9 stycznia 2014

Mam nadzieję, że kiedyś znów zaczniesz latać..


"Byłeś takim małym, niewinnym, ledwie dotkniętym przez moją delikatną dłoń stworzeniem. Byłeś pełnym ciepła i troski, w oczach miałeś coś takiego, że nawet gdybyś próbował mnie kiedyś zabić, nie byłbym wstanie ci nie wybaczyć. Pokochałem cię od pierwszego spojrzenia, pierwszego muśnięcia twojej kruchej dłoni na moich szorstkich palcach, pierwszego lekkiego zapachu, jaki ze sobą przeniosłeś. 
Przyzwyczaiłem się do twojej obecności każdego dnia, gdy znów zaczynałem pracować w ogrodzie, byłeś tam ze mną i dotrzymywałeś mi towarzystwa, nawet jeśli nic z tego co robię cię nie interesowało. 
Zapadałem w sen patrząc w twoje piękne brązowe błyszczące oczy wpatrzone we mnie, jakbym był bogiem, a to właśnie ty nim byłeś. 
Tańczyłeś i śpiewałeś mi w każde popołudnie, gdy zmęczony wszystkim siadałem na kanapie patrząc na twoją uśmiechniętą twarz pełną radości i szczęścia, której pochodzenia nigdy nie umiałem zrozumieć. 
Siadałeś mi na kolanach i przytulałeś się, obdarzając moje zmęczone ciało swoją energią. Do tej pory nie umiem tego wyjaśnić. 
Kiedy stłukł się szklany wazon stojący na komodzie od kilku lat, płakałeś całą noc, przepraszając mnie za to, mimo, że nienawidziłem tego prezentu od starej ciotki z okazji kupienia pierwszego mieszkania. 
Byłeś najdelikatniejszą istotą jaką znałem i kiedykolwiek widziałem. 
Byłeś zbyt perfekcyjny, zbyt idealny, by na mnie spojrzeć, a jednak zrobiłeś to i nauczyłeś mnie jak kochać i dziękować za to, co mam.
Dlatego teraz, po tym wszystkim, mogę powiedzieć: dziękuję ci.
Mam nadzieję, że gdy to przeczytasz, wciąż będę przy tobie żywy i w pełni sprawny.
Kris"


Odwrócił kartkę na drugą stronę. Widział tam kilka pokreślonych, niewyraźnie napisanych słów, którego charakter pisma oraz rodzaj pióra rozpoznał od razu. Spojrzał na ciało mężczyzny leżącego na łóżku.
- Kris.. -wyszeptał cicho, łapiąc jego ciepłą dłoń. Wciąż podłączona była do urządzenia obok.
To kolejny rok- pomyślał szybko mocno splatając swoje palce z jego palcami, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Już dawno wszyscy o nim zapomnieli, lecz nie on jeden.
Kris był chory. Od dawna cierpiał na rzadko spotykane schorzenie, na które nie było możliwe znaleźć antidotum.
Coraz słabiej oddychał, aż w końcu przestawał, a potem znów ożywał, jednak sprawność jednej z kończyn ulegała całkowitemu wymarciu.
Dlatego właśnie teraz leżał tu i oddychał ciężko, żyjąc, bo obecność tej kruchej istotki obok sprawiała, że wciąż chciał oddychać, mimo, że już wcale się nie ruszał, że nie mógł już się przytulić do niego, nie mógł już spokojnie złapać go za rękę.
- Wiesz, Kris? Kocham cię -powiedział i pocałował jego policzek.
- L-L...
- Ciii. Nic nie mów. Ja wiem, że też mnie kochasz -szepnął czując łzy w swoich oczach, które nie utraciły swego blasku, jednak zyskały ciemne worki pod sobą.
- Jestem przy tobie, Kris. Mam nadzieję, że kiedyś znów zaczniesz latać. Pomogę ci w tym, obiecuję. Obiecuję...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pozostaw po sobie ślad, który nie zginie, mimo mnóstwa kątów i korytarzy bezkresnego świata fanficów.