22 marca 2014

Dziekuję :3

Na początku, chciałabym podziękować wszystkim, którzy piszą komentarze, odwiedzają bloga, czytają to, co piszę, a także przesyłają mi swoje opinie. 
Cóż, jestem tu od.. roku i niecałego miesiąca. 
Pisze mi się świetnie, po prostu, czuję swój żywioł, a Wy tylko mi to potwierdzacie. 
Dziękuję za wszystko.
Przechodziłam przez kryzysy, zawieszenia bloga, które trwały bardzo krótko na szczęście, przez załamania spowodowane osobistym życiem i wszystkim innym, co się kręci.
Wiem, że trochę ostatnio się opuściłam, fanfici wychodzą rzadko, przepraszam. 
Po prostu, skupiam się na tym, by jak najlepiej je napisać. 
Piszę bez bety, więc błędy czasami się pojawiają.
Dziękuję też za nominacje. 
 Za Liebster Award na tym blogu i za Versatile Blogger na blogu z HunHan.
Z zamówieniami z października dopiero teraz zaczynam się wyrabiać, choć niektóre zaczęłam już wtedy, teraz je kończę, ale nie wiem kiedy dokładnie który wyjdzie. 


Jeśli masz jakieś pytanie w kwestii fanfica, nowego rozdziału, jakiegoś nowego opowiadania/bloga, lub chcecie zapytać mnie o cokolwiek, co wam się przysunie na myśl, zapraszam na mojego aska. Chętnie będę udzielać wam odpowiedzi.


Jeszcze raz dziękuję.






PS. czy nowy szablon bloga jest dobry? :c

20 marca 2014

I'm your lover.

Yixing wstał z łóżka i niczego nie świadomy wszedł do kuchni przecierając zaspane oczy rękami. Ból głowy rozsadzał mu czaszkę, a zapach alkoholu przeszywający niemalże całe mieszkanie drażnił jego biedne nozdrza.
- Widzę że już wstałeś - powiedział cicho wysoki blodnyn patrząc swymi łagodnymi oczyma na stojącego w środku kuchni bruneta.
- Y-Yifan... C-co ty... Aish, nie mów że my... Że ja...- Yixing spojrzał w oczy przyjaciela, po czym upuścił szklankę.
- Tak Yixing, zrobiliśmy to - słowa Yifana zmroziły bruneta. Odwrócił się do niego tyłem, oparł ręce o blat i zaczął głęboko oddychać. Nie zwracał już teraz uwagi ból, ważniejsze było przypomnienie sobie wczorajszej nocy.
~*~
-Y-Yixing? C-Co ty wyprawiasz? - spytał speszony Yifan patrząc jak brunet zamyka za sobą drzwi klubowej toalety na klucz. Uśmiechnął się diabelsko, wsadził sobie palec do ust i ugryzł go lekko, po czym wyjął go i przyłożył do ust blondyna wciąż wycofującego się do tyłu. Po chwili milczenia wpił się w jego usta z agresywnym pocałunkiem dłonią rozpinając guziki jego białej koszuli.
Yifan zaczął oddawać pocałunki zachłannie, przyciągając Yixinga jeszcze bliżej siebie.
Nagle brunet oderwał się od pełnych ust przyjaciela zsuwając się na kolana; złapał za krocze blondyna i zaczął je masować, drugą dłonią bawiąc się guzikiem jego ciemnych jeansów. Uśmiechnął się do Yifana, który w seksowny sposób zagryzał swoją dolną wargę. Yixing z pełną świadomością, mimo buzującego we krwi alkoholu coraz bardziej podniecał swojego przyjaciela.
Jednak blondyn wpadł na inny pomysł. Szybko rozpiął swoje spodnie i zsunął je ze swojego tyłka, to samo robiąc z białymi bokserkami. Po chwili pociągnął bruneta z powrotem do góry, odwrócił go tyłem do siebie, zdjął z niego spodnie wraz z bielizną i łapiąc za penisa Yixinga zaczął wchodzić w niego głęboko i mocno.
Brunet pisnął cicho, jednak fakt, że człowiek, którego od dłuższego czasu pożądał,  wreszcie penetrował jego wnętrze, sprawiał, że zapominał o bólu całkowicie. Sam zaczął się ruszać w akompaniamencie własnych i jego jęków, co powodowało wzrost temperatury nie tylko w łazience, lecz również w ich własnych ciałach.
Yifan pieprzył go mocno, szybko, bez żadnych zahamowań. Nic nie mogło go zatrzymać; całkowicie stracił nad sobą kontrolę.
- Y-Yi-Yifan... S-Stój - jęknął Yixing. Palce blondyna wciąż pieściły jego twardego penisa, a penis w jego tyłku robił ogromne zamieszanie będąc tylko wewnątrz.
Yifan zignorował słowa przyjaciela, wręcz przeciwnie, przyspieszył swoje ruchy jeszcze bardziej nie mogąc opanować swego podniecenia.
- Y-Yifan! J-Ja zaraz! A-Ahhhmmm! - Yixing zadrżał spuszczając się obficie w rękę Yifana, zaciskając swoje mięśnie na penisie starszego. Blondyn jęknął, po czym kilka mocnych pchnięć dalej sam doszedł.
-Y-Yifan... Wróć ze mną do domu - szepnął brunet gdy ten już z niego wyszedł, zaczynając się ubierać.
- D-Do domu?
- Proszę... Nie chcę być sam - szepnął i spojrzał na Yifana mając już łzy w oczach. Blondyn westchnął ale kiwnął głową zgadzając się na propozycję drugiego.
~*~
- Y-Yifan... - szepnął Yixing i rzucił się na szyję blondyna. Ten złapał go pod udami by nie spadł i musnął jego wargi.
- P-Przepraszam - szepnął cicho brunet czując łzy w swoich oczach.
- Nie przepraszaj kochanie - powiedział mu Yifan. Yixing nagle spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnął się jednak i pocałował go namiętnie.
- Ja ciebie też kocham Yifan - szepnął w jego usta i pogłębił pocałunek.

____
Fanfic napisany już trochę czasu temu, wybaczcie, że dopiero dziś opublikowany. I moje pierwsze zamówienie na Kray zrealizowane!
Kazane, fanfic dla ciebie~ :3

