Minseok, patrząc w oczy młodszego. Ten był mocno zaskoczony tym i nie ukrywając wzruszenia, pocałował Kima na oczach wszystkich w kawiarni. Jednakże, pocałunek został odwzajemniony i to go zaskoczyło jeszcze bardziej.
- T-ty... Ty powiedziałeś coś - powiedział, gdy oddalili się od siebie by zaczerpnąć powietrza. - Powiedziałeś moje imię... Minseok, ja.. ja jestem tak cholernie... cholernie dumny - powiedział płacząc. Kim wtulił go w siebie i po chwili na migi odpowiedział "Wiem, chciałem zrobić ci niespodziankę", co ucieszyło blondyna.
- I udało ci się - odparł Byun, nim kolejny raz zatopił się w ustach chłopaka.
*
Gdy słońce zachodziło, Baekhyun i Minseok trzymali się za ręce, oglądając piękny krajobraz Seulu z dachu, na którym ciągle byli. Nie mogli oderwać się od siebie ani na chwilę, a brak słów nie był krępujący. Cieszyli się, że czują do siebie dokładnie to samo. Baekhyun oparł głowę o ramię Minseoka, patrząc jak słońce znika za horyzontem.
*
Mijały tygodnie i Baekhyun zaproponował Minseokowi poznanie jego rodziców. Spotkanie przebiegło w miłej i przyjaznej atmosferze, mimo małych trudności w związku z niemową starszego z młodych mężczyzn. Luhan od razu polubił Minseoka i znaleźli wspólne tematy, jakimi była m.in. piłka nożna. Ustalili, że gdy tylko Kim znajdzie czas to pójdą pograć na boisku.
Xiao już nie bał się Chanyeola, bo po złożeniu donosu na chłopaka, zamknięto go w więzieniu, skąd prędko nie wyjdzie. Baekhyunowi na początku było źle z tym faktem, ale pogodził się z wyrokiem, co ucieszyło Luhana jak i Minseoka, gdyż ten nie cierpiał jak jego partner był smutny z tego powodu.
Wszystko szło w najlepszym kierunku i tak miało zostać.
_____________________________________________________________
Dzień doberek wszystkim! Wróciłam z napisanym rok temu fanficiem, sama nie wiem z jakiej okazji go pisałam, ale wpasował mi się tutaj właśnie XiuBaek. Przypomniałam sobie o tym ff całkiem niedawno i postanowiłam go w końcu opublikować. Fakt, mógłby być bardziej rozwinięty czy dłuższy, ale jestem z niego nawet zadowolona. Dziękuję tym, którzy go przeczytali i tym, którzy to skomentują. Pamiętajcie, każdy komentarz to kolejna motywacja! Dziękuję za uwagę, kocham Was :3
Jaerin