30 lipca 2013

I never forget you


„- J-jong… Jongdae… pomóż mi… - Yifan ledwo co mówił, miał podcięte gardło. Jego ciało było całe posiniaczone, na lewej ręce miał głęboką ranę, dokładnie w miejscu w którym był jego tatuaż, na nogach również miał rany. To były ślady jego walki z gangsterami. Yifan chciał ochronić Jongdae przed nimi, chciał by Jongdae przeżył. I udało mu się tego dokonać, tylko ze strasznym skutkiem.
Jongdae płakał, krzyczał, wrzeszczał, wyrywał sobie włosy z głowy. Był jednak bezsilny.
- Kris! Yifan, błagam, nie umieraj, nie teraz! – rozpaczał Jongdae jednak na próżno. Yifan uśmiechnął się do niego, pozwolił ostatnia łza spłynęła po jego policzku nim całkowicie wyzionął ducha.
- Yifan!”

Jongdae obudził się zlany potem. Od dwóch lat noc w noc śni mu się tamten dzień. Dzień, w którym stracił wszystko.
Przyjaciela. Ukochanego. Życie.
Był wrakiem, bezsilnym człowiekiem, nic nie mógł zrobić. Łzy spłynęły po jego policzku.
Jongdae wstał z łóżka, otworzył okno na oścież, podszedł do komody, na której stało ich wspólne zdjęcie. Wyjął z szuflady zapałki i zapalił świeczkę, która była tuż obok ramki. Ogień powoli zaczął rozjaśniać pomieszczenie.
Kim wziął zdjęcie w swoje dłonie i uśmiechnął się przez łzy.
- Tęsknię Yifan – powiedział sam do siebie.
- Ja też za tobą tęsknie Jonggie – odezwał się cichy głos za Jongdae. Mężczyzna momentalnie zbladł. Znał ten głos doskonale, ale przecież On nie żyje. Jongdae zaczął powoli odwracać głowę w tamtą stronę.
- Yifan – szepnął i upuścił zdjęcie na podłogę.
- Yay, co robisz Jonggie, przecież to nasze zdjęcie. Dlaczego pozwoliłeś mu upaść? – zapytał smutno Kris i kucnął by przyjrzeć się pozostałościom ramki.
- Yifan, przecież ty…
- Tak wiem, nie żyję. I nie powinno mnie tu teraz być prawda? – Yifan pokręcił głową i wstał by jego spojrzenie zetknęło się ze spojrzeniem Jongdae.
- Nie! P-powinieneś tu być. Ze mną. Żywy – Jongdae znowu zaczął płakać a Yifan chciał go przytulić. Jednak zapomniał o tym, że jego ciało nie istnieje i jest tylko duchem. Jongdae poczuł chłód w miejscu w którym bezcielesna ręka ducha ukochanego dotknęła jego ciała. Mężczyzna podszedł do okna i oparł się o parapet. Yifan stanął obok niego przyglądając się mu ciekawie.
- Yifan, powiedz mi jak tam jest.
- Gdzie?
- No tam, po drugiej stronie – Kris spojrzał na Jongdae smutno.
- Nudno. Niby wszystkim się podoba ale jednak… Brakuje mi tam czegoś.
- A spotkałeś tam Minseoka? – Jongdae przypomniał sobie o swoim dawnym przyjacielu, który zginął w wypadku samochodowym rok przed Yifanem.
- Tak, spotkałem go. Też tęskni za… ludzkim światem. I strasznie chce móc znowu zjeść coś bardziej ludzkiego  – Jongdae uśmiechnął się słabo. Cały Minseok.
- Wiesz, chciałbym być znowu blisko ciebie. Znowu móc poczuć twoją bliskość. I… - i nie dokończył bo przerwał mu zegar.
- Przepraszam Jonggie, ale muszę już iść. Kocham cię. Bądź zdrów. I bądź szczęśliwy – szepnął Yifan i rozpłynął się w powietrzu.
- Też cię kocham Yifan – Jongdae odwrócił się przodem do widoku na zewnątrz okna. Księżyc był w pełni a z lasu dobiegł go odgłos wycia wilka.
- A więc teraz jesteś wilkiem Kris? – Jongdae uśmiechnął się do siebie i ponownie położył się w łóżku.
Kiedy ponownie się obudził postanowił iść na cmentarz. Kupił białą różę i poszedł na grób Yifana.
Kucnął i położył kwiat na kamiennej płycie roniąc przy tym jedną łzę.
- I never forget you Yifan.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pozostaw po sobie ślad, który nie zginie, mimo mnóstwa kątów i korytarzy bezkresnego świata fanficów.