Witaj w domu

Odkąd Chanyeol jest w wojsku, w domu zrobiło się jakoś pusto. Okropnie pusto. Było strasznie cicho i nawet Baekhyun wpadający co chwilę w odwiedziny nie potrafił zrobić choćby częściowo takiego hałasu jak Chanyeol, a przecież obaj byli bardzo głośni i zabawni.
Każdego wieczoru myślałem o Chanyeolu, że jest obok mnie ciałem i przytula mnie kiedy jest mi źle, bo cholernie tęsknię za nim i jego ciepłem, niskim głosem szeptającym mi "kocham cię" do ucha, jego miękkich wargach składających czułe pocałunki na moich ustach, jego roześmianych oczach patrzących na mnie z miłością. Jeszcze tylko kilka tygodni a znów będę miał to wszystko.
Z Chanyeolem poznałem się kiedyś na jednej z imprez Baekhyuna. Podszedł do mnie tak nagle i poprosił byśmy wyszli na zewnątrz pogadać. I już nie wróciliśmy na imprezę, byliśmy zbyt pochłonięci rozmową.
Od tamtej pory spotykaliśmy się codziennie. Chanyeol przychodził po mnie do szkoły i odprowadzał do domu, pomagał w lekcjach, kiedy czegoś nie rozumiałem. Trzymał za mnie kciuki na egzaminach i wspierał mnie, nawet jeśli sam w tym czasie miał ważne egzaminy. Chanyeol miał ambicje i chciał być aktorem, co szczerze mówiąc, bardzo mu wychodziło. Był po prostu geniuszem teatru.
Po trzech latach znajomości zauważyliśmy, że nie jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale czujemy do siebie coś więcej. Taki impuls, który spowodował eksplozję.
Zamieszkaliśmy ze sobą w 2 rocznicę związku, czyli po 5 latach znajomości.
Jednak któregoś dnia Chanyeol dostał wezwanie do wojska. Byłem załamany, bo właśnie wtedy mieliśmy jechać na wakacje do Paryża. Chanyeol oczywiście, obiecał że jak tylko wróci z wojska to zabierze mnie do Paryża i gdziekolwiek będę chciał. A chciałem tylko w jedno miejsce: tuż obok niego.
Z niecierpliwością oczekiwałem listu od niego, że niedługo wróci. Za każdym razem kiedy listonosz przychodził łudziłem się, że może list od Chanyeola przyszedł. Jak zwykle na marne.
Dzisiaj też tak myślałem. Listonosz przyniósł jednak rachunki. Westchnąłem i usiadłem na krześle przeglądając kwitki, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Poszedłem otworzyć myśląc, że pan Kim o czymś zapomniał.
- Zbieraj się, musimy gdzieś jechać.
Baekhyun.
- Ale co jest?
- Nie marudź tylko ubieraj kurtkę i wychodzimy. No już, szybko!
W pośpiechu się ubrałem i wyszedłem z mieszkania, zamykając je szybko na jeden raz, po czym wskoczyłem wręcz do samochodu Baekhyuna, który nagle zawiązał mi opaskę na oczy. Nie wiedziałem o co mu chodzi i zacząłem głośno wyrażać swoje niezadowolenie, na co Baekhyun tylko się roześmiał i rzucił krótko: "Na pewno będziesz zadowolony".
Założyłem ręce na piersiach i mrucząc pod nosem, jechałem w miarę spokojnie. Po kilku długich minutach, Baekhyun wyprowadził mnie z samochodu nadal jednak nie zdejmując opaski.
- Baek, co ty robisz! - pisnąłem kiedy nagle postawił mnie w miejscu.
- Ciii.. Zaraz zobaczysz. - zaśmiał się Baek a ja znowu mruknąłem pod nosem.
Kolejne minuty stałem jak głupi, gdy nagle usłyszałem komunikat, mówiący o przylocie jakiegoś samolotu. Jestem na lotnisku?
- Baekhyun, masz mi się w tej chwili wytłumaczyć - zażądałem.
- Może jednak on ci to wyjaśni.
Już miałem zapytać kto, gdy poczułem czyjeś usta na swoich. Opaska została rozwiązana, a moje serce gwałtownie przyspieszyło.
- Ch-Ch-Cha.. Chanyeol! - pisnąłem i rzuciłem się mu na szyję, oplatając jego biodra swoimi nogami, a szyję ramionami, wpijając się w jego usta z namiętnym i tęsknym pocałunkiem. Łzy spływały mi po policzkach, serce tłukło się w żebrach, ciało nie chciało się rozluźnić.
- Kyungsoo. Duszę się - zaśmiał się Chanyeol, ale ja nie mogłem go puścić. Wtulałem się w niego mocno i nie chciałem puścić. Tak mi go brakowało przez ostatnie dwa lata.
- Dlaczego mi nie napisałeś, że wracasz?! - uderzyłem go lekko w klatkę piersiową kiedy stanąłem na ziemi.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę, Kyunggie..
- Jesteś głupi. Nienawidzę cię. Nienawidzę! Co ty sobie myślałeś? Miałeś mi napisać! Nienawidzę cię! - mógłbym tak gadać dłużej, ale Chanyeol pocałował mnie namiętnie. Zarzuciłem mu ręce za szyję przylegając do niego całym ciałem. - Tak bardzo cię kocham Chanyeol... Witaj w domu.

