16 stycznia 2017

Be somebody

uwaga: wulgaryzmy!


Być kimś... czy to takie ważne? Naprawdę nie rozumiem idei tego wyrażenia. Być kimś. Ale kim i dla kogo? To tylko wątłe słowa, które zapełniają pustkę po czymś co utraciliśmy. Chcemy być lepsi, ważniejsi od innych, ale tak serio to tego nie chcemy. Po prostu mówimy to, żeby odegrać grę dla ludzi. Ja, na przykład, nie chcę być kimś. Mi wystarcza to, kim jestem. Ale czy to nie czyni mnie właśnie kimś?

Tego dnia, dokładnie wczoraj, szedłem spokojnie przez moje osiedle do sklepu, paląc po drodze papierosa. Miałem zamiar kupić wino i kolejną paczkę fajek, aby jakoś spędzić nadchodzący wieczór. W sumie już był wieczór. Śnieg sypał gęsto na moją głowę i płaszcz, ale nie przejmowałem się. Chociaż powinienem, o tak, powinienem się przejąć, bo moja idealna fryzura została zniszczona przez ten pierdolony łupież chmur, jednak w tym momencie było mi wszystko jedno. Westchnąłem, po czym wszedłem do sklepu, otrzepując się z tego cholernego białego puchu. Ekspedientka niechętnie na mnie spojrzała, mówiąc ciche "dobry wieczór", na co odparłem wymuszonym uśmiechem. Podszedłem do lady i poprosiłem o to, co zamierzałem kupić, po czym wydałem na to dość sporo, ale co zrobić skoro potrzeba wzywa? Po zapłaceniu kolosalnej dla mnie kwoty, w końcu byłem tylko marnym studentem, wróciłem do domu, a śnieg zaczął sypać jeszcze bardziej, co mnie okropnie wkurwiło. To nie miało sensu. W pewnym momencie zatrzymałem się, gdy samochód obok mnie zwolnił. Zaraz, tu nie wolno parkować. Gdy spojrzałem na kierowcę, który też na mnie spojrzał, tylko uśmiechnąłem się sarkastycznie i pokazałem faka, żeby po prostu się odpieprzył ode mnie. Nie mam humoru, nawet na pokazanie głupiej drogi do centrum. Ten jednak rąbnął i uchylił szybę, po czym krzyknął na mnie. Znów pokazałem mój piękny środkowy palec i odpaliłem papierosa, patrząc z ciekawością na mężczyznę. Jego samochód, Audi A8, czarne, nie pasowało do mojej dzielnicy. Tak samo jak i kierowca. Garnitur? Kto z tej okropnej dziury chodzi w garniturze?
- Ej ty! – zawołał ponownie facecik, kiwając na mnie ręką. O co to nie. Na mnie ręką? A pierdol się! Podszedłem do samochodu, po czym na masce zgasiłem swojego papierosa. Szkoda mi tego Malboro, serio. Uśmiechnąłem się seksownie, po czym oparłem się o drzwi auta, te, w których była otwarta szyba.
- Czego chcesz, przystojniaczku? – Zapytałem najbardziej pedalskim głosem w całym moim gejowskim życiu.
- Którędy do centrum? – Zapytał. Wyśmiałem go.
- Oj skarbie, skarbie, ty moje najdroższe. Chodź za mną, to ci pokażę nawet górę pełną szczęścia – powiedziałem, a w myślach dodałem „i pełną rozkoszy”. Zaśmiałem się, a raczej zachichotałem, po czym odsunąłem się od auta. – Pierdol się gnoju -  odwróciłem się od pięknego audi, ale gościu znów mnie zawołał.
- Zgoda – to krótkie hasło sprawiło, że aż znów spojrzałem w jego stronę, przez ramię oczywiście. Oblizałem lubieżnie usta.
- W takim razie jedź do końca tej uliczki, skręć w prawo, po czym zaparkuj pod pierwszym blokiem jaki zobaczysz po lewej stronie. Potem podejdź pod 3 klatkę i tam na mnie czekaj.
- A może cię podwiozę? – zaproponował, a ja udałem, że myślę nad tym. Po chwili wskoczyłem do jego wozu.
Po chwili byliśmy na miejscu. Otworzyłem drzwi klatki kluczem, po czym po prostu wszedłem po schodach, spojrzawszy raz za siebie, by sprawdzić, czy facecik nie zrezygnował. I o dziwo, wciąż szedł za mną. Dotarliśmy na 2 piętro, na którym otworzyłem pierwsze drzwi po prawo. Moje mieszkanko było urządzone skromnie, ale jebać to.
- To… może wina? – zapytałem, patrząc na faceta ciekawskim wzrokiem. Był seksowny. I to zajebiście seksowny. Kurwa, aż mi stanął od samego patrzenia.
- Prowadzę – odparł swoim niskim głosem. Zajebiście kurwa, jeszcze twardszy się zrobiłem.
- Jebać to, chodź się napić. Chcę, żebyś był łatwiejszy.