16 marca 2014

My life

ostrzeżenie: opis gwałtu


Od dziecka byłem bardzo nieśmiały, stroniłem  od wszystkich, bo zwyczajnie bałem się ludzi. Rodzice myśleli, że jak dorosnę, to ten okres minie, cóż, pomylili się. Zresztą nie pierwszy raz.
Moje dzieciństwo wyglądało tak, jakby ktoś podstawił bombę pode mną. Zaczęło się od zdrady ojca ze swoją koleżanką z pracy. Matka prosiła by został z nami, by pomógł mi  się rozwijać, wspierać. Jednak on wybrał kochankę zamiast dwuletniego syna, w którym pokładane były wszelkie nadzieje i zamiast swojej żony, która przed zamążpójściem oraz urodzeniem dziecka była najpiękniejszą kobietą w mieście. Cofnij, nadal taka była.
Wychowywałem się więc bez ojca przez pierwszych 5 lat po jego odejściu. Było nam ciężko, musiałem się wielu rzeczy nauczyć szybciej niż inne dzieci w moim wieku, jednak nie narzekałem.
Kiedy skończyłem 8 lat, moja matka znalazła sobie przyjaciela. Niby zwykła przyjaźń, która przerodziła się w związek. Byłem szczęśliwy, że mama wreszcie zaczęła sobie układać życie na nowo.
Pracowali na różne zmiany, tylko nocą się widywali lub w weekendy. Nie przeszkadzało mi  to, bo i tak chodziłem do szkoły.
Kiedy wracałem, Hyunmin czekał na mnie z posiłkiem. Zajmował się mną podczas nieobecności mamy, pomagał mi w lekcjach, był jak ojciec. Nawet zacząłem tak do niego mówić, co spodobało się mojej mamie. Chciałem, by była ze mnie dumna. Czułem się przy nich normalnie, wszystkim było w porządku. Byłem bezpieczny z nimi.
Czyżbym się pomylił?
9 urodziny spędziłem sam. Matka zapomniała o mnie, Hyunmin również był zajęty. Ze łzami w oczach usiadłem na krześle w kuchni, przed prowizorycznym tortem będącym po prostu kawałkiem ciastka. Zaśpiewałem "100 lat!" samemu sobie i wziąłem ciastko do ust. Było już niedobre, więc je wyrzuciłem. Wymiotowałem prawie całą noc, bolał mnie brzuch, a nikogo obok mnie nie było. Czułem, że to dopiero początek przygody.
W szkole zacząłem być bity, poniżano mnie, omijano szerokim łukiem, jakbym roznosił jakąś okropną chorobę. Zacząłem im wierzyć i przestałem starać się o jakiejkolwiek względy u innych uczniów. Odizolowałem się.
Któregoś dnia Hyunmin był w domu. Ucieszyłem się. Usiadłem na łóżku czekając aż do mnie przyjdzie i opowie jakąś zabawną historię, jak wcześniej. Pomajdałem nogami i patrzyłem jak wchodzi do mnie do pokoju. Usiadł obok i uśmiechnął się.
- Chcesz coś zobaczyć? - Zapytał. Kiwnąłem głową, będą po prostu ciekawy. Hyunmin rozpiął spodnie, zsunął je do kolan i uśmiechnął się.
- Appa, co chcesz mi pokazać? - Uśmiechnął się ponownie i wziął moją dłoń, kładąc ją na swojm kroczu.
- Ściśnij paluszki, a wydam z siebie miły dźwięk. - Pomyślałem, że to nowa zabawa, więc zrobiłem o co mnie poprosił.
- Dlaczego to jest twarde, appa?
- Jak dobrze będziesz ściskał, coś przyjemnego z niego wyjdzie. - Kiwnąłem główką i zacząłem go ściskać mocno. Podobało mu się to, bo wyczułem jak pulsuje.
- To zabawne, appa! - Zawołałem z uśmiechem.
- Podoba ci się? - Kiwnąłem energicznie głową. Przesunął moją dłoń wyżej, by dotykała czubka.- Jeszcze troszkę, a będzie koniec. Mocniutko ściśnij, o tutaj.
Spojrzałem mu w oczy z uśmiechem i ścisnąłem. Coś wytrysnęło na zewnątrz.
- Dobrze się spisałeś - pochwalił mnie i pocałował. Zamrugałem oczami i uśmiechnąłem się. - Chcesz to kiedyś powtórzyć?
Nie odpowiedziałem. Nie byłem pewny czy chcę, nawet jeśli wydawało mi się to zabawą. Jednak zgodziłem się.
Robiliśmy to codziennie, czasem nawet po dwa razy. Coraz częściej było to bez ubrań, zupełnie nago, a ja nie widziałem w tym nic złego. Nic złego przez następne 5 lat.
Miałem 14 lat. Matka wyjechała do Tajlandii na podróż służbową, zostawiając mnie z Hyunminem samych na kilka dni. Cieszyłem się, bo znów mogliśmy bawić się w to, co zawsze.
Jednak tym razem wyglądało to trochę inaczej.
Siedzieliśmy u mnie w pokoju, na moim łóżku. Już miałem sięgnąć dłonią do jego krocza, jednak powstrzymał mnie. Spojrzał mi w oczy.
- Jesteś dużym chłopcem prawda? - Kiwnąłem głową.- Skoro tak mówisz, to pokażę ci dzisiaj kolejny etap tej zabawy. Chcesz?
- Chcę.
Uśmiechnął się i wsunął mi dłoń na kark. Spojrzał mi w oczy.
- Zamknij oczy i rozchyl usta delikatnie -powiedział cicho. Przymknąłem powieki i rozchyliłem wargi, po chwili czując na nich usta Hyunmina. To było przyjemne.
Hyunmin pchnął mnie na plecy i zawisł nade mną. Otworzyłem oczy, nie czując ust Hyunmina na swoich. Uśmiechnął się. Zdjął mnie z łóżka samemu kładąc się pode mną.
- Usiądź okrakiem na mnie i rozbierz się.
Czułem, że coś jest nie tak, jednak zrobiłem to, o co mnie poprosił. Złapał mnie za penisa zaczynając go masować, co było naprawdę przyjemne. Zagryzłem wargę czując przyjemne tarcie i dreszcze na swoim drobnym ciele, które nagle ustały, a ja wydałem z siebie jęk zawodu. Spojrzałem prosto w oczy Hyunmina, a on uśmiechnął się i pogładził mnie po policzku. To było dziwne, ale nie sprzeciwiałem się. W końcu, to była tylko zabawa, prawda?
- Dziś nie musisz robić tego co zawsze. Dziś robimy to w całości, cieszysz się? - kiwnąłem głową, a ojczym wsunął dłoń między moje włosy i przyciągnął mnie do pocałunku. Nie przepadałem za całowaniem. Było dla mnie dziwne, choć kiedyś myślałem coś innego.
Nim się obejrzałem, leżałem znowu pod nim, a on rozchylał mi nogi ugięte w kolanach. Jedną dłonią wodził między moimi pośladkami, a drugą znów przyjemnie masował mojego penisa. Zamruczałem cichutko, na co Hyunmin uśmiechnął się szeroko i sięgnął dłonią, którą bawił się moim penisem, do kieszeni, wyciągając małą tubkę z przezroczystym płynem wewnątrz. Ponownie się uśmiechnął. Odkręcił tubkę i wylał płyn na palce, które zatopił w moim tyłku.
Myślałem, że umrę z bólu. Czułem się tak, jakbym był rozrywany w pół, jakby coś wparowało we mnie i zaczęło mnie niszczyć od wewnątrz. Pisnąłem cicho czując łzy w kącikach oczu.
- Spokojnie. Ból jest tylko na początku. Zobaczysz, to będzie przyjemne.
Uwierzyłem mu i udałem, że ból ustaje. Jak zwykle oszukany.
Nastąpił moment, nagły impuls, czułem go w sobie, czułem jak łzy płyną po moich rozgrzanych policzkach, a warga drży mocno. Poczułem się... Brudny.
Musiałem oszukiwać, że mi jest przyjemnie, że nie czuję bólu i choć przychodziło mi to z trudem, dałem radę.
- Jako, że to był twój pierwszy raz, nie spuszczę ci się w tobie.
Westchnąłem. Zastanawiało mnie, jaki to miało sens. Czułem się przez to gorzej, jakbym na to zasłużył. Bo byłem okropnym dzieckiem.
Pomyliłem się, że Hyunmin skończy ze mną zabawę na tym etapie. Robił to codziennie, przez cały wyjazd mamy, a ja czułem się coraz gorzej i gorzej, nie umiałem się spuścić, tak jak on, dla mnie to był tylko ból.
Bałem się powiedzieć mamie. Komukolwiek powiedzieć o tym, co robiłem z Hyunminem. Wyśmiali by mnie, powiedzieliby, że jestem ciotą, brudasem, zarażam. Mieliby rację. Jestem brudny.
Cieszyłem się kiedy mama wróciła. Sądziłem, że skoro ona będzie na miejscu, nic mi się nie stanie. Kolejny raz zostałem oszukany.
Dla Hyunnina to nie miało znaczenia, robił to nawet wtedy, kiedy mama była w pokoju obok. Bałem się i czasami zaczynałem kłamać, że mnie okropnie boli brzuch i nie mogę dzisiaj nic robić. Zawsze dostawałem w twarz za sprzeciwianie się, jednak nie to było najgorsze. Hyunmin odkrył, że bicie mnie podnieca go jeszcze bardziej. Wtedy wszystko stało się jeszcze większym koszmarem.
Zacząłem uciekać z domu, z butelką wódki siadałem na murach kawałek od domu i tam spędzałem całe dnie a czasami nawet noce. Czułem się tam bezpiecznie. Jednak moje wypady i ucieczki skończyły się w momencie, kiedy Hyunmin mnie tam znalazł jednego słonecznego dnia. Byłem pijany, zapity wręcz, nie wiedziałem co się dzieje. Ocknąłem się dopiero, gdy poczułem ból. Krzyknąłem głośno, ale ojczym zatkał mi usta dłonią, a drugą mocno mnie uderzył. Znów płakałem, czując się bezsilnie.
Po żyletkę sięgnąłem po raz pierwszy w dniu 15 urodzin. Chciałem z sobą skończyć jak najszybciej, więc nie zwracałem uwagi na ból. Ten, w porównaniu do tego, który zadawał mi Hyunmin, był niczym. Po prostu go czułem.
Widziałem krew. Dużo krwi sączących się z moich podciętych żył. Byłem w kałuży o szkarłatnym zabarwieniu. Nawet nie płakałem, było mi wszystko jedno.
Straciłem przytomność.
*
Obudził mnie dźwięk pikania maszyny obok. Myśląc, że to budzik sięgnąłem ręką by go wyłączyć, ale to nie budzik. To nawet nie był mój pokój. Gwałtownie usiadłem na łóżku i rozejrzałem się wokół. Białe ściany, biały sufit i podłoga, tylko jedna lampa oświetlała pomieszczenie. Byłem sam. Szybko stwierdziłem, że to mi przypomina szpital.
Myśląc że to sen uszczypnąłem się w ramię, ale to jednak była rzeczywistość. Spojrzałem na swoje ręce, owinięte bandażami i innym cholerstwem. Więc naprawdę prawie umarłem.
Nagle do sali wszedł lekarz. Był młody, nawet przystojny, niezbyt wysoki, ale nie psuło to całokształtu. Gdyby nie fakt, że miał fartuch lekarski na sobie i plakietkę z nazwiskiem i stopniem doktora, pomyślałbym, że jest aniołem.
- Widzę, że wreszcie do nas dołączyłeś Tao. Mało brakowało, a już byś nie żył.
Miał przyjemny głos, bardzo przyjemny. Mógłbym go słuchać godzinami.
- Powiedz mi Tao... Dlaczego chciałeś odebrać sobie życie?
- B-Bo... J-Ja... - Było mi głupio. Spojrzałem na twarz doktora ze smutkiem, czując w kącikach oczu pieczenie. Doktor złapał mnie za rękę i spojrzał mi w oczy.
- Nie musisz się bać. Nie skrzywdzę cię. - Nie bardzo chciałem mu wierzyć, ale w jego oczach było coś, czego Hyunmin nie miał. Troska i miłość. Przełknąłem ślinę i opowiedziałem lekarzowi wszystko. Od początku do końca, czekając na krzyk, na bicie, na cokolwiek. Doktor tylko mnie przytulił.
- Nie popieram tego, że chciałeś popełnić samobójstwo. Życie jest zbyt cenne, Tao, byś je sobie odbierał.
Nie wiedziałem, że słowa lekarza tak na mnie podziałają. Byłem mu wdzięczny. Cofnij, nadal jestem mu wdzięczny.
Po kilku tygodniach bycia w szpitalu, dowiedziałem się, że Hyunmin został zamknięty w więzieniu za to, co mi robił. Byłem w szoku, ale mimo wszystko cieszyłem się. Mogłem poczuć się bezpiecznie. Na chwilę.
Wróciłem do domu pod koniec czerwca. Myślałem, że mama się ucieszy, cokolwiek. Gdybym wiedział jak to się skończy, nie wróciłbym. Oczywiście, otworzyła mi drzwi z uśmiechem, ale gdy tylko trzask mahoniowych skrzydeł rozległ się za moimi plecami, czułem wielki ból na policzku. Odruchowo go dotknąłem, czując pod opuszkami palców gorąco. Po chwili znów dostałem.
- Mamo... -jęknąłem żałośnie, czując łzy w oczach.
- Nie nazywaj mnie tak! Nie zasługujesz na bycie moim synem!
Słowa trafiły do mnie po dłuższej chwili. Zamrugałem oczami i spojrzałem na kobietę, która wściekła była gotowa mnie nawet zabić, jeśli odezwałbym się w tym momencie. Bez słowa odszedłem do swojego starego spokoju biorąc najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka. Minąłem matkę na schodach, nim zniknąłem na zewnątrz z myślą, że nigdy nie wrócę do tego domu.
Słowa matki krążyły mi po głowie cały czas. Były utrapieniem, okropną udręką. Nie myślałem o niczym innym jak o tym, że własna matka potrafiła zrobić mi coś takiego. Zasłużyłem na zbyt wiele, że tak mnie traktują?
Przez całe wakacje błądziłem po Korei szukając miejsca dla siebie, ale nie oszukujmy się, gdzie wychudzony, po próbie samobójczej chłopak ze wzrokiem mordercy może znaleźć kącik dla siebie w wielkim świecie?
Westchnąłem ponownie, siadając na ławce w parku. Nawet psy omijały mnie szerokim łukiem. Czułem się jak śmieć, zupełnie niepotrzebny. Uniosłem głową minimalnie, by spojrzeć między drzewami na słońce, ale ktoś mi zasłonił.
- Tao?
Ten anielski głos rozpoznałbym wszędzie.
- Doktor Oh..
Mężczyzna usiadł obok mnie i po prostu przytulił. Właśnie tego mi było trzeba.
Odnalazłem w nim przyjaciela, którego całe życie mi brakowało.
- Tak młody, a tyle kłód pod nogi masz rzucane.. - Pokręcił głową i westchnął.- Gdybym mógł, to wziąłbym cię do siebie na stałe,  Tao.
Rozumiałem go, że nie weźmie mnie do siebie na stałe. Bo kto chciałby takiego brudnego dzieciaka jak ja we własnym domu?
- Tao, spójrz na mnie. Możesz u mnie przenocować kilka dni, a ja ci pomogę szukać w tym czasie odpowiednich miejsc, gdzie mógłbyś zamieszkać. Wiem, że nie brzmi to zbyt dobrze, ale można spróbować.
Pocieszył mnie trochę. Poczułem się lepiej i dziękowałem mu dopóki nie wepchnął mi lizaka do ust. Uśmiechnąłem się, idąc spokojnie obok niego.
- Jednak musisz wiedzieć Tao, nie mieszkam sam. Jest ze mną mój bratanek, mam nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzać.
- Nie... Mogłoby was być nawet 20, a ja miałbym wtedy spać na podłodze, nadal czułbym się lepiej niż z matką.
- Możesz mi mówić hyung. Będzie to brzmiało znacznie lepiej niż "doktor Oh", prawda? - zaśmiał się cicho, a ja kiwnąłem głową. Nigdy do nikogo nie mogłem mówić "hyung", więc naprawdę się ucieszyłem.
Szliśmy równo, a on opowiadał mi o sobie i o Sehunie, bo tak miał na imię jego bratanek.
Sehun był ode mnie rok młodszy, uczył się, by zdać do liceum artystycznego na profil malarski. Byłem pełny podziwu.
- Oh Sehun! - zawołał nagle hyung patrząc na postać, która biegła w naszą stronę.
- Wujek! - chłopak podszedł do nas i spojrzał na mnie trochę pogardliwie, ale po chwili złagodniał i uśmiechnął się. - Mika chciała wyjść, więc ją wyprowadziłem.
Miał najbardziej anielski uśmiech jaki widziałem w życiu. Już nawet głos doktora Oh był niczym w porównaniu do tego uśmiechu.
Sehun był mojego wzrostu, podobnej budowy, miał ciemne brązowe oczy i włosy, zarumienione policzki. Był... Piękny. Przystojny.
Szybko otrząsnąłem się z tej myśli i wyciągnąłem rękę do Sehuna.
- T-Tao - powiedziałem cicho rumieniąc się delikatnie.
- Sehunie, Tao zamieszka z nami przez kilka dni, dobrze?
- No chyba... - Doktor spojrzał na swojego bratanka groźnie, a ja spuściłem głowę. Czułem się źle. - No dobra. Ale wujku, gdzie on będzie spał?
Sehun trafił w sedno. Gdzie będę miał swój kącik do spania?
- Porozmawiajmy o tym jak wrócimy do domu dobrze? Tao prawie nic nie jadł od kilkunastu dni.
Było mi głupio, że przeze mnie tak to wszystko wyglądało, że hyung musiał mówić w ten sposób do swojego bratanka, który nie chciał mnie w domu.
Szliśmy w milczeniu przez większość drogi, choć Sehun próbował czasem zacząć jakiś temat, hyung go wyczuwał i nie pozwalał zacząć, bo zraniłoby mnie to. W co osobiście wątpiłem, bo najgorsze już mnie spotkało. Westchnąłem cicho gdy doszliśmy na miejsce. Duży budynek z wieloma mieszkaniami, duże ładne okna i nawet piękne na swój sposób drzwi głównej bramy. Doktor uśmiechnął się do mnie i poprowadził mnie na 2 piętro do swojego mieszkania.
- Ja... Ja chyba rezygnuję - powiedziałem nagle a on spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Spokojnie Tao, nie bój się. Pomogę ci.
Jakoś dziwnie reagowałem na to. Uśmiechałem się po jego słowach, docierały do mnie w.jakiś sposób, bezbłędnie trafiając w moje odczucia. Wszedłem do mieszkania i nie chciałem już z niego wyjść. Skromne ale piękne.