- To może od razu przejdziemy do rzeczy? – zapytał z lubieżnym uśmiechem. Podobała mi się ta propozycja. Nawet bardzo. Odłożyłem zakupy, po czym z uśmiechem podszedłem do niego, zrywając z niego wszystkie ubrania.
Po chwili stanął przede mną całkiem nagi. Oblizałem usta padając na kolana przed nim. Wziąłem jego penisa w dłoń, zastanawiając się jak on mi się zmieści w ustach. Był dużo większy niż te, z którymi dotychczas się spotykałem. A może ja po prostu miałem pierdolonego pecha, a teraz trafił się pieprzony cud? Po chwili ruszania ręką w górę i dół, wziąłem główkę w usta i zacząłem ją mocno ssać, a facecik już bez garnituru złapał mnie za moje mokre włosy. Nie powiem, że mi się to nie podobało, bo podnieciło mnie to jak cholera. Spojrzałem z dołu na niego, wciąż trzymając penisa w ustach, zachwycając się nad jego twarzą. Może to zabrzmi dziwnie, ale poczułem się w tym momencie jak dziwka. Szybko wyciągnąłem jego kutasa z ust, po czym po prostu stanąłem przed nim.
- Wiesz co?  Jebać to. Jebać cały system, w jakim się prowadziłem ostatnich parę lat. Jebać moje życie. Nie zrobię tego. Nie jestem dziwką. Myślałem, że uznasz to jako żart, a ty tak po prostu się zgodziłeś. Jesteś pieprzonym dupkiem. Nawet nie znam twojego imienia! – krzyknąłem, odwracając się do niego tyłem, łapiąc się za głowę. – Spieprzaj stąd.
Minęła chwila, a on dalej stał za mną i po prostu patrzył na mnie, czułem jego wzrok. Jednakże usłyszałem szelest wkładanych ubrań.
- Słuchaj dzieciaku, to ty zacząłeś – mruknął, ubrany już w spodnie i koszulę, którą właśnie zapinał.
- Ja?! Ja to zrobiłem dla jaj! Myślałeś, że jestem łatwy, tak?! Ale mylisz się. Ty jesteś łatwiejszy ode mnie – powiedziałem, osuwając się na kolana. Usiadłem na piętach, patrząc przez balkon na drogę, którą o tej porze oświetlała tylko jedna latarnia. Westchnąłem, czując łzy pod powiekami. – Spieprzaj. Już.
- Słuchaj mnie, dzieciaku..
- Nie jestem dzieckiem! – krzyknąłem, odwracając się do niego. – Nie jestem nim… bo jestem nikim.
- Może zacznijmy od początku. Jestem Chanyeol – powiedział facecik.
- Sehun – odparłem cicho. Facet pomógł mi wstać, po czym spojrzał na mnie i otarł moje łzy.
- Sehun, posłuchaj mnie teraz uważnie. Jesteś kimś. Kimś wyjątkowym. Nie jesteś nikim, bo nikim nie jest nawet NN. Każdy jest kimś, kim tylko chce – powiedział Chanyeol.
- Ale ja kurwa nie chcę być kimś! Chcę być sobą!
- Ale będąc kimś, też możesz być sobą – dodał facecik, patrząc na mnie. – Chcesz iść na spacer żeby ochłonąć?
- Wystarczy mi butelka wina i fajki – odparłem, ocierając łzy z policzków swoją szarą bluzą. – Naprawdę.
- Okej. Napiję się z tobą. Najwyżej jutro wrócę – powiedział po chwili zastanowienia Chan. – Może zamówimy pizzę?
- Nie stać mnie. Jestem tylko studentem.
- Uznaj to jako prezent na poprawę humoru ode mnie – uśmiech mężczyzny i jego pełne zrozumienia spojrzenie wyraziły to, czego szukałem.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wino się skończyło, ani kiedy nastał świt. Nie potrafiłem przestać rozmawiać z Chanem, nie czułem nawet zmęczenia. I poczułem się wtedy kimś. Bo ktoś wreszcie dostrzegł mnie jako kogoś, z kim można porozmawiać. A nie jak dziwkę, którą można wykorzystać. Dopiero teraz zrozumiałem, że tak naprawdę ludzie mieli ze mnie zabawkę. Teraz, dzięki niemu, zrozumiałem to wszystko. I poczułem się… ważny. Czy mnie to ucieszyło? Jak cholera. Bo być kimś, to też znaczy być sobą. A ja na pewno nie wrócę do starych nawyków. Wreszcie jestem kimś.

________________________________________________
O tak, podoba mi się to. A najbardziej wstęp. Mam nadzieję, że Wam się podobało. Kocham was! Do następnego.
Jaerinnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pozostaw po sobie ślad, który nie zginie, mimo mnóstwa kątów i korytarzy bezkresnego świata fanficów.