Dziwnym trafem Sehun oznajmił, że możemy spać razem, jeśli się nie brzydzę spać z chłopakiem. Zamrugałem oczami czując łzy. Oparłem się mocno o ścianę i zacząłem się trząść. Nie wiem kiedy straciłem świadomość i zemdlałem.
Obudziłem się prawdopodobnie w łóżku Sehuna, bo to właśnie on siedział obok i trzymał mnie za rękę, przepraszając, bo po prostu nie wiedział o niczym. Spojrzałem na niego spokojnie.
- Przecież to nie twoja wina...
Od tamtego dnia moje i Sehuna relacje były coraz cieplejsze. Spaliśmy nawet w jednym łóżku, ale na dwóch końcach, bo wciąż się bałem powrotu koszmaru. Było mi teraz trochę łatwiej, mimo wszystko, mimo tych przeciwności, które mnie spotykały.  Byłem uśmiechnięty, już nie taki chudy jak wcześniej. Zaczynałem wracać do zdrowia i swojej sprawności. Powoli, krok po kroku, stawałem się normalnym chłopakiem. O ile mieszkanie z nieznanym mężczyzną i jego bratankiem, z którym śpisz w jednym łóżku można uznać za w pełni normalne.
Mając już 16 lat, czyli rok po mojej próbie samobójczej, nadal mieszkałem z Sehunem i hyungiem. Nie mogłem wrócić do matki, zrzekła się praw do mnie po tym wszystkim, co Hyunmin mi zrobił. Brzydziła się mną, ale szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie już to, co jej dotyczyło.
Mój biologiczny ojciec płacił alimenty na konto hyunga, tak się umówili, bo kiedyś się spotkaliśmy razem. Było mu przykro, że tak się stało, jednak nie mógł mnie wziąć, bo hyung zabiegał, bym został u niego. Poczułem się w tym momencie kochany.
Któregoś razu siedziałem w domu sam z Sehunem. Hyung był na nocnej zmianie, więc mieliśmy właściwie całą noc na oglądanie filmów. Usiadłem na łóżku patrząc w ekran, a Sehun jak gdyby nigdy nic, wtulił się w mój bok przymykając oczy. Zamrugałem oczami ale skupiłem się na filmie.
Gdzieś w połowie, Sehun spojrzał mi w oczy wchodząc mi na kolana.
-Sehun.. Co ty robisz? -spytałem.
- Jak to jest całować się z kimś?
Zakrztusiłem się i spojrzałem na niego w szoku.
- Chcesz się z kimś całować?
- Ja.. - Sehun zarumienił się delikatnie i spojrzał w moje oczy. - Chciałem żebyś mnie pocałował.
Otworzyłem szeroko oczy, nie wierząc w to, co usłyszałem.
- Sehun... Nie chcę cię skrzywdzić.
- Nie skrzywdzisz Tao, ja tego chcę. Nie będziesz taki jak on, Tao. Nie będziesz.. Obiecuję ci..
Spojrzałem  mu w oczy nie bardzo wiedząc co robić. Przełknąłem ślinę, przymykając oczy. Hyunmin też chciał mnie całować. Znów zacząłem się trząść, jednak Sehun mnie uspokoił lekkim muśnięciem warg. Otworzyłem oczy gwałtownie i odsunąłem go od siebie, uciekając do łazienki. Oparłem się o drzwi i zamknąłem je na klucz, zsuwając się na podłogę.
- Tao.. Przepraszam - szepnął Sehun będąc po drugiej stronie. Zapukał cicho.
- T-To nie twoja wina.. Po prostu... Wciąż się boję..
Po chwili dopiero wyszedłem z łazienki. Spojrzałem na Sehuna i przytuliłem się do niego bez słowa. Załkałem cicho, nie chcąc nawrotu koszmaru, a Sehun przepraszał mnie ciągle i ciągle, nim nie zasnąłem w jego ramionach.
                Mimo tego małego incydentu, Sehun i ja nadal byliśmy w dobrych stosunkach. Wygłupialiśmy się czasem, dużo rozmawialiśmy, graliśmy, zupełnie zapominając o wszystkim. Czułem się przy nim bezpiecznie, przecież on nie chciał mnie skrzywdzić. Wiedziałem to.
                Skończyłem 19 lat. Zmieniłem się, fakt, wydoroślałem, byłem znacznie poważniejszy niż kiedyś, chociaż nadal miałem te swoje głupawki, zwłaszcza przy Sehunie. Moje ciało się zmieniło, nabrałem trochę mięśni, a moje rysy twarzy stały się bardziej widoczne. Wyglądałem jeszcze groźniej, ale ani hyungowi ani Sehunowi to nie przeszkadzało. Byliśmy przyjaciółmi, cała trójka. Wtedy myślałem, że nic złego mnie już nie spotka.
                Letniego wieczoru, siedziałem znowu sam z Sehunem w domu. Oglądaliśmy film, wygłupialiśmy się. Kiedy w pewnym momencie Sehun przylgnął do mnie swoim ciałem i patrzył mi długo w oczy, poczułem coś dziwnego. Coś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie czułem. Zacząłem myśleć jak to jest być zakochanym, jak to jest być z kimś, kogo się kocha już na zawsze. Tak, jakby coś we mnie pękło. Spojrzałem na Sehuna i nie chciałem dopuścić do siebie tej jednej myśli, jaka mnie nawiedziła. Potrząsnąłem głową i przewróciłem go pod siebie.
                Przecież nie mogłem się zakochać w Sehunie.
                Każda kolejna minuta spędzona z Sehunem przyprawiała mnie o palpitacje serca, które starałem się ukryć i nie pozwolić im wyjść im na zewnątrz. Ale nie mogłem powstrzymać się przed myśleniem o nim. O jego pięknych brązowych błyszczących oczach, wyrzeźbionym delikatnie ciele, głębokim głosie, ustach, których smak już znałem, o jego głupich zdaniach mając zadanie rozśmieszyć mnie, co zawsze mu się udawało… Czyżbym naprawdę zasmakował miłości? Nie! Ja nie mogę się zakochać w Sehunie! Nie mogę czuć do niego czegoś więcej, niż przyjaźń. Nie mogę…? Staram się hamować się przed przyznaniem się do tego, ale to zaczyna być coraz trudniejsze. To wszystko co się ze mną dzieje przez ten czas… To nie jest normalne.
                Długo ukrywałem przed samym sobą uczucie, jakim darzyłem Sehuna. Przez następny rok chowałem w zakamarku swoich myśli i swojego serca słowa, których nie umiałem wypuścić na światło dzienne. To stało się męczące. Musiałem mu to wreszcie wyznać. Zacząłem szykować plan działania, jakąś idealną atmosferę, muzykę. Wreszcie zaczynałem myśleć, że wszystko się uda. Że będę mógł normalnie żyć.
                Wyznaczyłem datę na wigilię, którą miałem spędzić sam na sam z Sehunem. Hyung szedł do szpitala na dyżur, co bardzo mu się nie uśmiechało i strasznie długo nas za to przepraszał, ale my też nic nie mogliśmy zrobić. Pożegnaliśmy się więc z nim w południe, gdy wychodził, życząc mu miłego dnia i wesołych świąt, by mimo wszystko miał miły dzień. Uśmiechnąłem się delikatnie, idąc do kuchni by pomóc Sehunowi robić kolację.
                Starałem się wyglądać zupełnie naturalnie, gdy nasze dłonie przypadkowo się ze sobą spotkały biorąc ten sam składnik. Za każdym razem posyłałem mu niewinny uśmiech ukrywając zarumienione policzki. Bałem się, że Sehun wyczuje, że coś jest nie tak i zacznie mnie wypytywać, a ja ulegnę od razu, przez co on mnie wyśmieje i spalę się ze wstydu. Jednak dotrwałem do końca i kolacja była gotowa równo na 18. Usiadłem obok niego i po złożeniu krótkiej modlitwy, zaczęliśmy jeść z uśmiechem wszystko co było na stole. Z czasem zacząłem myśleć, że wreszcie przyszedł czas. Spojrzałem na Sehuna i wziąwszy głęboki oddech, z zarumienioną twarzą, zacząłem mówić. Sehun patrzył na mnie w szoku, nic nie mówiąc, a gdy skończyłem i spojrzałem w jego oczy z zarumienioną twarzą, on tylko zacisnął dłoń w pięść i nagle przyciągnął mnie do siebie.
- Przepraszam, ale nie odwzajemniam twoich uczuć, Tao.
                Moje serce pękło. Milion kawałeczków posypało się w klatce piersiowej, a łzy same zaczęły płynąć. Nawet nie wiem kiedy wyszedłem z domu pędząc na most, by patrzeć na płynącą rzekę załzawionym wzrokiem. Właśnie wtedy, kiedy myślałem, że wszystko będzie dobrze, że już będę mógł normalnie zacząć żyć, wszystko się posypało. Gdybym teraz wrócił, zastałbym swoje rzeczy przed drzwiami. Nie miałem po co wracać. Osunąłem się na śnieg i płakałem ciągle. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
                Widziałem biel, dużo bieli. Rozejrzałem się wokół, nie rozpoznając miejsca mojego pobytu. Westchnąłem i zacząłem iść, oglądając się wokół siebie, chcąc jak najszybciej zidentyfikować miejsce, jednak nie umiałem sobie przypomnieć jak tu trafiłem. Nagle na mojej drodze pojawiła się moja babcia.
- Babciu! – pisnąłem i przytuliłem się do kobiety, lecz ona spojrzała na mnie smutno. Jej twarz nagle zrobiła się popękana, wszystko zaczęło odpadać, a jej postać zmieniła się w szkielet. Zatkałem dłonią usta by nie krzyknąć. Poczułem tylko mocne uderzenie w głowę. Znów nie wiedziałem co się ze mną działo.
                Kiedy odzyskałem przytomność, natrafiłem na opór ze strony mojego własnego ciała. Miałem świadomość co się dzieje, ale nie mogłem otworzyć ani oczu ani ust. Czułem, że nie mogę się ruszać. Udało mi się tylko zacisnąć palce.
- Tao… Tao… Bardzo cię przepraszam… Powiedziałeś to tak nagle… Ja nie wiedziałem co mówię… Przepraszam… - usłyszałem. – Wiem, że prawdopodobnie mnie nie słyszysz, ale wiedz, że ja.. Że ja też cię kocham. Że to co mówiłem wtedy, w domu, to był mój szok.. To nie było naprawdę! Po prostu… J-Ja się wystraszyłem…
                Sehun.
- Błagam… Obudź się…  - czułem na ręce jego łzy. Zacisnąłem ponownie dłoń na jego dłoni.
- Panie Oh, odwiedziny się skończyły.
- Tak.. Tak już idę… - szepnął Sehun i nagle poczułem jego usta na swoich. Wtedy też odzyskałem czucie w ciele i delikatnie rozchyliłem usta pragnąc powietrza. – Tao! – pisnął w szczęściu Sehun i wtulił się we mnie mocno.
- P-Powietrza… - szepnąłem, a Sehun odsunął się ode mnie ze łzami patrząc, jak otwieram oczy i zaczynam łapczywie łapać oddechy, przyzwyczajając się ponownie do życia. Poczułem się jak w bajce.
                Gdzie Sehun jest księciem i moim wybawicielem, a ja księżniczką.
                Po tygodniu zostania pod obserwacją wypuszczono mnie. Sylwester spędziłem w szpitalu, jednak u boku Sehuna, który specjalnie dla mnie ubłagał hyunga i pielęgniarki, by mógł tu siedzieć w nocy i mi towarzyszyć. Myślałem, że cuda się nie zdarzają, a ja właśnie jeden miałem przed sobą. Byłem szczęśliwy, że jednak wszystko było dobrze. Do czasu.
                14 lutego zabrałem Sehuna na randkę. Byliśmy w kinie, kiedy to wszystko się stało.
                Spojrzałem na Sehuna, gdy po wyjściu podszedł do nas policjant, mówiąc, że musi o czymś nas poinformować. Złapałem młodszego za rękę i czekałem.
- Pan Oh Sehun? – spytał Sehuna, który kiwnął głową. – Mam dla pana przykre informacje. Oh Jihun to pana wujek?
- Tak.. Coś się stało?
- Bardzo mi przykro, ale pan Oh Jihun nie żyje. Zginął w wypadku.
                To był dla nas szok. Spojrzałem na Sehuna i widziałem, jak powstrzymuje się od łez. Ścisnąłem jego dłoń mocniej i przytuliłem bez słowa, głaszcząc po włosach. A wszystko wydawało się takie idealne.
                Pogrzeb minął w miarę spokojnie. Sehun trzymał się twardo przy ludziach, którzy co chwilę składali mu kondolencje. Ale gdy zostaliśmy sami, rozpłakał się zaciskając dłonie na moim płaszczu.
- Sehunnie…  Chodźmy już. Zimno jest.. – powiedziałem, wtulając go w siebie.
- Chciałbym jeszcze chwilę zostać. Poczekasz ze mną? – spytał cicho i spojrzał na świeży grób. Usiadł na malutkiej ławeczce i westchnął. Spojrzałem na niego smutno i usiadłem obok, trzymając go za rękę, gdy Sehun nagle zaczął mówić, wycierając łzy. – Wiesz, hyung… Pamiętam jak 5 lat temu, prawie 6 przyprowadziłeś do nas Tao. Nie chciałem, żeby mi cię zabrał, ale wiedz, że cieszyłem się, że będę miał z kim porozmawiać, pograć, powygłupiać się… Wiesz, że sprowadziłeś wtedy do domu człowieka, który mnie odmienił? Kogoś, kto poruszył moje pierdolone kamienne serce. Nie będę przepraszał za wyrażenia, bo taka prawda, hyung. Byłem okropny, wiem, że często miałeś mnie dość, bo się buntowałem, ale dopiero po zrozumieniu swoich uczuć do Tao, zacząłem się zmieniać. I właśnie kiedy chciałem ci powiedzieć, że kocham Tao, musiałeś odejść. Pieprzony gnojku, który jest starszy ode mnie 13 lat, musiałeś odejść właśnie teraz?! Tak bardzo cię kurwa nienawidzę, za to że mnie zostawiłeś… Ale tak bardzo cię kocham. Kocham cię, hyung. Za to, że się mną zaopiekowałeś, kiedy potrzebowałem pomocy. Za to, że dzięki tobie poznałem Tao. Za to, że kazałeś mi być szczęśliwym… I jestem. Choć ciebie nie ma obok, bym mógł ci to powiedzieć prosto w twarz.. Zabrakło nam czasu, hyung. Zabrakło. – Słuchałem Sehuna czując jak łzy spływają mi po policzkach. Spojrzałem na niego, kiedy uniósł wzrok ku niebu i kontynuował. – Pamiętasz ten wierszyk, którego mnie nauczyłeś, kiedy odeszli moi rodzice? Mam go na kartce… - szepnął. Ręce mu się cholernie trzęsły, więc pomogłem mu wyciągnąć karteczkę z kieszeni i sam go przeczytałem, bo Sehun był w naprawdę okropnym stanie. – Nawet nie mogę ci go powiedzieć…
- Ciii… - szepnąłem i przytuliłem go.
- Hyung… Dbaj o nas, dobrze? Nie chcę by coś… Coś nas rozdzieliło… Byłeś taki młody hyung… Zbyt szybko odszedłeś…
- Chodź, Hunnie.. Pora wracać.
                Ściany w domu były dziwnie puste, przepełnione smutkiem, jakby wyparowało życie z całego mieszkania. Sehun też się tak zachowywał. Ciągle tylko spał, mało jadł, strasznie mi było źle przez to. Zabrałem go więc na wakacje, nad morze. Do Chin.
                Po długich dyskusjach postanowiliśmy się tam przenieść. Sprzedaliśmy mieszkanie w Seulu i przeprowadziliśmy się do Qingdao, gdzie zostaliśmy już na stałe. Sehun przynajmniej raz w roku ciągnie mnie do Korei, na grób hyunga, by mu podziękować i streścić cały rok. Jeździłem z nim, bo hyung był dla mnie równie ważny. Dzięki niemu znam Sehuna.
                Przed naszą  5 rocznicą, postanowiłem, że wreszcie chcę się ustabilizować. Zrobiłem Sehunowi niespodziankę, pokazując mu bilety do USA. Bardzo się ucieszył, bo pobyt w Ameryce zahaczał o naszą 5 rocznicę, na którą miałem przygotowany specjalny prezent. Oczywiście, to była niespodzianka.
                Przez cały dzień udawałem, że zapomniałem o naszej rocznicy. Oczywiście Sehun co chwilę posyłał mi smutne spojrzenia, więc w końcu nie wytrzymałem. Zabrałem go na dach jednego z budynków późnym popołudniem, kiedy wszystko zaczęło się budzić do życia, a słońce jeszcze nie zaszło. Złapałem go za rękę i spojrzałem mu głęboko w oczy. Po chwili zawiązałem mu je czarną wstążką, nie pozwalając mu nic zobaczyć.
- Ej, co to ma być! – pisnął, na co ja roześmiałem się cicho. Uklęknąłem i wyciągnąłem pudełeczko z pierścionkiem z delikatnym brylancikiem.
- Możesz zdjąć opaskę – powiedziałem. Sehun mruknął coś pod nosem i spojrzał na mnie. Dopiero po chwili uświadomił sobie co się właśnie dzieje, a opaska wyleciała mu z rąk, którymi po chwili zasłonił sobie usta. Widziałem, jak zaczyna drżeć, a do oczu napływają mu łzy. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Z-Zwariowałeś..
- Przez ciebie. Oh Sehun, jesteś sensem mojego życia. Bez ciebie.. Nie wiem jakbym sobie poradził w życiu. Przy tobie czuję, że jestem, że po prostu żyję. Że mogę kochać. Że kocham. Że będę kochał. Czuję, jak czas się zatrzymuje, jak znika cała rzeczywistość, a pozostajesz tylko ty. Nigdy nie spotkałem tak cudownej osoby. Nigdy nie czułem się tak dobrze. Nigdy… Nigdy nie sądziłem, że będę w stanie powiedzieć „kocham cię”. Ale teraz mówię. Kocham cię, Oh Sehun. Zechcesz wyjść za mnie?
- Ty mały gnojku! Oczywiście, że chcę! – krzyknął Sehun ze łzami w oczach i pociągnął mnie do pionu za krawat. Spojrzałem mu wtedy głęboko w oczy i wsuwając pierścionek na jego smukły palec, wpiłem się w jego usta, po chwili podnosząc go wysoko do góry. Słońce idealnie oświetlało nasze ciała, a fotograf, który pojawił się znikąd, uwiecznił to na fotografii, którą powiesiłem w naszej sypialni w Qingdao zaraz po powrocie.

                I kto by pomyślał, że taki brudny dzieciak stanie się odpowiedzialnym szczęśliwym mężczyzną, potrafiącym kochać?







PS. KOCHAM TAOHUN

13 marca 2014

Szkolna sztuka.

"Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna! 
Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem! 
Wnijdź, cudne słońce, zgładź zazdrosną lunę, 
Która aż zbladła z gniewu, że ty jesteś 
Od niej piękniejsza; o, jeśli zazdrosna, 
Nie bądź jej służką! Jej szatkę zieloną 
I bladą noszą jeno głupcy. Zrzuć ją! 
To moja pani, to moja kochanka! 
O! gdyby mogła wiedzieć, czym jest dla mnie! 
Przemawia, chociaż nic nie mówi; cóż stąd? 
Jej oczy mówią, oczom więc odpowiem. 
Za śmiały jestem; mówią, lecz nie do mnie. 
Dwie najjaśniejsze, najpiękniejsze gwiazdy 
Z całego nieba, gdzie indziej zajęte, 
Prosiły oczu jej, aby zastępczo 
Stały w ich sferach, dopóki nie wrócą. 
Lecz choćby oczy jej były na niebie, 
A owe gwiazdy w oprawie jej oczu: 
Blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy 
Jak zorza lampę; gdyby zaś jej oczy 
Wśród eterycznej zabłysły przezroczy, 
Ptaki ocknęłyby się i śpiewały, 
Myśląc, że to już nie noc, lecz dzień biały. 
Patrz, jak na dłoni smutnie wsparła liczko! 
O! gdybym mógł być tylko rękawiczką, 
Co tę dłoń kryje!" 

Czytałem ten tekst już tyle razy i znów kręciłem głową. Miałem grać Romea w szekspirowskim dramacie "Romeo i Julia". Moją Julią miała być najpiękniejsza dziewczyna w szkole, Minji, więc nie gardzę rolą zbytnio, choć przeszkadza mi fakt, że muszę ubrać te rajstopy.. Kostium. Okropieństwo.
Westchnąłem i spojrzałem w lustro, w swoje odbicie, ubrany tak jak na premierę, która swoją drogą, już niebawem. Cała szkoła, rodzice, nauczyciele, ważni ludzie z miasta. Dam radę. 

- Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna! Ono jest wscho..
- Nie! Nie tak, Jongin! Musisz to zrobić inaczej! Więcej emocji! Widziałeś kiedykolwiek tę sztukę? To przecież najpiękniejsza i najromantyczniejsza scena! - krzyknęła pani Park patrząc na mnie groźnie. Westchnąłem i stanąłem na swoim miejscu patrząc na Minji z dołu. 
- Lecz cicho! Co za...
- Jongin, przyłóż się! Premiera za tydzień a ty nie umiesz tego porządnie zagrać?! 
Zacisnąłem dłonie w pięści, a pani Park zarządziła przerwę. Podszedł do mnie Luhan, podając mi butelkę wody. 
- Skup się Jongin, inaczej Tao przejmie rolę.
- Wiem, wiem, ale to nie takie proste. 
- Jest proste. Spójrz na mnie i powiedz to tak, jakbym ja był Julią, okej? - Luhan jest moim dobrym przyjacielem, bardzo mi pomaga we wszystkim, jestem mu wdzięczny. Jednak tym razem spojrzałem nieco krytycznie na niego.
- To nie ma najmniejszego sensu, Luhan.
Starszy westchnął i spojrzał na mnie, kręcąc głową. 
- Nie masz w sobie wiary, Jongin, za grosz wiary w siebie. Wiesz co? Zostańmy po próbie trochę, a ja to z tobą przećwiczę. Pani Park wywiera na ciebie lekką presję - stwierdził Lu, a ja się zgodziłem dopiero po kilku minutach.
- Ale bez sceny pocałunku! - zawołałem, gdy Luhan zniknął za kulisami.
- A już liczyłem, że się zgodzisz! - pisnął ze śmiechem, pozwalając mi się skupić ostatni raz na próbie. 
Myślałem, że dobrze mi pójdzie, że wszystko się uda, jednak znowu zawaliłem. Dostałem w ucho i ochrzan. Jak ostatnimi razy codziennie.
Kiedy wszyscy wyszli, zacząłem się rozglądać za Luhanem, którego nigdzie nie było. Nie byłem jeszcze ubrany w normalne ciuchy, więc rajstopy zaczęły mnie uwierać gdzieniegdzie. Westchnąłem i usiadłem na prowizorycznej ławeczce naprzeciw balkonu, spoglądając w górę. Światło padało od góry idealnie na balkon, gdzie nagle pojawił się Luhan w peruce sięgającej do pasa, w bordowej eleganckiej sukni, która była początkowo przygotowana dla Minji, jednak ta była na nią za duża i musiano użyczyć drugiej, błękitnej. 
Zatkało mnie patrząc na Luhana, który oparł dłonie o barierkę i patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem.
- Gotów na próbę? - zapytał melodyjnym głosem, ciągle patrząc mi w oczy. Przełknąłem ślinę i kiwnąłem po chwili głową. Stanąłem w wyznaczonym miejscu i zacząłem mówić swoją kwestię, wczuwając się w nią. Słowa przychodziły mi z łatwością, było coraz lepiej, czułem, że zrobiłem to doskonale. Luhan uśmiechnął się, kiedy skończyłem. 
Odegraliśmy bezbłędnie każdą kwestię, nie zwracając uwagi, że na widowni siedziała pani Park. Byłem zbyt skupiony na sztuce, na właściwym odegraniu tej próby, że nie zauważyłem nawet, kiedy weszła na scenę.
- No nareszcie! 
Podskoczyłem w miejscu i spojrzałem w szoku na nauczycielkę, po czym podrapałem się nerwowo po głowie.
- Dlaczego tak jest, że na głównych próbach ci nie idzie, a teraz nagle tak dobrze grasz, jak zawodowiec. Ba, nawet znacznie lepiej! Wczuwasz się w tą rolę, Jongin. Jestem dumna. Zagraj tak na jutrzejszej próbie i na premierze, a nie będziesz musiał u mnie zaliczać żadnych rzeczy w tym roku. 
- Dź-Dziękuję proszę pani.
Spojrzałem na Luhana, który zszedł z balkonu i pojawił się przy moim boku ubrany normalnie. Odprowadziliśmy panią Park wzrokiem.
- Poczekasz na mnie? Odwiozę cię do domu.
- Jasne - uśmiechnąłem się i pognałem do szatni. Przebrałem się najszybciej jak umiałem, po czym pognałem do starszego, by wrócić wreszcie do domu. Byłem zadowolony z siebie, ale najbardziej byłem wdzięczny Luhanowi, że pomógł mi teraz. Uzyskałem więcej wiary w samego siebie.
Mijały dni, próby coraz cięższe, aż wreszcie nastał dzień przed premierą. Zacząłem się trochę denerwować, ale za każdym razem myślałem, że na premierze będę mógł pocałować Minji, a wszyscy będą mi zazdrościć.
Scena balkonowa. Romeo wyznaje miłość Julii. 
- Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna! - zacząłem i patrzyłem w oczy dziewczyny, odgrywając scenę, jak najbardziej naturalnie. Wszystko poszło dobrze. Zostaje tylko jutro. Jednak najbardziej denerwowałem się mimo wielkiego oczekiwania, sceną pocałunku. A co jeśli wyjdzie, że nie umiem całować? Albo, że Minji zrezygnuje nagle? Wolałem mieć to za sobą.
Nie mogłem spać całą noc, myśląc o następnym dniu. Zadzwoniłem do Luhana, lecz ten nie odbierał. Właściwie, nie dziwiłem się. Było późno. Westchnąłem więc i spróbowałem zasnąć. 
- Jongin! - zawołała mama. Spojrzałem na nią zaspanie, po czym spojrzałem na zegarek. Prawie się spóźniłem! 
Szybko się naszykowałem i pobiegłem do szkoły, przebierając się bardzo szybko w swój strój. Przeprosiłem za 10-minutowe spóźnienie, po czym zaczęliśmy grać. Miałem nadzieję, że się nie pomylę. 
Byłem tak zagmatwany, że nie zauważyłem rażącej różnicy koloru sukni, która była użyta. Ta była bordowa.
Nie zauważyłem tego nawet przy scenie balkonowej. Podczas całej próby nie zwracałem na to uwagi, byłem zbyt skupiony. A odegraliśmy dwie próby przed występem.
Odetchnąłem kilkanaście razy, napiłem się wody, wyluzowałem. Wyszedłem na scenę. 
Balkon, ja i moja Julia. 
Uśmiechnąłem się patrząc w górę. Poczułem się zupełnie tak, jak wtedy na próbie z Luhanem. To samo dziwne uczucie w sercu, to skupienie, ta chęć zrobienia tego idealnie. Płynęło ze mnie, z serca, jakbym w rzeczywistości wyznawał swoje uczucia. 
- Ażebym mogła oddać ci je znowu. 
A przecież jest to żądanie zbyteczne; 
Bo moja miłość równie jest głęboka 
Jak morze, równie jak ono bez końca; 
Im więcej ci jej udzielam, tym więcej 
Czuję jej w sercu. 
Spojrzałem w górę i dopiero wtedy dostrzegłem kolor sukni. Coś mi nie grało. Ten głos... LUHAN?!
Zszedłem ze sceny i usiadłem za kulisami, biorąc głębokie oddechy. Nie ma Minji. To nie ona dotknie mych ust ale.. Luhan.
Nie mogłem teraz zrezygnować z roli. Nie mogłem od tak przestać grać, przedstawienie musi trwać.
Spojrzałem zza zasłony na Luhana w przebraniu, który chodził po scenie i mówił. Wyglądał pięknie, światło oświetlało jego ciało. Wyglądał jak anioł.
Przełknąłem ślinę. Scena pocałunku. Moje obawy nagle zniknęły całkowicie, pozwoliłem sztuce trwać. 
Leżałem "martwy", a Luhan obok. Zaraz ma dotknąć moich ust swoimi. Mimo, że nie było tego widać otworzyłem oczy i spojrzałem w jego tak, że wiedział, że się domyśliłem, że to on. Poruszyłem delikatnie ustami chcąc powiedzieć "no pocałuj mnie wreszcie!". Luhan zrozumiał.
Myślałem, że usta starszego będą nieprzyjemne w dotyku, może nawet lekko suche, jednak zaskoczył mnie. Jego usta były miękkie, delikatne, posmarowane zapewne jakimś balsamem, by dodatkowo podkreślić ich miękkość. Były cudowne. Zacisnąłem delikatnie dłoń w pięść, starając się, by nie było to widać, bo pocałunek, choć krótki spowodował we mnie burzę emocji. Chciałem wstać, pocałować go dłużej i namiętniej, znacznie dłużej. Chciałem przyprzeć go do ściany, wsunąć mu dłonie we włosy, czuć to cudowne uczucie uwalniania motyli... Zaraz. Jakich motyli? Co ja chciałem zrobić...? Czy ja... Czy ja się mogłem zakochać w Luhanie? Nie. To niemożliwe. Nie... Niemożliwe bym zakochał się w mężczyźnie. Ale jak inaczej mam wytłumaczyć to wszystko, co się ze mną działo? Te wszystkie emocje przy pocałunku, to co czułem mówiąc do niego jako Romeo o swoich uczuciach... To wszystko było dziwne... Bardzo dziwne.
Nie zauważyłem końca. Luhan pociągnął mnie nagle gdy wszyscy zaczęli klaskać, więc pchnął mnie delikatnie w dół, bym się ukłonił, bo nie wiedziałem co się właśnie dzieje. 
- Możemy pogadać? - szepnąłem do Luhana, gdy schodziliśmy ze sceny. Spojrzał na mnie trochę przerażony, ale kiwnął głową. Przebierałem się mozolnie, by mieć trochę czasu na przemyślenie tego, co mam mu powiedzieć. Od razu się przyznać czy poczekać?
- Jongin, nie myśl na głos, dobrze? - mruknął Junmyeon, kręcąc głową. Zarumieniłem się delikatnie i spuściłem głowę. Zawiązałem trampki, wziąłem torbę i ze spuszczoną głową wyszedłem z powrotem na scenę. Poczekałem, aż tym razem na pewno wszyscy wyjdą, po czym westchnąłem, gdy Luhan pojawił się obok. Usiadłem bez słowa i pociągnąłem go za sobą, patrząc mu w oczy.
- Jeśli chodzi o ten pocałunek to... 
- Ciii! Ja teraz mówię! 
Luhan kiwnął delikatnie głową a ja westchnąłem cicho.
- Luhan, kim dla ciebie jestem? - zapytałem po dłuższej chwili krępującej ciszy.
- K-Kim? P-Przyjacielem... Znaczy... Ja.... Nie zrozum mnie źle, Jongin.. Ale ja... Lubię cię. W ten szczególny sposób. - spojrzałem mu w oczy i wsunąłem dłoń między jego włosy, przyciągając go do pocałunku. To była spontaniczna decyzja, ale jakże trafna. Przysunąłem się do niego i po chwili oparłem czoło o jego czoło. Zacząłem cicho dyszeć.
- J-Jongin...
- Ja ciebie też lubię w ten sposób Luhan.
Spojrzał na mnie w szoku. Po chwili pociągnął mnie na środek sceny, dokładnie w miejsce, gdzie stał Romeo wyznając swe uczucia Julii. Luhan wbiegł na balkon i spojrzał na mnie z góry.
- Oh, Jonginie! - uśmiechnąłem się, mówiąc kwestię Romea bardziej współczesną wersją, zmieniając "Julia" na "Luhan", mówiąc to prosto do niego. Luhan zrobił to samo, zmieniając "Romeo" na "Jongin". Już wiem, dlaczego tak wszystko odczuwałem, mając próbę z Luhanem. 
- Luhanie najdroższy! Wpadnij w me ramiona jak miłość w me serce! - zawołałem całkiem poważnie patrząc na Luhana. Ten trochę niepewnie wychylił się przez barierkę i skoczył. Złapałem go w swoje ramiona i pocałowałem namiętnie.
- Ah, mój Jonginie... Ukryj me bijące serce przez wyskoczeniem z piersi mej... 
- Me serce równie porywa się do twego...
Złączyłem nasze dłonie i spojrzałem mu w oczy.
- Kim dla ciebie jestem? - spytałem ponownie. 
- Słońcem i niebem, księżycem i gwiazdami, ziemią i powietrzem, sercem i duszą. Jesteś dla mnie wszystkim, Jongin, wszystkim czego potrzebuję. 
- Bądź moim chłopakiem, Luhan. 
- Nie mogę odmówić. Oj, nie mogę - zaśmiał się starszy i pocałował mnie.
Na deskach sceny, w roli Romea odnalazłem swoją Julię.